Partner: Logo FacetXL.pl

Ostatni wyjazd był zwłaszcza koszmarem dla 42-latka z Lublina. Po powrocie z Chorwacji przed dłuższy czas miał z żoną "ciche dni", a dzieci na wszelki wypadek schodziły im z drogi.

- Od początku, już przy pakowaniu wszyscy byliśmy podminowani - mówi Jacek, właściciel dużej firmy handlowej. - Wszystko było robione w pośpiechu. Ja do końca musiałem dopilnować firmowych spraw, Ania, moja żona miała jeszcze dyżur w szpitalu i nie mieliśmy zbyt dużo czasu na przygotowanie się do wyjazdu. Okazało się, że zapomnieliśmy zabrać dużo rzeczy. Po drodze jeszcze były koszmarne korki, upał i całą drogę się sprzeczaliśmy. Dzieciaki dogryzały sobie na tylnej kanapie, a Ania siedziała obrażona nie wiadomo o co. Albo milczeliśmy, albo były po chwili krzyki i wrzaski.

Po przyjeździe na miejsce nie było wcale lepiej. A to za daleko do plaży, a to jedzenie niedobre, do tego lodówka słabo chłodzi, klimatyzator hałasuje. Ciągle komuś coś nie pasowało. Bartek, ich 13-letni syn od samego początku dąsał się, że na plażę trzeba iść stromymi schodami, czego on najbardziej nie lubi. Kasia z kolei, młodsza od brata o trzy lata ciągle grymasiła przy jedzeniu. Nic jej nie smakowało. Najchętniej jadałaby na okrągło frytki z keczupem albo kebab.

 


Ciągle żaliła się, że jest za gorąco, za duszno, za dużo ludzi na plaży, woda za zimna, za gorąca. I tak w koło Macieju

 


- Dwa lata wcześniej byliśmy nad naszym polskim morzem i było dokładnie tak samo - dodaje nasz rozmówca. - Dzieci chodziły ciągle naburmuszone. Od rana. Nic im nie pasowało. Najchętniej siedziały na tarasie ze smartfonem w ręku. Ożywiały się jedynie, jak zabieraliśmy je sklepu albo na targ. Ale to nie na tym polega chyba taki wspólny rodzinny wyjazd. Miałem po dziurki w nosie tych ich dąsów i humorów.

Fochy dzieci udzieliły się także Jackowi i jego żonie. O ile jeszcze nad Bałtykiem starali się panować nad emocjami, o tyle pobyt w Chorwacji to była jedna kłótnia za drugą. Ciągle coś zgrzytało. Wystarczył byle pretekst, żeby atmosfera była napięta od samego rana - już przy śniadaniu. Najczęściej spierali się o plan dnia. Jacek chciał zwiedzać, a Ania z dziećmi wolała wylegiwać się na plaży. Kiedy w końcu ich namówił, żeby pojechać obejrzeć jakiś zabytek, to robili to z tak znudzoną miną, że szybko tracił ochotę na dalsze zwiedzanie i wracali na kwaterę.

 


Nawet wycieczka elektrycznym katamaranem nie wzbudziła entuzjazmu

 


Ania po godzinie żaliła się, że czterogodzinny rejs to za długo, a Bartek z Kasią stwierdzili, że ta "łajba jest przereklamowana" i lepiej byłoby leżeć w cieniu na plaży.

Jedynie wieczorami był względny spokój. Jacek z Anią siedzieli na tarasie. On z zimnym piwem w ręku, Ania z lokalnym winem. Trochę rozmawiali, potem Ania czytała, nadrabiała zaległości, zawsze lubiła dobrą lekturę. Jacek w tym czasie dzwonił do firmy, plotkował. Dzieci z kolei nie rozstawały się ze swoimi smartfonami. Każde siedziało w swoim pokoju.

