Partner: Logo FacetXL.pl

Miał 76 lat. Mógł jeszcze pożyć. Pierwsza wszczęła alarm jego lekarka rodzinna. Od dłuższego czasu kiepsko się czuł. Nie mógł spać, wszystko go bolało. Do tego te nocne wstawanie do toalety. I coraz mniej jadł. Jeśli już - to zmuszał się do tego. Nawet ulubiona golonka mu już tak nie smakowała jak kiedyś.

- To był rak prostaty - mówi Darek, najstarszy syn. - Ojciec miał szanse na wyleczenie. Nie było przerzutów, lekarz mówił, że jedyną szansą jest operacja. Nie chciał. Zawsze był uparty. Brał leki, nawet przez pewien czas była poprawa.

 


Z Jackiem, najmłodszym synem nie widzieli się od ośmiu lat. Poszło o podział majątku. Jacek uważał, że został skrzywdzony

 


- Nie miał racji - przekonuje Darek. - Ja miałem dostać dom, bo opiekowałem się rodzicami. Zamieszkałem z nimi, zająłem się całym gospodarstwem. Jacek wyprowadził się do miasta, podobnie jak Beata, siostra.

Nigdy wcześniej nie rozmawiali o tym, kto i co dostanie po śmierci rodziców. Darek został na wsi, tu się ożenił, gospodarzył. Rozbudował dom, powiększył gospodarstwo. Ciężko pracował w polu, do tego cały czas opiekował się rodzicami. Mama od dawna miała problem z biodrem, ledwo chodziła. Ojciec też skarżył się a to na serce, a to na nadciśnienie.

- Dołożył Jackowi i Beacie do mieszkania, pomagał jak mógł - mówi Darek. - Kiedyś Jacek jednak zaczął dopominać się o pieniądze, bo chciał zmienić samochód. Od słowa do słowa pokłócili się. Ojciec miał pretensje, że młodszy syn nie interesował się nigdy domem, rodzicami. Miał żal, że zostawił żonę dla młodszej. Nie mógł mu tego wybaczyć. Padły wtedy gorzkie słowa.

 


Po tej awanturze Jacek przez długi czas nie odwiedzał rodziców. Zerwał też kontakty z rodzeństwem

 


Wyjechał bez pożegnania. Od znajomych dowiedzieli się, że do Niemiec, potem do Francji. Miał tak wielu przyjaciół.

- Rodzice bardzo to przeżyli - mówi Darek. - Ojciec najbardziej. Chyba nigdy się nie pogodził, że jego syn zerwał wszelkie kontakty z rodziną.

Z Jackiem, od kiedy pamięta, były zawsze problemy. Już jako dziecko chodził swoimi ścieżkami. Krnąbrny, wiecznie skory do kłótni. W szkole ciągle się z kimś bił, psocił, nie bardzo chciało mu się uczyć. Zrobił jakoś maturę, miał zamiar studiować, ale w końcu skończyło się na planach. Poszedł do pracy w państwowej spółce, założył rodzinę. Nie układało im się jednak. Poznał młodszą i rozwiódł się. Po roku został sam. W nowym związku też mu się nie ułożyło.

- Z tej Francji odezwał się może jedynie kilka razy - mówi Darek. - Dzwonił do Beaty. Ale nigdy ot tak, żeby chociaż się spytać jak tam rodzice, co u nich słychać. Zawsze tylko wtedy dzwonił, kiedy coś chciał. Ani na święta, ani na urodziny nie raczył nawet wysłać SMS-a.

O chorobie ojca powiadomiła go Beata. Nie skomentował tego. Stwierdził jedynie, że powinni go zmusić do operacji. Tyle. Nic więcej. Kiedy ojciec po raz kolejny trafił do szpitala, do młodszego brata zadzwonił Darek.

- Powiedziałem mu, że ojciec ze szpitala może już nie wrócić - mówi starszy brat. - Lekarze nie ukrywali, że musimy być przygotowani na najgorsze. Rokowania były niestety kiepskie.

Stan ojca pogarszał się z dnia na dzień. Nikł w oczach. Darek był w szpitalu co drugi dzień. Na zmianę z siostrą.

- Ojciec był twardy - mówi. - Widać było, że bardzo cierpi, ale nie dawał tego poznać po sobie. Jestem pewny, że zdawał sobie sprawę, że to jego ostatnie dni. Starał się jednak zachowywać normalnie. Wciąż wypytywał, co tam w polu, jak pies, czy zreperowałem już traktor.

