Partner: Logo FacetXL.pl

Marcin z Ewą nie byli idealnym małżeństwem. Żyli razem, ale z roku na rok coraz mniej ich łączyło.

- Ewa była zawsze żywą, pełną wigoru kobietą. - mówi Marcin. - Wszędzie jej było pełno. Przy tym bardzo inteligentna i ciekawa świata.

Wielu znajomych dziwiło się, że zostali parą. Mieli zupełnie różne charaktery. Marcin pochodził z zamożnej rodziny prawników. Był jedynakiem. Rozpieszczonym przez rodziców.

- Ewa mi kiedyś powiedziała, że ująłem ją wrażliwością i delikatnością – mówi. - Po roku bycia razem oświadczyłem się jej.

 

Po ślubie zamieszkali w nowym apartamentowcu. To był prezent od rodziców Marcina

 

- Ewa miała i dalej ma mnóstwo znajomych i przyjaciół – mówi Marcin. - Prze pierwszy rok po ślubie mieliśmy praktycznie imprezy kilka razy w miesiącu. Ciągle jakieś parapetówki, rocznice, czy też zwykłe domówki. Na początku było fajnie, co rusz poznawałem jakiś starych znajomych żony ze szkoły, ze studiów, ale po pewny czasie miałem już przesyt imprez. Ewa miała swoją firmę. Zajmowała się reklamą. Nie musiała wstawać rano do pracy tak jak ja. Zaczęło to się robić męczące.

Powiedział o tym Ewie. Stwierdziła, że to nie jej wina, że ma tylu znajomych.

- Fakt, w porównaniu ze mną to rzeczywiście było ich wielu – mówi Marcin.

On sam był domatorem. Nie nawiązywał tak łatwo znajomości jak Ewa. Ona potrafiło wszystko załatwić.

- Wpadała dio urzędu i tak zakręciła wszystkim w głowie, że z miejsca dostawała to, co chciała – dodaje Marcin. - Jak trzeba było, to potrafiła też i zdrowo ochrzanić.

 

To ona rządziła w domu. Marcin się jej zupełnie podporządkował

 

Zamiast ciągłego imprezowania wolał jednak dobrą książkę lub mecz w telewizji.

- Jestem zapalonym kibicem – mówi. - Oglądam wszystko, głównie sporty drużynowe. Ewa zawsze się dziwiła, że zamiast pójść do znajomych, to wolę oglądać jakiś – durny, jak to określa – mecz.

Doszło w końcu do tego, że Ewa z czasem na wiele imprez chodził sama. On w tym czasie mógł spokojnie usiąść w fotelu i robić to, co mu sprawiało największą przyjemność – czyli delektować się świętym spokojem.

- Nie mieliśmy dzieci, Ewa na razie o tym nie myślała, dobrze zarabialiśmy, żyło nam się wygodnie – mówi Marcin. - Obydwoje jednak czuliśmy, że w tym naszym małżeństwie zupełnie się mijamy.

Rano, kiedy wychodził do pracy, Ewa jeszcze spała. Kidy wracał, zazwyczaj wieczorem, często był sam.

- Albo jeszcze pracowała, albo miała np. spotkanie biznesowe – tłumaczy Marcin. - Jeśli miała później wrócić, to zawsze wysyłała SMS-a. Czasami dzwoniła.

 

Z czasem przestała już dzwonić. Nie uprzedzała, kiedy wróci

 

Nawet nie zauważyli, kiedy ich małżeństwo toczyło się obok nich; Ewa miała swoje życie, on swoje.

- Nie, nie kłóciliśmy się - mówi. - Nie pamiętam, żebyśmy kiedykolwiek np. podnieśli na siebie głos. Nie mieliśmy powodu do kłótni, bo w pewnym momencie niewiele – poza wspólnym domem – nas łączyło. Czasami miałem wrażenie, że mieszkam w jakimś hotelu, gdzie przychodziło się przespać, odpocząć, obejrzeć telewizję.

Owszem, w święta byli razem. Na Wielkanoc podzielili się jajkiem, jedli śniadanie, potem Ewa biegła gdzieś do miasta, a Marcin czytał, oglądał telewizję. W Wigilię był oczywiście opłatek, barszczyk z uszkami, prezenty, życzenia, a potem włączali telewizor, Ewa zaczynała ziewać i szła spać.

 

- Nie mówiliśmy sobie czułych słówek, nie było żadnej namiętności, ale nie sypialiśmy oddzielnie mówi Marcin. - W łóżku było rutynowo, ale przyjemnie

 

Któregoś razu zaproponowała Marcinowi wyjazd. Na tydzień do Kenii. To była jakaś nagroda za jej spot reklamowy.

- Może i bym się skusił, ale akurat w tym terminie miałem ważną konferencję – mówi Marcin. - Nie mogłem na niej nie być. Ewa pokiwała tylko głową i powiedziała, że w taki razie pojedzie z Aldoną. To jej najlepsza przyjaciółka.

To był ostatni raz, kiedy zaproponowała mu wspólny wyjazd.

- Po tej Kenii wróciła zachwycona – mówi Marcin. - Kolejne trzy weekendy to były imprezy z oglądaniem zdjęć i opowiadaniem o safari. Pamiętam, że ktoś tam zażartował, czy nie bałem się puścić żony samej. Może i żyliśmy obok siebie, ale nigdy przez myśl mi nie przeszło, że Ewa mogłaby mnie zdradzić. Ja zresztą też byłem jej zawsze wierny. Obce baby mnie zupełnie nie rajcowały.

