Obecnie coraz więcej par ma kłopoty z poczęciem, ale nie w skali światowej. W skali światowej jest nas coraz więcej, natomiast kłopoty z poczęciem dotyczą nade wszystko krajów zachodnich, rzekomo cywilizowanych, co należy rozumieć jako odpowiednio skutecznie poddawanych farmaceutyczno-medycznej indoktrynacji. Dlaczego tak się dzieje? Otóż widać w tym głęboki zamysł natury, która chroni nasz gatunek przed degeneracją. Wśród zwierząt rolę tę pełnią drapieżniki dokonujące selektywnej eliminacji osobników najsłabszych już w wieku przedrozrodczym, przez co promowane są linie rozwojowe osobników najlepiej przystosowanych do warunków środowiska, a więc gwarantujące ewolucyjny rozwój gatunku.

Mechanizmem chroniącym gatunek ludzki przed degeneracją była wysoka umieralność, czy, jak kto woli, niska przeżywalność noworodków, z czego, nawiasem mówiąc, bierze się natrętnie lansowana przez farmaceutyczno-medyczną propagandę niska statystyczna długość życia poprzednich pokoleń. Jużci tak było, bo jeśli z dwojga rodzeństwa jedno zmarło w niemowlęctwie, drugie zaś dożyło lat stu, to średnio ongiś kiepsko to wyglądało.

– Pan dał, Pan wziął (w zamyśle: do siebie) – kwitowano ongi zgon noworodka, i życie toczyło się dalej. Co więcej, w zasadzie we wszystkich kulturach praktykowano wręcz – jak byśmy dziś nazwali ów proceder – eugenikę* negatywną.

W starożytności słabych i chorych noworodków po prostu się pozbywano. Rzymianie pozostawiali je w górach, Grecy w lesie, Spartanie wrzucali do Apothetai (głębokiego wąwozu w górach Tajgetos), Egipcjanie wkładali do trzcinowych koszyków i spławiali Nilem. Mongolscy koczownicy wkładali noworodki do kosza wymoszczonego końskim łajnem i na dwa tygodnie zawieszali pod dachem jurty, ale w pobliżu ściany, w miarę daleko od otworu dymnego. W tym czasie niemowlę wyjmowano jedynie do karmienia piersią, po czym z powrotem wędrowało do kosza – bez przewijania, kąpieli, czy jakichkolwiek zabiegów higienicznych. Jeśli niemowlę próbę przetrwało, wyrastał zeń zuch, a jeśli nie, to nie. W dawnej Polsce ze słabymi, chorowitymi niemowlakami także się nie certolono. Zazwyczaj kąpano je w wywarze z czarciego żebra – ziela o niezwykle trujących tudzież leczniczych właściwościach. Kąpano aż do skutku, aż słabe, chorowite niemowlę albo nabierało sił i zdrowiało, albo umierało. Zwykle umierało.

Obecnie, dzięki postępowi w medycynie, w atawistycznej obronie przed degeneracją naszemu gatunkowi pozostała już tylko niepłodność**, którą należy zróżnicować na męską i żeńską. O niepłodności męskiej decyduje niedostateczna ilość plemników albo ich licha jakość. Tym sposobem natura daje znać, że mężczyzna nie jest w stanie przekazać potomstwu solidnego materiału genetycznego, więc lepiej będzie dla potomka, jeśli go nie będzie.

Niepłodność żeńska to nie tylko ochrona gatunku i przyszłego potomka, który mógłby okazać się niedorozwiniętym kaleką, niezdolnym do samodzielnego życia (chyba że przy współudziale medycyny), ale to także ochrona przyszłej matki, dla której donoszenie ciąży niechybnie skończyłoby się doszczętnym zrujnowaniem i tak już wątłego zdrowia.

* Eugenika (gr. eugenes – dobrze urodzony) to pojęcie wprowadzone przez Francisa Galtona (1822-1911), przyrodniego brata ciotecznego Karola Darwina (1809- 1882). Pierwotnie pojęcie to dotyczyło selektywnego rozmnażania zwierząt, a później ludzi, w celu ulepszania gatunku z pokolenia na pokolenie. W późniejszym okresie Galton podzielił eugenikę na pozytywną, zachęcającą do reprodukcji osobników najbardziej wartościowych, oraz negatywną, zniechęcającą do reprodukcji osobników najmniej wartościowych. Nazistowskie Niemcy realizowały eugenikę pozytywną w celu odrodzenia czystej rasy nordyckiej (wysokich jasnookich blondynów), a także eugenikę negatywną, w ramach której zabito bądź wysterylizowano wiele tysięcy upośledzonych umysłowo, epileptyków, alkoholików, chorych na choroby weneryczne, czy w ogóle w jakikolwiek sposób odbiegających od przyjętych norm.

** Niepłodność to stan, w którym kobieta nie zachodzi w ciążę w przeciągu roku, mimo regularnego współżycia płciowego z średnią częstotliwością czterech stosunków tygodniowo, bez stosowania jakichkolwiek środków antykoncepcyjnych. Niepłodność to nie to samo, co bezpłodność, czyli trwała niemożność spłodzenia potomstwa, wynikająca z niedorozwoju narządów płciowych albo ich braku, spowodowanego operacją bądź wypadkiem, w wyniku czego dochodzi do uszkodzenia albo utraty narządów płciowych, np.: usunięcia macicy i/lub jajników, utraty jader, uszkodzenia nasieniowodów itp.

