Podobne artykuły:

Rozmowa z panem Grzegorzem, przeprowadzaczem dzieci w Lublinie - na skrzyżowaniu ul. Głuskiej i Wygodnej

 

 

Nie nudzi się panu stać tak przez cały dzień?

- Nie, zawsze coś się ciekawego dzieje. Na nudę nie narzekam. Jak akurat nie ma dzieci w pobliżu przejścia, to słucham muzyki, przeglądam internet w smartfonie, mogę poczytać o sobie w Onecie i czas jakoś mija. Jestem na tym przejściu już trzeci rok.

Jak pana nazywają?

- Kiedyś mówiło się o nas jako o "krasnalach" - chyba ze względu na strój. Teraz słyszę o sobie, że jestem "pan Stopek". Tak ostatnio przedszkolaki mnie pozdrawiały. "O, dzień dobry panie Stopek" - słyszałem.

Co jest gorsze - lato czy zima?

- Zdecydowanie zima. W lecie można się schować w cieniu. Tu, gdzie pracuję jest park i drzewa chronią przed słońcem. W zimie najgorzej jak jest mróz i sypie śniegiem. Ale nie narzekam. Jestem przygotowany na każdą pogodę. Szkoła, która mnie zatrudnia zapewnia mi ciepłą odzież.

Jak kierowcy się zachowują na "pana" przejściu ?

- W większości już się zatrzymują. Ale nie wszyscy. Nie tak dawno przechodziła starsza kobieta. Stanąłem na środku ze znakiem STOP. Jeden kierowca się zatrzymał, ale drugi w tym czasie zaczął go wyprzedzać. Minął mnie o centymetry. Nie był to pierwszy taki przypadek. Jeden już zaczepił o ten mój znak. Tak mu się śpieszyło. Czasami dziwię się niektórym kierowcom, że hamują w ostatniej chwili przed przejściem z piskiem opon. Widać mnie przecież z daleka. Najgorsi są młodzi kierowcy. Oni najczęściej tak robią.

Przez te trzy lata zna pan już pewnie niektórych kierowców.

- Szczególnie jednego. Mam nadzieję, że to przeczyta. To młody chłopak. Jeździ nissanem. Gdyby to ode mnie zależało, to już dawno straciłby prawo jazdy. Jeździ zdecydowanie za szybko. Mam nadzieję, że zanim spowoduje jakiś wypadek, to skończy się punktami i wysokim mandatem.

 

Przez cały dzień może pan obserwować zwyczaje mieszkańców. Wie pan, kto i o której chodzi np. do sklepu?

- Oczywiście. Wiem też, kto ma jakie problemy. Wiele osób zatrzymuje się przy mnie, zawsze ktoś coś zagada, opowie, zdarzają się też tacy, którzy mi się zwierzają. Wiem, kto i kiedy dostaje rentę czy emeryturę, kto kogo odwiedza. Znam najnowsze plotki, skandale, ale zawsze zachowuję to dla siebie.

Zna pan też pewnie większość dzieci, które chodzą do pobliskiej szkoły...

- Większość tak. I niektóre mają problem. Miałem już telefony od dyrektora, czy nie widziałem jednego czy drugiego, jak szli na wagary. Kiedyś uciekł z lekcji chłopak w zielonej kurtce. Też mnie pytali ze szkoły czy go widziałem. Na moim przejściu go wtedy nie było, musiał pójść na inny przystanek.

Dzieci pozdrawiają pana?

- Tak. I to jest miłe. Dziękują, że ich przeprowadzam. Czasami pytają, czy autobus już odjechał czy nie. Wtedy muszą pędzić na przystanek, albo iść spacerkiem. Znam plan lekcji każdej klasy, mimo że co roku się zmienia.

Dzieci mogą się czuć przy panu bezpiecznie?

- Po to tu jestem. Odpowiadam za nie. Jak do tej pory nic złego na tym przejściu się na szczęście nie stało i mam nadzieję, że tak pozostanie.

Dorosłych też pan przeprowadza?

- Nie mam takiego obowiązku, ale jak widzę starszą osobę, to oczywiście jej pomagam.

A jak się panu zechce do toalety?

- Po to mam trzy przerwy, w tym na posiłek. Da się wytrzymać.

Jakie są plusy tej pracy?

- Kontakt z ludźmi. Bardzo sobie to cenię. Szczególnie w lecie zawsze ktoś się zatrzyma i porozmawia, bo w zimie to każdy biegnie do domu.

Dobrze płacą za taką pracę?

- Najniższą krajową.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Kliknij, aby zamknąć artykuł i wrócić do strony głównej.

Polecane artykuły:

Powrót
Wyszukiwarka
Newsletter
zapisz