Partner: Logo FacetXL.pl

Kino objazdowe w latach 50. ub. w. było nie lada atrakcją. W wielu małych miejscowościach jedyną. Nie inaczej było we wsi Wielopole Skrzyńskie położonej 40 kilometrów od Rzeszowa. Przyjazd "Kina ruchomego nr 5" - bo taki napis widniał na ciężarówce marki Lublin był dużym wydarzeniem dla jej mieszkańców.

Projekcja miała się odbyć w drewnianym baraku na rynku, w którym jeszcze wisiała dekoracja z sylwestra. To jedyne miejsce na tego typu imprezy. Mieściła się w nim m.in. biblioteka i klubokawiarnia. Najpierw jednak było majowe nabożeństwo w miejscowym kościele. Dopiero po nim miał zacząć się seans - o godz. 20.

Pracownicy kina już wcześniej wydali dyspozycje dotyczące zaadoptowania baraku na kino - część okien kazali zabić deskami, żeby nikt nie wszedł do środka bez biletów. Zamknięto też wejścia do baraku. Otwarte było jedynie to, przy którym ustawiono projektor.

Wcześniej odwiedzili miejscową restaurację. Był obiad i sporo alkoholu. Na seans „Sprawa do załatwienia” w reżyserii Jana Rybkowskiego przyszło ok. dwustu osób. Wiele z nich z dziećmi, których nie chcieli zostawić samych w domu. Część dzieci dość szybko usnęła im na rękach. Wrócili do domu. Dzięki temu przeżyli.

Najpierw była obowiązkowo kronika filmowa. Tuż po niej ktoś podstawił dłonie pod światło projektora i na ekranie ukazał się tzw. cień zająca. Wszyscy się śmiali. Było wesoło.

 


Nikt nie przypuszczał, że ten wieczór stanie się wkrótce dla wszystkich jednym, wielkim koszmarem...

 


Projektor był ustawiony na stole. Markowy. Carl Zeiss Jena. Na stole leżały też zwoje taśmy filmowej wykonane z niezwykle łatwopalnego materiału. Chodziło o domieszki nitrogliceryny. Takiego materiału - w razie pożaru - nie da się zgasić wodą. Zgodnie z przepisami, tego rodzaju taśmy filmowe powinny się znajdować w metalowych pudłach.

Tego dnia, w tym baraku i podczas tej projekcji leżały jednak tuż obok projektora. Bez żadnych pudeł. Dziesięć zwojów. A wokół nich operator z zapalonym papierosem w ustach. Mieszanka wybuchowa. W całym baraku było zresztą gęsto od dymu papierosowego.

Według zeznań świadków, operator w pewnym momencie zmieniał kolejną taśmę. Nachylił się nad nią. Końcówką rozżarzonego papierosa dotknął jej końca. Coś syknęło i taśma zaczęła się od razu palić. Musiała go poparzyć w rękę, bo gwałtownie odrzucił ją od siebie - wprost na pozostałe zwoje taśm. To tak, jakby wrzucić granat do ogniska.

 


Po kilku sekundach wszystko zaczęło się palić. Wybuchła panika. Ci, którzy siedzieli najbliżej źródła ognia tracili momentalnie przytomność od trującego dymu

 


Ludzie w popłochu uciekali do wyjść. Nie wiedzieli, że są zamknięte na amen. Tratowali po drodze tych, którzy już leżeli na podłodze. Barak momentalnie zajął się ogniem. Nie było w nim żadnego wyposażenia przeciwpożarowego. Ktoś wybił ławką deski, którymi zabito jedno z okien. Dzięki temu kilku osobom udało się uciec. Tym kimś okazał się strażak, który też był na filmie.

Dym, ogień, panika - to zapamiętali ci, którzy przeżyli. Do tego zaczął się topić jeszcze lepik zabezpieczający dach. Kapał z góry na próbujących ratować się ludzi. Dach w końcu częściowo runął.

Niewiele pomogli miejscowi strażacy. Większość z nich była wtedy także na seansie. Ci, którzy wydostali się na zewnątrz, od razu pobiegli do remizy po sprzęt. Wobec żywiołu byli jednak bezsilni. Udało im się wprawdzie zawalić jedną z drewnianych ścian baraku, żeby uwolnić uwięzionych ludzi, ale dla nich na pomoc było już za późno.

Jedni z pierwszych, którym udało się uciec z baraku byli pracownicy kina. Od razu wskoczyli do samochodu i ruszyli z stronę Dębica. Zatrzymała ich milicja.

 


W pożarze zginęło 58 osób. Wśród nich 38 dzieci. Najmłodszą ofiarą był 5-letni chłopczyk, najstarszą zaś 66-letni mężczyzna

 


Pogrzeb ofiar odbył się trzeciego i czwartego dnia po tragedii. Pierwszego dnia pochowano 34 ofiary, następnego - pozostałe. Drogi do Wielopola były obstawione przez milicję i ubeków. Obcych nie wpuszczano. Przy trumnach mogli być obecni jedynie najbliżsi ofiar.

Nie obeszło się bez incydentów. Robotnicy, którzy sprzątali pogorzelisko znajdowali w nim resztki spalonych ciał, fragmenty kości. Nie uszanowali tego. Wraz z tym, co pozostało po pożarze, zasypywali tym dziury w jezdni. Mieszkańcy się wzburzyli. Władze bały się demonstracji. Prace przerwano, szczątki dokładnie pozbierano i wywieziono na cmentarz, gdzie pochowano w odrębnej mogile, umieszczając na niej później napis: „Nierozpoznane części ciał ofiar pożaru 11. V. 1955 roku”.

Władze od samego początku ukrywały rozmiary tragedii. Później, przez lata, peerelowskie władze nie pozwalały na upamiętnienie ofiar. Zabroniły też fotografowania ceremonii pogrzebowej. Teren cmentarza był obstawiony przez tajniaków. Stąd też nie ma dziś żadnego zdjęcia z pogrzebu. Dopiero w drugiej połowie lat 80. ub. w. w miejscu pożaru odsłonięto pomnik z krzyżem i tablicą upamiętniającą zdarzenie i jego ofiary.

Wszyscy pracownicy kina objazdowego usłyszeli wyroki - od kilku do kilkunastu lat więzienia. Operator, bezpośredni sprawca tragedii, którego papieros spowodował pożar został skazany na 15 lata więzienia. Popełnił samobójstwo w celi.

Po pożarze zaostrzono przepisy bezpieczeństwa w kinach i teatrach w całej Polsce. Zaczęto również zastępować łatwopalną celuloidową taśmę innym materiałem.

 


źródło:

 


http://podkarpackahistoria.manifo.com/pieklo-w-kinie

 


https://polskieradio24.pl/130/10222/artykul/3182054,pozar-kina-w-wielopolu-skrzynskim

 


https://www.newsweek.pl/historia/1955-ostatni-film/jgf6kyn

Tagi:

pożar,  tragedia, 

Kliknij, aby zamknąć artykuł i wrócić do strony głównej.

Polecane artykuły:

Podobne artykuły:

Powrót
Wyszukiwarka
Newsletter
zapisz