Partner: Logo FacetXL.pl

Zawsze chciał być piłkarzem. Z piłką nie rozstawał się. Każdą wolną chwilę spędzał na podwórku. Wychowywała go matka. Ojciec wyjechał do Niemiec, do pracy. Już nie wrócił. Poznał inną. Zostawił ich na pastwę losu. Po kilku latach dostali wiadomość, że nie żyje. Zginął w wypadku na autostradzie. Rafał miał wtedy 15 lat.

- Pamiętam tylko tyle, że ojciec prawie każdą wolną chwilę siedział przed telewizorem z piwem w ręku, albo z kolegami przy wódeczce - wspomina. - Oglądał wszystkie mecze, w soboty czy niedziele chodzili na stadion, żeby dopingować swój zespół.

 


To ojciec jednak zaprowadził po raz pierwszy Rafała do klubu. Chciał, żeby syn trenował piłkę nożną - jego ulubioną dyscyplinę

 


- On sam kiedyś grał jako junior, ale nie miał chyba zbytniego talentu, bo z tego, co mi mama kiedyś opowiadała, to siedział głównie na ławce - mówi Rafał. - Nie łapał się do składu. Musiał to chyba bardzo przeżyć, bo koniecznie chciał, żebym ja został piłkarzem.

A Rafał do sportu miał smykałkę od dziecka. Wszystko jedno, jaka to była dyscyplina, to radził sobie doskonale. W szkole był w reprezentacji w siatkówce, koszykówce, nawet w piłce ręcznej. Ale nożna była jednak najważniejsza.

- Nic innego dla mnie nie istniało - mówi. - Mama miała o tyle dobrze, że nie miałem czasu na głupoty. Największą karą dla mnie był "szlaban" na trening, bo akurat mama kazała mi się uczyć do sprawdzianu czy klasówki.

Do szkolnych orłów nie należał. Dużo nieobecności, nie interesowała go zbytnio nauka, bo przeszkadzała mu w sporcie.

- W technikum to mi już jednak nauka zupełnie nie szła - przyznaje. - Byłem już wtedy w juniorach i coraz lepiej sobie radziłem na boisku.

Grał już wtedy w kadrze województwa. Był na tyle dobry, że wkrótce zwrócił na niego uwagę trener drużyny seniorów.

- Pierwszy trening śnił mi się po nocach - wspomina. - Miałem strasznego pietra. Jako szesnastolatek miałem szansę gry w seniorach. To było coś.

Na starszych kolegów patrzył z respektem. Kilku z nich grało kiedyś na poziomie wyższych lig. Wiele się od nich nauczył. Chociaż początki nie były łatwe.

Debiut miał jak marzenie. Wszedł na kwadrans przed końcem meczu. Mnóstwo kibiców. Trema jak diabli. Dał radę.

- Nogi trzęsły mi się jak galareta -wspomina. - Zacząłem od niecelnego podania. Potem jednak było już super.

Gola nie strzelił, ale zanotował asystę, kilka udanych wślizgów i przede wszystkim oklaski od kibiców. To było dla niego spełnieniem marzeń.

- W szkole, w poniedziałek, wszyscy mnie poklepywali po plecach - mówi. - Byłem kimś. Nawet wychowawczyni mnie pochwaliła.

 


Piłka wciąż była numerem jeden w jego życiu. Nauka zeszła na dalszy plan. O wiele dalszy, niż powinna

 


- Do matury nie dotrwałem - przyznaje Rafał. - To była najgłupsza decyzja w moim życiu. Byłem tak zafiksowany graniem, wyobrażałem sobie, że będę niedługo grał w ekstraklasie, powołają mnie do kadry i zawojuję piłkarski świat. Do tego szkoła, matura, jakieś dyplomy nie były mi do niczego potrzebne. Tak uważałem, i szkołę - mimo lamentów mamy - rzuciłem.

Jego sportowa kariera rzeczywiście rozkwitała. Wszyscy go chwalili. Do dzisiaj ma wszystkie wycinki z prasy, wydrukował też artykuły z internetu. Tu gol, tam kolejna asysta, wychodził w pierwszym składzie. Był filarem zespołu mając dwadzieścia kilka lat.

- Koledzy ze szkoły kończyli wtedy studia, część wyjechała do innego miasta, zakładali rodziny, robili kariery, a ja spełniałem swoje marzenia - grałem, trenowałem i czekałem na swój wielki dzień.

