Partner: Logo FacetXL.pl

Po raz ostatni pił 25 lipca 2016 roku. Imieniny Krzysztofa. Jak co roku spotykali się w kilku u solenizanta z dzielnicy. Było ostro od kiedy pamięta. Kilka razu urwał mu się film i nie wie, jak znalazł się w domu.

- Niestety, alkohol towarzyszył mi już od szkoły średniej - mówi. - Na początku była to ciekawość, pierwszy smak wódki nawet mnie odrzucił, ale nie chciałem być gorszy od kolegów. To był taki głupi wiek, kiedy człowiek chciał innym zaimponować.

Arkowi to się udało. Po jakimś czasie zyskał "sławę" na dzielnicy jako ten, który może dużo wypić. Zaimponował kolegom.

 


Pił dużo, często i też coraz częściej miał z tego powodu problemy - najpierw w szkole, potem w pracy

 


- W szkole chcieli się mnie chyba jak najszybciej pozbyć - mówi. - Udało mi się ją jakimś cudem skończyć i zaraz poszedłem do pracy.

W hurtowni za długo nie zagrzał miejsca. Robotę załatwił mu kolega. Po kilku tygodniach zwolnili go, kiedy przyszedł pijany na zmianę. Od tej pory zaczęła się dla niego równia pochyła.

- Ojciec zmarł jak byłem jeszcze mały - opowiada. - Wychowywała mnie mama. Nie żyje od 2010 roku. Zmarła w przeddzień moich 30. urodzin.

Arek pił niemal codziennie. Pracował dorywczo. Ma opinię "złotej rączki". Potrafi zreperować samochód, zna się na budownictwie, elektryce.

- Skończyłem szkołę mechaniczną, ale fachu nauczyłem się przy moim wujku - mówi. - Mieszkał niedaleko, często pomagałem mu w warsztacie. Miałem dryg do majsterkowania. Kiedyś wujek mi powiedział, że po jego śmierci przejmę warsztat. Ale narobił z czasem długów, rozpił się i z planów nic nie wyszło. Prawie wszystko zabrał komornik.

Kilku kolegów chciało zatrudnić Arka na stałe. Proponowali mu etat, ubezpieczenie, niezłą pensję. Raz nawet się skusił. Wytrzymał miesiąc. Pokłócili się. Poszło oczywiście o alkohol w pracy.

- Jak mnie naszła ochota na piwo, to nie było zmiłuj - przyznaje nasz rozmówca. - Nic się więcej nie liczyło. Co zarobiłem, to od razu przepijałem. Jak się kasa kończyła, to znów przed kilka dni pracowałem.

 


Koledzy, z którymi najczęściej spędzał wcześniej czas przy alkoholu, nie poszli w jego ślady

 


Większość założyła rodziny, poszli do pracy, ustatkowali się. Kilku wyjechało za granicę. Jak się czasami spotkali, to owszem, przy piwku, ale już nie było takiego picia na umór jak wcześniej. Poza Arkiem, który wciąż nie wylewał za kołnierz.

- Nie miałem już jednak tak mocnej głowy jak kiedyś - mówi. - Upijałem się bardzo szybko. I często też urywał mi się film. Piłem, bo najpierw mi alkohol smakował, lubiłem ten szmerek w głowie, dobrze się bawiłem. Z czasem zacząłem upijać się na smutno. Już nie było tak beztrosko, wesoło, gdzieś tam głęboko w sercu czułem zazdrość, kiedy widziałem tych moich dawnych kolegów w niezłych samochodach, z dziećmi na spacerze, z rodziną. Tak, zazdrościłem im tego. A im więcej o tym myślałem, tym więcej piłem. Chyba najgorszy moment w tym moim pijackim życiu to miałem wtedy, kiedy pewnego zimowego dnia obudziłem się w domu skostniały z zimna. Sąsiad mnie przyprowadził poprzedniego dnia. Piłem ze znajomym w jego garażu. Nie pamiętałem, jak to się skończyło. Przez mgłę tylko jakieś wspomnienia, że sąsiad znalazł mnie pod furtką i zaprowadził do domu. W domu było zimno jak w psiarni, bo nie rozpaliłem w piecu. Nie miałem czym.

 


Gdyby nie Madzia, prawdopodobnie byłby już na dnie. To dzięki niej dzisiaj nie pije.

 


- Poznaliśmy się pod sklepem - mówi. - To był zupełny przypadek. Siedziałem wtedy na ławce i miałem zamiar kupić sobie coś mocniejszego. Ona wychodziła z zakupami, spojrzała na mnie przelotnie i wsiadła do auta. Nie chciał jej odpalić samochód. Pomogłem jej, bo była zupełnie bezradna. Zaczęliśmy rozmawiać, okazało się, że chodziliśmy do jednej podstawówki i zaczęliśmy się spotykać. Była rozwódką, po przejściach. Były mąż ją bił. Pracowała w przychodni. Po jakimś czasie zamieszkaliśmy u mnie. Przez ten czas nieco przyhamowałem z tym piciem. Ale niedługo potem była pierwsza, potem druga wtopa. Od razu zorientowała się, że nie piję okazjonalnie. Magda nie robiła scen, nie dramatyzowała, ani nie prawiła mi kazań. Opowiedziała mi historię swojego ojca, który zapił się na śmierć. Stwierdziła, że jeśli nic z tym swoim piciem nie zrobię, to mnie też to czeka. Nie pozostawiła mi żadnych złudzeń.