 

Pół roku temu pojechali jednak razem. Do jej znajomego na Sylwestra. W góry

 

- Do tej pory albo ktoś do nas przychodził albo szliśmy gdzieś do znajomych. Teraz mieliśmy pojechać na trzy dni. Ten wyjazd to nie był pomysł Ewy, tylko Tomka. Zadzwonił, że jest w pobliżu i że wpadnie do nas na chwilę. Spytał, czy przyjedziemy do niego. Pomyślałem, że może rzeczywiście trzeba się gdzieś wyrwać i od razu się zgodziłem. Ewa była tym zaskoczona.

Sylwester się udał. Bawili się do rana. Drugiego dnia Marcin jednak zaczął narzekać, że źle się czuje. Myśleli, że ma kaca.

- Rzadko piję, jeśli już to niewiele – mówi Marcin. - Wtedy wypiłem może kilka kieliszków wina. Przez cały wieczór i noc to chyba niewiele.

Z powrotem prowadziła Ewa. Marcin rozłożył siedzenie i pojękiwał z bólu. Wziął środki przeciwbólowe. Trochę mu przeszło.

- Miałem tydzień wolnego – mówi. - Zadzwoniłem do naszego znajomego lekarza. Kazał mi przyjść wieczorem na oddział.

Na USG wyszło, że ma piasek w przewodach moczowych. Nic poważnego. To była dobra wiadomość. Była też i zła.

- Nie podoba mi się twoja nerka - powiedział lekarz.

Po tygodniu znów był w gabinecie. - To nowotwór – usłyszał. - Wczesne stadium, ale się nie martw, damy radę.

 

Do domu wrócił na piechotę. Zostawił samochód pod szpitalem. Chciał się przejść, ochłonąć. Ewy nie było w domu. Jak zwykle poszła gdzieś do znajomych. Kiedy zasypiał, jeszcze jej nie było. Następnego dnia była sobota. Wolne. Wstał po ósmej. Poszedł do łazienki, Ewa jeszcze spała. Nic nie wiedziała o jego kłopotach zdrowotnych. Nawet nie miał jej tego kiedy powiedzieć. Najpierw chciał mieć też pewność, co do diagnozy.

Kiedy brał prysznic, zadzwonił jego telefon. Ewa odruchowa sięgnęła po niego. Marka, ich lekarza znała dłużej niż Marcin. Zobaczyła na wyświetlaczu, że to on dzwoni.

- Cześć doktorku, Marcin się myje, oddzwoni.

- Dobra, powiedz mu tylko że jego raczysko wytniemy dzień wcześniej. Zwolniło się miejsce na oddziale. Niech będzie w czwartek przed ósmą. Pa.

 

I się rozłączył. Marcin Wyszedł z łazienki i zobaczył, że Ewa ściska jego telefon w ręce. Patrzyła na niego z przerażeniem w oczach. Po raz pierwszy widział, że jego żona się boi. Nigdy jej się to nie zdarza, nawet wtedy, kiedy dowiedziała się o śmierci swojego ojca. Zawsze była opanowana. Teraz cała drżała.

- Co Marek mówił o jakimś raczysku? - spytała. - Dzwonił, że masz być dzień wcześniej w szpitalu. O co chodzi?

Usiadł obok niej. Sam się zdziwił, że tak spokojnie mówił o nerce, raku i operacji. Ewa słuchała w kupieniu. Nagle zobaczył łzy w jej oczach. Chyba po raz pierwszy w życiu. Przytuliła się do niego. Mocno go objęła.

- Damy radę, nie martw się. Jestem z tobą – usłyszał.

Nie pamięta, kiedy po raz ostatni Ewa się do niego tak przytuliła. Trwało to kilka minut. W pewnej chwili delikatnie odsunęła się od niego, pocałowała w policzek i znów była sobą:

- Pokaż mi te wyniki, trzeba je jeszcze skonsultować – powiedziała już tonem, do jakiego był przyzwyczajony.

Po chwili już siedziała z telefonem przy uchu. Kilka godzin później byli już razem w gabinecie jednego z najbardziej znanych onkologów w mieście. Okazało się, że Ewa obdzwoniła chyba wszystkich znajomych, żeby umówić tą wizytę. Marcin nie chciał podważać diagnozy Marka, ale Ewa się uparła.

Profesor potwierdził, że operacja i wycięcie guza jest konieczne. Pocieszył ich, że to wczesne stadium nowotworu i rokowania są dobre. Kazał być dobrej myśli.

 

Od operacji minęły już dwa miesiące

 

- Ewa od tego czasu zmieniła się całkowicie – mówi Marcin. - Wczoraj przy śniadaniu usłyszałem po raz pierwszy od wielu lat, że mnie kocha. Powiedziała to zupełnie bez powodu. Nie poznaję jej. Od kiedy odebrała ten telefon od Marka, stała się zupełnie inną kobietą. Nie chodzi już tak często do znajomych, skończyły się imprezy w domu. Każdemu tłumaczy, że ja teraz potrzebuję spokoju i odpoczynku. Gotuje obiady, planuje już nasz wspólny urlop w przyszłym roku. Okazało się także, że wcale nie nudzimy się ze sobą. Mamy jednak o czym rozmawiać. Nawet zaczęła mnie słuchać. I pomyśleć, że gdyby nie ta moja choroba, to pewnie znowu spędzałbym samotne wieczory.

 

 

 

 

 

 

 

 

Tagi:

choroba,  rak,  małżeństwo, 

Kliknij, aby zamknąć artykuł i wrócić do strony głównej.

Polecane artykuły:

Podobne artykuły:

Powrót
Wyszukiwarka
Newsletter
zapisz