Partner: Logo FacetXL.pl

Kość na lina

Dawniej ze zdobyciem racic świńskich problemu nie było. W każdym gospodarstwie chowano kilka świnek na święta. Dzisiaj sprawa jest trudniejsza, wytrawni wędkarze mają swoje źródła, u znajomych mających hodowlę trzody chlewnej albo kupują w rzeźni. Zapach prażonych racic jest także niezwykle nęcący dla linów. Sama przypieczona racica jest wielorazowego użytku. Po połowach można ją wyjąć i zarzucić w innym miejscu. Jeśli nie ma racicy, może być świńska nóżka, tylko bez mięsa; skuteczna jest także zmielona kość zmieszana z otrębami. 

 

 

Na śliwki

Mowa o mirabelkach, do których słabość ma zwłaszcza amur - szczególnie w wodzie stojącej. W rzekach ten aromatyczny owoc może skusić jeszcze większe okazy kleni. Te ryby lubią także wiśnie oraz czereśnie. Ponoć do zwabienia ryby można nawet użyć owoców z wekowanych kompotów, pod warunkiem że się nie rozpadną na haczyku. Aby mieć branie, trzeba uzbroić się w cierpliwość i mieć przy sobie duże ilości śliwek. Najlepiej przez tydzień zanęcać łowisko. Pierwszego dnia rozrzucić wiadro - czyli ok. 10 kg owoców; ostatniego dnia skończyć na pół kilogramie. Amur się temu nie oprze.

Na krew  – dawniej suszono krew i formowano z niej grudki, potem trafiały na haczyk. Innym sposobem było maczanie we krwi kulek z waty. Zapach prowokował sumy i węgorze, ale także ryby karpiowate, m.in. klenia i leszcza.

Serowa przynęta  – żółty ser krojono w kostkę wielkości odpowiedniej do haczyka, zalewano zimnym mlekiem i odstawiano na dobę w chłodnym miejscu. Ser po takiej kąpieli stawał się miękki i gumowaty. Do tego zaczynał intensywnie pachnieć. Ten aromat wabił brzanę, ale też klenie, świnki oraz karpie. Co do rodzaju żółtego sera - zdania są podzielone. Każdy wędkarz miał swój ulubiony.

Kartoflane kulki  – ziemniaki, szczególnie te gotowane w mundurkach przyciągają jak magnes liny i karpie. Aby wzmocnić ich naturalny zapach, wędkarze doprawiali je miodem, mlekiem, mąką i odrobiną oleju. Potem zagniatali z nich kulki i gotowe.

Kaszotto raz – w dawnych czasach na polskich stołach częśto gościły wszelkiego rodzaju kasze. Gdy coś zostawało z posiłku, to wędkarze wykorzystywali resztki na przynętę. Aby skusić tym ryby, mieszano kaszę z robakami, a nawet z rozgniecionymi ślimakami. 

Na dżdżownice – są do dzisiaj najbardziej znaną i bardzo cenioną przez wędkarzy przynętą. Według wędkarzy z dziada pradziada, nie mają konkurencji jeśli chodzi o wabienie. Biorą na nie wszystkie ryby, nie wyłączając dużych drapieżników. Najmniej atrakcyjną odmianą są robaki "kopane" - koloru przeważnie szarego i zielonkawego. Czerwone wydobywa się spod kompostu, stert nawozu, odchodów zwierzęcych. Dostępne w każdym sklepie wędkarskim. Największe z dżdżownic tzw. rosówki żyją w ziemi trawników, łąk, czy upraw rolnych.

Na sznurek – w dawnych czasach brano sznurek z naturalnych włókien (innych nie było) robiono bukiet z dżdżownic i taki pęk wrzucano do wody. To był sposób na węgorze, które zwabione robakami zaczynały ucztować i zaczepiały zębami o sznurek. Czasami w pułapkę wpadało nawet kilka okazałych sztuk. 

 

 

Na ślimaka i pijawkę – ludzie łapali się różnych sposobów, by zwabić rybę. Takimi nietypowymi wabikami były różnego rodzaju robaki, raki (mięso), pijawki, a nawet ślimaki. Zanim trafiały na haczyk były miażdżone i mieszane z ciastem. Takie eksperymenty nie brały się znikąd. Przez lata obserwowano zachowanie przyrody, złapane ryby patroszono i sprawdzano czym się odżywiały ostatnio. Idąc tym tropem dostarczano im przysmak. Na haczyk trafiały również: pędraki, komarnice, szczeżuje, a nawet krewetki, żaby, pasikoniki, świerszcze, muchówki, ważki czy turkucie podjadki.

Na kiełbasę - sto lat temu na duże brzany stosowano zwykły talarek kiełbasy. Lecz nie tylko. Wędlinę mieszano w kule gliny z ziemniakami i grochem. Taki przysmak rzucano do rzeki, a woda robiła swoje, powoli wypłukiwała przysmak. Trzeba było uważnie obserwować, gdzie żerują klenie. Niezawodnym sposobem okazywał się wrzucony na wodę żywy chrząszcz. Taki kleń nie potrafił się oprzeć smakołykowi, zjadał owada, zdradzając miejsce żerowania. Kleń jest określony przez wędkarzy jako wszystkożerny. Ponoć ktoś łapał klenie nawet na krety.

Na kurczaka - chodzi oczywiście o mięso z niego. Taką przynetę stosowono juz ponoć 200 lat temu. Łowić na nią możemy okonie, miętusy, węgorze, a u ujścia Wisły - sandacze. Wśród wedkarzy opowiada się o tym, że olbrzymie sumy łowiono przed laty nęcąc je pieczonymi kurczakami.

Źródło:

https://wedkuje.pl/n/edmund-gutkiewicz/34945

https://www.bolw.pl/blog/wedkarskie-przynety-dziadkow

 

 

Tagi:

ryby,  wędkarstwo, 

Kliknij, aby zamknąć artykuł i wrócić do strony głównej.

Polecane artykuły:

Podobne artykuły:

Powrót
Wyszukiwarka
Newsletter
zapisz