 


"Nie myśl, że będę mieszkać z alkoholikiem i czekać aż dostanie wylewu czy delirki, a ja będę mu potem zmieniać pampersy" - powiedziała

 


Dodała przy tym, że chce być uczciwa wobec mnie - "Masz wolny wybór: albo ja, albo alkohol. Szkoda mi życia na bycie nianią dla ciebie i pilnowanie czy Areczek pije czy nie".

Arek początkowo nie przejął się tymi słowami. Nadal pił, chociaż starał się pilnować. Ale przegrał. Po dwóch tygodniach od tej rozmowy, Magda się wyprowadziła. Został sam w pustym mieszkaniu. Pijany.

- Kiedy obudziłem się następnego dnia rano, ogarnął mnie nagle straszny lęk - mówi. - To było coś przerażającego. Bałem się otworzyć oczy, poruszyć ręką. Byłem jak sparaliżowany. Po raz pierwszy w życiu dotarło wtedy do mnie, że mnie nawet nie będzie miał kto pochować jak umrę. Nigdy do tej pory nie myślałem o śmierci, Bogu. A tym razem jakby mi się jakaś nowa klapka w głowie otworzyła. Zaraz się pojawiła myśl, że po piwie poczuję się o niebo lepiej, ale bałem się zejść z łóżka. Przeleżałem w nim prawie cały dzień. I do dzisiaj nie potrafię zrozumieć, skąd wtedy zebrało mi się na wspomnienia. Zasypiałem, budziłem się, taki sen na jawie i przed ten cały czas pojawiały się jakieś obrazki z dzieciństwa, mama, nawet ojciec mi się przyśnił. I zacząłem płakać. Coraz głośniej, łzy leciały mi ciurkiem. To było coś, czego jeszcze nigdy w życiu nie doświadczyłem. Poczułem się w pewnym momencie jak zniedołężniały, samotny jak palec starzec. Rozejrzałem się po pustym domu i uświadomiłem sobie, że zmarnowałem swoje życie. Zrobiło mi się po prostu żal tego wszystkiego.

Wie pan, ja nie jestem w stanie wytłumaczyć racjonalnie tego, co się potem wydarzyło. Nie wiem, czy to było działanie pana Boga, czy swoista autopsychoterapia, czy splot różnych okoliczności, ale ja tego dnia urodziłem się na nowo. Zadzwoniłem do Madzi, spotkaliśmy się. Jak mówiłem jej, że nie będę pić, to musiałem być na tyle przekonywujący, że nie stawiała mi żadnych warunków. Tak, jakby czuła, że ma przed sobą już zupełnie innego człowieka.

 


Ja jej nie obiecałem, że spróbuję rzucić picie, że będę się starał, pilnował. Ja to stwierdziłem jako fakt

 


Od ośmiu lat Arek nie miał kropli alkoholu w ustach. Zdarza się, że raz na jakiś czas wypije trochę piwa bezalkoholowego. Pracuje w firmie kurierskiej, z Madzią są szczęśliwą parą, mają wielu znajomych i wśród nich są wciąż tacy, którzy nie mogą zrozumieć, że ktoś nie pije alkoholu. Jak Arek.

- To jest w tej chwili dla mnie najbardziej denerwujące - kończy nasz bohater. - Ci, którzy znają mnie od dawna, to wiedzą, że miałem kiedyś problemy z alkoholem i nie mają z tym problemu, ale wciąż niektórzy zachowują się tak, jakby chcieli z ciekawości sprawdzić, czy się przypadkiem nie złamię. Albo udają, że zapomnieli, że nie piję. Ale często jest też tak, że w jakimś nowym towarzystwie budzę zdziwienie, że nie sięgam po alkohol. Pamiętam, że kiedyś po kolejnej namowie odparłem, że swoje już w życiu wypiłem i jestem jednym z setek tysięcy polskich alkoholików. Do końca imprezy każdy analizował w myśli moje słowa i chyba nikt nie wiedział jak to skomentować. Zresztą ja do końca nie wiem, czy jestem alkoholikiem. Nikt tego nie stwierdził, nie chodziłem na żadną terapię i nie wiem tak naprawdę co się wydarzyło, że przestałem pić alkohol.

- Miałam już takie przypadki w swojej karierze - wyjaśnia dr Małgorzatą Sitarczyk, psycholog z Akademii WSEI w Lublinie, biegły sądowy w zakresie psychologii. - Zdarza się, że na styku pewnej psychozy połączonej z przebłyskami świadomości mogą pojawić się - tak jak w tym przypadku - niezwykle silne emocje. Towarzyszą im lęki, konfabulacja, taka osoba może przyjrzeć się swojemu życiu jak na taśmie filmowej i to wszystko sprawia, że fragmenty treści urojonych mogą być zapamiętane. W tym przypadku ten człowiek doświadczył właśnie silnego lęku związanego z uświadomieniem sobie, że w jakimś stopniu wiele stracił w swoim życiu, a przyszłość nie wygląda zbyt różowo. Te przebłyski świadomości przemówiły do niego, że musi coś w swoim życiu zmienić. To zadziałało. Nie zawsze tak jest - zwłaszcza wtedy kiedy mamy już do czynienia z uszkodzeniem mózgu spowodowanym alkoholizmem. Ale w przypadku tego pana na szczęście to się udało. Trzymam za niego kciuki.

 


 

Tagi:

alkoholik,  picie,  abstynencja, 

Kliknij, aby zamknąć artykuł i wrócić do strony głównej.

Polecane artykuły:

Podobne artykuły:

Powrót
Wyszukiwarka
Newsletter
zapisz