Piotr i Darek znają się od dziecka. Wychowywali się na jednym osiedlu, razem chodzili do szkoły, potem grali w piłkę w jednym klubie. Nawet ich rodzice się zaprzyjaźnili. Wszyscy czasami w weekendy spotykali się w domu Darka, gdzie był duży ogród.

 

- Wszędzie razem chodziliśmy - mówi Piotr. - Jeden za drugiego wskoczyłby w ogień. Nie mieliśmy przed sobą żadnych tajemnic.

 

Ich kontakty nieco osłabły na studiach. Wciąż jednak byli najlepszymi przyjaciółmi.

Darek nie widział dla siebie przyszłości w kraju. Już na studiach nie krył, że najchętniej pracowałby w Niemczech. Miał tam rodzinę. Jeździł do wujka w każde wakacje. Na studiach dorabiał u niego w jego salonie samochodowym. Kiedyś wrócił z Niemiec "wypasionym" volkswagenem golfem, którego mu wszyscy zazdrościli.

- Tak się zachłysnął Zachodem, że w końcu rzucił studia i wyjechał do wuja - mówi Piotr. - To był początek lat 90. ub. w. Często dzwonił do mnie, opowiadał, jak sobie radzi, zapraszał do siebie.

Piotr pojechał do niego kilka lat po studiach.

- To był dla mnie szok - mówi. - Darek radził sobie znakomicie. Już wcześniej znał super język niemiecki, bo chodził na prywatne lekcje, do tego miał talent do języków. Od wuja, który był wdowcem, dostał samodzielne mieszkanie nad salonem, pracował u niego w firmie, dobrze zarabiał, stać go było na wiele. Bardzo mu zazdrościłem. Proponował mi, żebym został, że załatwi mi pracę. Było to kuszące, ale miałem inne plany. Przede wszystkim miałem Ewę, z którą planowaliśmy ślub. Wróciłem do Polski.

 

Wkrótce Piotr został ojcem, z żoną mieszkali najpierw w wynajętym mieszkaniu, potem przeprowadzili się po śmierci teściowej do jej mieszkania

 

- Skończyłem historię, ale nie chciałem być nauczycielem - mówi Piotr. - Wtedy w Polsce zaczął kwitnąć prywatny biznes, powstawało wiele firm, zaczął się gospodarczy boom. Było też duże zapotrzebowanie m.in. na reklamę. Zacząłem robić banery, szyldy, różne stojaki, potem opakowania, gadżety reklamowe. Miałem mnóstwo zamówień, zatrudniłem dwie osoby na produkcji, wynająłem halę, kupiłem używane maszyny. Większość pieniędzy pochodziło ze sprzedaży działki, którą Ewa odziedziczyła po rodzicach. Ona sama pracowała w szkole, ale czasami pomagała mi też w firmie.

 

Po kilku latach działalności Piotr zarobił na nowe mieszkanie, zmienił też samochód. Jeździli na wczasy, wtedy zaczęła się robić popularna Chorwacja. Dobrze im się powodziło

 

Do czasu. Na rynku reklamowym zaczęła się ostra konkurencja. Piotr ten okres przespał.

- Myślałem, że ta moja firma będzie cały czas dobrze prosperować, ale okazało się inaczej - mówi. - Kilku naszych dużych klientów przeinwestowało i wpadło w dołek finansowy. Razem z niezapłaconymi fakturami. I zaczęły się kłopoty. Oni nam nie zapłacili, a my nie mieliśmy na nasze zobowiązania. Na początku priorytetem był ZUS i podatki. Ale i na to zabrakło. Nie chciałem brać kredytu, bo bałem się, że to tylko poprawi sytuacją na jakiś czas.

Pomógł mu przyjaciel.

- Darek często przyjeżdżał do Polski - mówi Piotr. - Zawsze pytał, jak mi idzie biznes, interesował się tym. Kiedyś przy piwie przyznałem mu się, że jestem o krok od bankructwa. Było rzeczywiście niewesoło. Miałem długi wobec pracowników, niezapłacone faktury, wściekli wierzyciele wydzwaniali nawet późno w nocy. Ewa też się denerwowała, bo straciliśmy płynność finansową.

 

Naciskały na nas firmy windykacyjne. To był też czas, kiedy długi odbierali wynajęci panowie o byczym karku. Tego się najbardziej bałem

 

Kiedy o wszystkim opowiedział Darkowi, ten spytał jedynie, ile potrzebuje pieniędzy, żeby spokojnie spać.

- Chodziło o 200 tysięcy złotych - mówi Piotr. - Dla mnie to była wtedy niewyobrażalna kwota. Darek obiecał, że następnego dnia wrócimy do tematu.

I znalazł rozwiązanie. Spłacił wszystkie moje zobowiązania. Wynajęty przez niego prawnik zajął się z kolei moimi dłużnikami. Część pieniędzy udało mu się odzyskać. Chciał, żebym wciąż prowadził firmę.

- Widział też w tym swój interes, bo miałem pracować również dla firm niemieckich - mówi Piotr. - Byłem uratowany. Kamień spadł mi z serca. Ustaliliśmy, że dopóki nie spłacę długu wobec Darka, to będę pracować za miesięczne, niezbyt wysokie wynagrodzenie.

 

" Z czegoś przecież musisz żyć" - powiedział. - Zawsze miał głowę do interesów. Został moim cichym wspólnikiem

 

Piotr szybko stanął na nogi. Firma znów zaczęła prosperować głównie dzięki zamówieniom z Niemiec. Wszyscy byli zadowoleni. Klienci - bo w Polsce mieli o połowę taniej, a Piotr nie musiał się martwić o przyszłość firmy.