- W domu raczej się nie kłócimy, bo co tu dużo mówić: rzadko się widujemy - tłumaczy Jacek. - Ja wracam dość późno z firmy, Ania pracuje na okrągło w szpitalu, przychodni czy w swoim gabinecie w weekendy. Dziećmi zajmują się głównie dziadkowie. Mieszkają w pobliżu, chętnie je zabierają do siebie. My z Anią to zazwyczaj mijamy się w drzwiach. Wstyd się przyznać, ale ja nawet nie wiem za bardzo jak się nazywają wychowawczynie naszych dzieci. Tu, w Chorwacji dopiero zauważyłem, że Bartek nieźle radzi sobie z angielskim, a Kasia dobrze pływa. Jak byliśmy nad Bałtykiem, to woda była tak zimna, że ani razu się nie kąpaliśmy, a tu pochwaliła się swoimi umiejętnościami. Wiedziałem, że trzy razy w tygodniu uchodzi na basen, ale nigdy jeszcze nie widziałem jej w wodzie. Kiedy ją pochwaliłem, to stwierdziła z przekąsem, że mógłbym czasami pójść z nią na ten basen. To przecież niedaleko domu. I zaraz potem Ania dołożyła swoje trzy grosze, że na nic nie mam czasu i się kolejny raz pokłóciliśmy. Już nie chciałem jej wypomnieć, że ostatnio zapomniała o urodzinach Bartka. Tak była zapracowana. A już w lipcu jedziemy na urlop do Włoch.Już zaczynam się bać, żeby to znowu nie był wyjazd, po którym pozostaną niemiłe wspomnienia.

 


Marek Kasperski, psycholog z Lublina, przyznaje, że po sezonie urlopowym przyjmuje w swoim gabinecie sporo par małżeńskich, które znalazły się w kryzysie po m.in. takim wspólnym, urlopowym pobycie.

 


- Wbrew pozorom, nie jest to rzadkie zjawisko - mówi psycholog. - Dotyczy to małżeństw w różnym wieku, które na co dzień żyją jak gdyby obok siebie, obok swoich dzieci i codziennych trosk. Zabiegani, zalatani, robią kariery, ciężko pracują, zarabiają, żeby utrzymać okazałe domy, drogie samochody, oddalają się od siebie i nawet nie zdają sobie z tego sprawy. Takie życie na wysokich obrotach kosztuje. Dzieje to się często kosztem życia rodzinnego, kiedy rodzice nie zauważają, jak ich dzieci rosną, dorośleją, nie uczestniczą aktywnie w ich życiu. I nagle, kilka razy w roku są ze sobą przez kilka czy kilkanaście dni razem - od rana do nocy. W różnych sytuacjach. Okazuje się wtedy, że przez ten cały czas oddalili się od siebie, wiele spraw im gdzieś umknęło, nie zauważyli ich. Pewne rzeczy są dla nich zupełnie nowe, niektóre irytują, złoszczą. Taki wspólny dłuższy pobyt to jest także nowa sytuacja dla dzieci. Rodzice nagle mają czas, żeby ich przytulić, powiedzieć coś miłego, pocałować. Coś, co powinno być normą w każdej rodzinie. Nie da się tego nadrobić, poprawić podczas tygodniowego wspólnego urlopu, zwłaszcza że po powrocie często już na ma tej czułości, troski, zainteresowania. Podobnie jest z dorosłymi. Jeśli nie mają zazwyczaj czasu dla siebie, mijają się w drzwiach z pracy lub po pracy, to w jakiś sposób odzwyczajają się od siebie. A tu nagle się okazuje, że są "skazani" na siebie przez jakiś czas. I rodzą się konflikty, nieporozumienia. Widoczne to było podczas pandemii koronowirusa, która zamknęła rodziny na długi czas w domach. Nie każda rodzina znała ten egzamin. Wiele przeżyło poważny kryzys. Ale były też sytuacje, kiedy ta izolacja scementowała je. Wiele osób odkryło nagle, że mają fajne, mądre, czułe dzieci. A mąż czy żona nawet poczuli dawne motylki w brzuchu. Tego należy każdemu życzyć, a taki wspólny wakacyjny wyjazd może akurat temu służyć.

 

Tagi:

urlop,  kłótnia,  małżeństwo, 

Kliknij, aby zamknąć artykuł i wrócić do strony głównej.

Polecane artykuły:

Podobne artykuły:

Powrót
Wyszukiwarka
Newsletter
zapisz