 


Kilka dni przed śmiercią zaczął wypytywać o Jacka. Wcześniej unikał rozmów o nim. Był ciekawy, jak mu się tam wiedzie

 


Co miałem powiedzieć? Że nie wybiera się w odwiedziny? Że wciąż jest obrażony na cały świat? Kłamałem. Mówiłem, że nie może się na razie wyrwać z pracy, bo ktoś tam zachorował, ale na pewno niedługo przyjedzie. Nie umiałem chyba dobrze kłamać, bo po raz pierwszy zobaczyłem w oczach ojca łzy. Sądzę, że mi nie uwierzył w ten jego przyjazd.

Dwa dni później ojciec zmarł. Rano zadzwonili ze szpitala. Spodziewali się tego telefonu.

- Widok pustego łóżka na sali, gdzie leżał, wstrząsnął mną jednak - mówi Darek. - Dopiero wtedy dotarło do mnie, że to już koniec. Że już nigdy go nie zobaczę. Rozbeczałem się jak dziecko.

To Beata zadzwoniła do Jacka. Z samego rana. Powiedział, że przyjedzie. I się rozłączył.

 


Nikomu przez myśl nie przeszło, że to były ostatnie słowa w życiu, jakie siostra usłyszała od Jacka

 


Pogrzeb miał być już za dwa dni. Ze wszystkimi formalnościami uwinęli się bardzo szybko. Mieli zaprzyjaźnionego księdza, który bardzo im wtedy we wszystkim pomógł.

- Nie mieliśmy zbyt licznej rodziny poza najbliższymi z naszej miejscowości i okolic - mówi Darek. - Ci, którzy mieszkali najdalej, mieli raptem kilka godzin drogi.

Na pogrzebie było w sumie kilkadziesiąt osób. Brakowało Jacka. Jego telefon milczał. Wcześniej też nie odbierał. Wysłali mu jeszcze raz SMS-a z terminem pogrzebu, mszy. Darek też mu wysłał.

- Sądziliśmy, że pewnie nocuje gdzieś po drodze - mówi Darek. - Ale byliśmy pewni, że zdąży w dwa dni dojechać do domu.

Podczas mszy miejsce obok najbliższych było jednak puste. Nawet ksiądz przed rozpoczęciem nabożeństwa dopytywał się co z Jackiem.

 


Każdy sądził, że lada moment się zjawi

 


Beata specjalnie nie wyłączyła swojego telefonu. Wyciszyła go jedynie. Liczyła, że Jacek się odezwie. Że coś niezwykle ważnego go zatrzymało, ale lada moment się zjawi. Kiedy kondukt doszedł do grobu, gdzie miał spocząć ich ojciec, jeszcze raz dyskretnie sprawdziła telefon. Nic. Żadnej informacji. Delikatną wibrację poczuła, kiedy trumna powoli niknęła w wykopanym dole. Nieznany numer. Przeczuwała najgorsze. Nikt nie miał jej za złe, że w takim momencie odeszła nieco na bok i odebrała.

- Po jej minie widziałem, że coś się stało złego - mówi Darek.

Siostra kilka razy coś szepnęła do telefonu i odwróciła się. Była blada jak ściana. Ręce jej się trzęsły.

- Jacek nie żyje - powiedziała. - Potrącił go samochód.

Tydzień później spotkali się na cmentarzu w tym samym gronie. Jacek spoczął obok ojca. O tej tragedii mówili wszyscy w okolicy.

- Jacka potrąciła ciężarówka na parkingu przy autostradzie - wyjaśnia Darek. - Pewnie był zmęczony podróżą i zatrzymał się, żeby odpocząć. Kiedy wysiadał, nie spojrzał, czy coś jedzie. Nie miał szans. Kierowca tira nawet nie zdążył nacisnąć na hamulec. Wtedy na cmentarzu, do Beaty dzwonił policjant. W telefonie Jacka znalazł jedno z ostatnich połączeń - "Siostrzyczka" - tak miał w kontaktach zapisaną Beatę.

 

 

 

 

 

Tagi:

pogrzeb,  tragedia, 

Kliknij, aby zamknąć artykuł i wrócić do strony głównej.

Polecane artykuły:

Podobne artykuły:

Powrót
Wyszukiwarka
Newsletter
zapisz