- Miałem nad sobą księgowego, którego opłacał Darek. Wysyłał mu comiesięczne raporty, dokładnie przeglądał wszelkie faktury, pilnował płatności. Żadnych przedłużonych terminów.

Firma, która jeszcze nie tak dawno była na skraju upadłości, działała teraz jak szwajcarski zegarek - mówi Piotr.

 

Z Darkiem rozmawiali telefonicznie co najmniej raz w miesiącu. Przyjaciel - dzięki intratnym zamówieniom - regularnie odzyskiwał zainwestowane pieniądze, a dług Piotra malał

 

- Kiedyś zadzwonił do mnie kolega ze studiów - mówi Piotr. - Był dyrektorem w dużej sieci handlowej. Wiedział, że mam firmę reklamową i chciał się koniecznie ze mną spotkać. Umówiliśmy się u niego w biurze.

Chodziło o dużo zamówienie: m.in. kilkaset dużych banerów. Piotr miał mu jak najszybciej zrobić kosztorys. Wzór i layout był już gotowy.

- Cieszyłem się, że wreszcie i ja załatwiłem jakieś zamówienie - mówi Piotr. - Zadzwoniłem od razu do Darka, ale nie odbierał.

Tego samego dnia zaczął przygotowywać wycenę.

 

- I wpadł do głowy jeden z najgłupszych w życiu pomysłów - mówi Piotr. - Nie rozumiem, jak mogłem wykombinować, żeby naciąć przyjaciela na kasę

 

Kiedy Darek oddzwonił, pochwalił się, że mają szansę na duże zamówienie, ale jest warunek: kolega Piotra miał dostać "odsyp" - 20 tysięcy złotych.

- To było wtedy naprawdę dużo pieniędzy - mówi Piotr. - Pomyślałem, że będzie to mój bonus za zamówienie, o którym nawet żona nie będzie wiedziała.

Pieniędzy na rzekomą łapówkę nie mógł wziąć z firmowej kasy. Pojechał po nie do Darka. I tak miał zawieźć mu inne dokumenty, a przy okazji odwiedzić przyjaciela.

- Pamiętam, że jeszcze po drodze miałem się z tego wycofać - mówi. - Że niby kolega stwierdził, że żartował. Ale chciwość wzięła górą. Oszukałem mojego najlepszego przyjaciela.

Zamówienie zrealizowali. Zarobili spore pieniądze. Pieniądze od Darka wydał.

- Nigdy o nich nie mówiłem Ewie - przyznaje Piotr. - Wydałem je na jakieś głupoty. Część oddałem też znajomym. To były pożyczki, o których Ewa nie wiedziała.

 

Firma funkcjonowała jeszcze przez kilka lat. Przynosiła zyski. Darek wycofał z czasem zainwestowane pieniądze. Piotr nie chciał jednak prowadzić dalej firmy

 

- Wypaliłem się - mówi. - Nie chciałem być dłużej biznesmenem. Poszedłem do pracy na etat.

Przez te wszystkie lata wciąż myślałem o świństwie, jakie zrobiłem. Miałem strasznego kaca moralnego. Darek pomógł w jednym z najgorszych momentów w moim życiu. Wyciągnął do mnie rękę. Zawsze mi ufał. A ja połasiłem się na głupie dwadzieścia tysięcy.

Po zamknięciu firmy nie zerwał kontaktów z Darkiem. Przez cały czas dzwonią do siebie, odwiedzają. Po śmierci wujka przyjaciel przejął jego salon. Ma też komis samochodowy i warsztat. Dobrze mu się powodzi. Do Polski nie zamierza wracać.

- Już wiele razy chciałem mu powiedzieć o tej kasie - mówi Piotr. - Wstyd mi było jak diabli. Męczyło mnie to. Nie potrafię do dzisiaj tego wytłumaczyć.

 

Rok temu - równo 25 lat temu, kiedy naciął przyjaciela na pieniądze - przyznał się do tego

 

- To były jego okrągłe, sześćdziesiąte urodziny - mówi Piotr. - Pojechałem do niego. Ewa nie mogła. Kiedy już wszyscy goście wyszli, usiedliśmy jeszcze z drinkiem na tarasie. Sporo wypiliśmy. Pomyślałem, że albo teraz albo nigdy. Powiedziałem mu o tych pieniądzach. Że wymyśliłem wtedy łapówkę. I że do końca życia będzie mi wstyd. Darek pamiętał o tym zamówieniu, przypomniał sobie tę sytuację. Przez dłuższy czas nic nie mówił. W końcu stwierdził, że każdy w życiu popełnia jakieś błędy. I że nie ma do mnie żalu.

- "Dobrze, że mi o tym powiedziałeś - stwierdził. - To znaczy, że masz wyrzuty sumienia. To dobry znak".

Od czasu tej rozmowy nie wracali do tego. Widzieli się dwa razy. Niedawno Darek odwiedził ich w domu. Ewa przygotowała kolację, pili piwo, dyskutowali, oglądali potem stare zdjęcia jeszcze z dzieciństwa. Ewa w pewnej chwili spojrzała na nich, kiedy pochylali się nad albumem i powiedziała "Wiecie co? Ja wam zazdroszczę. Tyle lat się znacie i wciąż jak bracia. Ja miałam też przyjaciółkę. I okazało się, że od kilku lat kopała w pracy dołki pode mną. Strasznie się na niej zawiodłam".

Piotr w tym samym momencie co Darek spojrzał na swojego przyjaciela. Żaden z nich się nie odezwał.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Tagi:

przyjaciel,  przyjaźń, 

Kliknij, aby zamknąć artykuł i wrócić do strony głównej.

Polecane artykuły:

Podobne artykuły:

Powrót
Wyszukiwarka
Newsletter
zapisz