(…) Już samo sprzątanie przed świętami mnie doprowadza do pasji – pisze w mailu. - Tak, jakby miał sanepid przyjść. Trzepanie, chuchanie, szorowanie – tak jakby przez cały rok nikt nigdy nie sprzątał. Potem strach wejść do łazienki. Bo wszystko lśni jak w lustrze. (…)

Potem kupno choinki. U mnie to prawdziwy koszmar. (…) Kilka lat kupiłem choinkę bez żony. Wydawała mi się bardzo ładna. Myślałem, że zrobię jej niespodziankę. Wyszedłem z nią z domu szybciej niż wszedłem. Dałem ją koledze. To kawaler. (…) Teraz po choinkę jeździmy już razem. I zazwyczaj kończy się to awanturą. (…) Te choinki w marketach są prawie takie same. Ja kupiłbym drzewko w minutę. Zazwyczaj biorę pierwszą z brzegu i mówię do żony, że jest gęsta i w sam raz do naszego pokoju. Zawsze kręci nosem. „Ty to być kupił zawsze pierwszą z brzegu” – słyszę od niej. Potem przebiera jeszcze kilkanaście choinek, każdą muszę rozłożyć, ona obchodzi dookoła, cmoka, kręci coś głową i każe pokazać następną i następną. I tak z godzinę. W końcu biorę tę pierwszą, którą jej wcześniej pokazywałem i okazuje się, że pasuje jak ulał. Ręce czasami mi opadają(…)

 

Ubieranie choinki to z kolei kolejny powód, żeby się pokłócić

 

(…) Dla mnie to żadna różnica, gdzie jaka bombka ma wisieć – pisze Bogdan. - To tak jak na Zaduszki przestawianie zniczy. Kto nie przyjdzie, to stawia je w innym miejscu. Tak samo z bombkami. Ta na górze, ta żółta na dole, gwiazda krzywo, muchomorka zasłania aniołek i tak w kółko. (…) I jak zwykle jakieś żaróweczka się przepali. To chińskie badziewie jest tak zrobione, że nic się w tych instalacjach nie wymienia, tylko się wyrzuca. W piwnicy to już mam z dziesięć tych świecących łańcuchów. (…) Ile razy już tak było, że jak już powiesiłem te łańcuchy, a nie jest to takie proste, bo mamy ciasne mieszkanie i żeby choinkę nimi oplątać, to muszę się nagimnastykować, to na koniec moja żona przyjdzie z kuchni, popatrzy i mówi „Te zielone odwrotnie - na górę, a te czerwone na dół. I od nowa gimnastyka.

 

Jedzenia na miesiąc

 

(…) Rok temu zaprosiliśmy na wigilię szwagra z żoną. Dzieci nie przyjechały wtedy z Anglii, bo się pochorowały. W sumie cztery osoby z nami przy stole. Ile można kupić jedzenia na święta dla kilku osób? Okazuje się, że cały wózek to mało. Nie to, że jestem skąpy, czy dlatego że nie stać nas np. na drogie trunki, ale po co cztery bochenki chleba na trzy dni świąt? (…) Podobnie z karpiem. Nikt nie zje całego karpia. Ale żona uparła się i pół stołu to były karpie: pieczone, smażone, wędzone. Minęły święta i było tak jak zwykle: „No zjedz coś, karpia tyle zostało, ciasta weź sobie, z chlebem to jedz” i tak przez kilka dni po świętach. Oszaleć można. Bigos to jeszcze w kwietniu jemy. Trzeba tylko zamrozić.

(…) W tym roku żona już na początku grudnia zaczęła robić zapasy na święta. Karp już jest. „Bo potem będzie drogo” – stwierdziła żona i zapełniła już rybami dwie szuflady w zamrażarce. „Może ciocia przyjdzie” – mówi. A ciocia od czterech lat przyjeżdża i jakoś dojechać nie może. (…)

Z karpiem to i tak już mam lepiej, bo wiele lat kupowaliśmy karpia w całości. Niby zabity, ale jak go kroiłem, to kilka razy podskoczył. Myślałem, że dostanę zawału. A potem to skrobanie. Cała kuchnia była zapaćkana. Trzeba mieć tez ostry nóż, inaczej można się skaleczyć – tak mi powiedzieli kilka lat temu na SOR-ze, kiedy mi zszywali rękę. Od tej pory Basia kupuje płaty. Już nie muszę nic kroić.

(…) Zawsze w wigilię rano czegoś zabraknie. To już jest norma. Moja Basia zawsze ma przygotowaną listę zakupów. W koszyku ledwo się to mieści. Produktów jak na pułk wojska. A w wigilię – najczęściej – w popłochu wysyła mnie do sklepu: a to śmietanki 30-procentowej jest za mało, a to cukru wanilinowego, a to może żelatyny nie wystarczy. Ostatni paragon za zakupy ma ponad sto pozycji. A śmietanki akurat nie ma…

(…) Kiedyś mówiłem żonie, że może na święta wyjedźmy. Wiele osób tak robi. Nie trzeba stać kilka dni przy garach w kuchni, sprzątać, przygotowywać. Zapłaci się i wszystko będzie podstawione pod nos. Powiedziała, że wigilia i Boże Narodzenie to są bardzo rodzinne święta i powinno się je spędzać wspólnie w domu.

(…) Basia zawsze po wigilii jest tak zmęczona, że marzy tylko o tym, żeby wreszcie odpocząć. A następnego dnia od rana już jest na nogach – bo zawsze są jacyś goście. I znowu kuchnia -gotowanie, podawania, wynoszenie, mycie. (…) Oczywiście, że jej pomagam. I też czasami w drugi dzień świąt mam ochotę położyć się, włączyć telewizor i wreszcie odpocząć.

(…) Po świętach na jedzenie to już patrzeć nie mogę. Nawet nasz pies nie kwapi się zbytnio, żeby wylizać np. kolejną salaterkę po galarecie. (...) Najchętniej jadłbym tylko jajka albo twarożek. Ani nie jestem wypoczęty, ani zrelaksowany. A jeszcze trzeba wynieść choinkę, rozebrać ją wcześniej, złożyć bombki, wynieść do piwnicy. Magia świąt Bożego Narodzenia na mnie nie działa. Może bardziej Wielkanoc. Nie ma wtedy choinki i karpia...

 

 

 

 

Tagi:

święta,  wigilia, 

Kliknij, aby zamknąć artykuł i wrócić do strony głównej.

Polecane artykuły:

Podobne artykuły:

Powrót
Wyszukiwarka
Newsletter
zapisz