 


Marzenia Rafała o zrobieniu światowej kariery prysły w 75 minucie meczu ligowego

 


Zerwanie wiązadła krzyżowego. Paskudna kontuzja. Ale do wyleczenia. Miał jednak wyjątkowego pecha. Operacja nie do końca się udała. Po niej miał dwie kolejne.

- Walczyłem przez dwa lata, żeby wrócić do pełnej sprawności - mówi Rafał. - Częściowo się to udało. Żmudna rehabilitacja, godziny na siłowni, ćwiczeniach powoli dawały nadzieję, że wszystko będzie dobrze.

Wtedy złamał paskudnie kość piszczelową. To było na treningu. Sfaulował go kolega z drużyny. Nie zrobił tego specjalnie. To był po prostu niefart.

 


- W drugim kolanie odezwała się też niestety łąkotka i w klubie stwierdzili, że ze mnie to już pożytku nie będzie - mówi Rafał. - Kontrakt wygasł, ostatnia pensja wpłynęła na konto, zostałem na lodzie.

 


Miał wtedy prawie 32 lata. Niektórzy piłkarze w tym wieku są u szczytu kariery. On, owszem, był wyróżniającym się piłkarzem, obiecującym, ale do gry w piłkę już się nie nadawał. A to właśnie futbol był jego jedynym źródłem dochodu.

- Nie zarabiałem w klubie kokosów, ale nie musiałem się też martwić, czy mi wystarczy do pierwszego - mówi. - Były ekstra premie, nowe kontrakty, wystarczało.

Rafał już po pierwszym udanym sezonie wyprowadził się od mamy. Wynajął mieszkanie w centrum. Stać go było, zwłaszcza, że do czynszu dokładała się Zuza, jego dziewczyna.

- Byłem jeszcze prywatnie w klinice na badaniach u znanego profesora na Śląsku, ale nie pozostawił mi złudzeń - mówi Rafał. - O profesjonalnym sporcie nie mogło być już mowy. Kolano było w tak opłakanym stanie, że nie było szans na powrót na boisko. To było jak wyrok. Pamiętam jak wyszedłem z gabinetu, usiadłem na ławce w parku i wtedy dotarło do mnie, że jestem w punkcie wyjścia. Pieniądze na koncie topniały w szybkim tempie, w klubie dali mi do zrozumienia, że mogę liczyć już tylko na siebie.

To nie było koniec kłopotów Rafała. Zuza odeszła od niego. Poznała innego. Nie miało to żadnego związku z jego piłką.

- Nie stać mnie było już na wynajmowanie tego mieszkania - mówi. - Wróciłem do mamy. Jest już na emeryturze. Ma problemy z biodrem. Razem kuśtykamy.

 


Najgorzej miał ze znalezieniem pracy. Kiedy pytali go, co umie robić, to bezradnie rozkładał ręce

 


- Nie mogłem się pochwalić ani wykształceniem, ani znajomością języków czy ukończeniem jakiś kursów - mówi. - Całe życie grałem tylko w piłkę i tylko to umiałem.

Od tego czasu minęły cztery lata. Znalazł w końcu pracę. Jeździ jako kierowca. Zatrudnił go dawny kolega z technikum. Zarabia przyzwoicie, ale są miesiące, kiedy robi nawet 8-10 tysięcy kilometrów po Europie.

- Noga wciąż mi dokucza - przyznaje. - Jeszcze daję jakoś radę, ale lekko nie jest. Odkładam na kolejną operację. Im szybiej, tym lepiej. Przynajmniej nie będę może aż tak kuśtykać.

Na mecze swojego zespołu nie chodzi. Przez te lata nikt nigdy z klubu nie zadzwonił do niego, czy czegoś nie potrzebuje.

- Nie chcę się żalić - mówi Rafał. - Nie chcę też żadnych zdjęć, wywiadów. Wiem, że wiele osób zazdrości sportowcom. Że są sławni, bogaci, rozdają autografy. Też takim chciałem być. Nie wziąłem jednak pod uwagę, że takie kariery szybko może zweryfikować życie i brutalnie sprowadzić na ziemię. A wtedy nie jest ważne, że twoje wślizgi czy podania budziły kiedyś podziw i uznanie. A z czegoś trzeba żyć...

Tagi:

futbol,  kariera, 

Kliknij, aby zamknąć artykuł i wrócić do strony głównej.

Polecane artykuły:

Podobne artykuły:

Powrót
Wyszukiwarka
Newsletter
zapisz