Czy niepłodność należy leczyć


Leczenie niepłodności, czyli kombinowanie, wespół rzecz jasna z medycyną, jakby tu naturę przechytrzyć i pomimo wszystko potomka jednak mieć, to skrajna nieodpowiedzialność rodzicielska. Poronienie*, wcześniactwo**, genetyczne wady rozwojowe, czy tak zwane choroby genetyczne i dziedziczne, to tylko niektóre zagrożenia związane z leczeniem niepłodności.

* Poronienie to poród przed ukończeniem 22 tygodnia ciąży. Organizm dziecka urodzonego w tym terminie wykazuje skrajną niedojrzałość narządową, uniemożliwiającą samodzielne życie poza organizmem matki, nawet przy pomocy medycyny.

** Wcześniactwo to poród między 22 a 37 tygodniem ciąży. Organizm dziecka urodzonego w tym terminie wykazuje niedojrzałość narządową, uniemożliwiającą samodzielne życie poza organizmem matki, chyba że przy pomocy medycyny.

Choroby genetyczne


Nie ma czegoś takiego, jak choroby genetyczne. To słowo-wytrych wymyślone na użytek medycyny, żeby zrzucić winę za niepowodzenie w próbie leczenia na chorego i jego przodków. Znamienne, iż owe rzekomo genetyczne choroby, których (na logikę) nie można wyleczyć (bo są genetyczne, czyli zdeterminowane przez geny)... leczy się w najlepsze, co należy rozumieć, że przepisuje się przeciwko nim leki bez opamiętania.

W rzeczywistości genetyczne, czyli zdeterminowane przez geny, są wrodzone wady rozwojowe, które chorobami nie są, gdyż dotknięci nimi nie urodzili się zdrowi, po czym zachorowali, lecz tacy się po prostu urodzili.

Jeśli chodzi o choroby genetyczne sensu stricto, to w rzeczywistości są to genetyczne predyspozycje do zapadania na pewne choroby, a to zmienia postać rzeczy, bowiem oznacza, że geny same od siebie nie wywołują chorób, a jedynie ułatwiają zapadnięcie na nie. Wniosek stąd, że skłonności jako takie są jedynie skłonnościami, i że potrzebny jest jakiś specyficzny czynnik, który owe skłonności wprowadzi w życie, czyli – mówiąc obrazowo, z niewielką tylko przesadą – przerobi na choroby. Tych czynników może być kilka, ale wiodącym są choroby zwane dziedzicznymi.

Choroby dziedziczne


W przeciwieństwie do wyimaginowanych chorób genetycznych, choroby dziedziczne istnieją całkiem realnie, mimo że chorobami tak naprawdę nie są, bowiem jest to wyniesione z domu rodzinnego, a więc dziedziczone z pokolenia na pokolenie, chorobogenne traktowanie zdrowia.

Typowym objawem choroby dziedzicznej jest pacjentyzm, cechujący się absolutną pogardą, bo tak należy to nazwać, dla własnego zdrowia, tudzież zdrowia najbliższych. Pogarda owa objawia się bezkrytycznym powierzeniem zdrowia rodziny lekarzowi, nie bez kozery zwanemu rodzinnym.

Innym typowym objawem choroby dziedzicznej są chorobogenne, po części tradycyjne, po części nowomodne, przyzwyczajenia kulinarne. Jeśli chodzi o tradycyjne, to niewiele się z tego ostało, ale za to ostało się to najgorsze – chleb jako artykuł pierwszej potrzeby, a potem coś do chleba. Co? No, coś chudego, bez cholesterolu, na przykład... polędwica z kurczaka. Znamienne, że obciążeni chorobami dziedzicznymi dają sobie wcisnąć każdy kit, nawet ten, że kurczaki mają polędwice.

Synergia predyspozycji genetycznych i chorób dziedzicznych


Już same predyspozycje genetyczne i choroby dziedziczne z osobna osłabiają ogólną kondycję organizmu przyszłych rodziców, przez co nie mogą oni przekazać solidnego materiału genetycznego potomkom, a co dopiero mówić, gdy wystąpią one jednocześnie. Synergia obu tych czynników skutkuje skrajnym wyczerpaniem organizmu, co musiałoby znaleźć odzwierciedlenie w materiale genetycznym przekazanym potomkowi, narażając nasz gatunek na degenerację jako skutek sztafety ułomności przekazywanych z pokolenie na pokolenie. Czy może zatem dziwić, że natura z taką determinacją stara się zapobiec narodzinom osobników już od zarania w jakiś sposób upośledzonych, zapobiegając tym samym zaistnieniu linii rozwojowych zainicjowanych przez te osobniki?

Autor: Józef Słonecki

http://portal.bioslone.pl/jak-sie-robi-zdrowe-dzieci/powod_nieplodnosci

 

Tagi:

ciąża,  bezpłodność,  dziecko,  medycyna, 

Kliknij, aby zamknąć artykuł i wrócić do strony głównej.

Polecane artykuły:

Podobne artykuły:

Powrót
Wyszukiwarka
Newsletter
zapisz