Partner: Logo FacetXL.pl

Fachu w tym zawodzie nauczył go jeszcze ojciec, po którym odziedziczył miłość do motoryzacji.

- W domu u nas zawsze czuć było benzyną i smarami - mówi. - W łazience, oprócz mydła stała zawsze pasta BHP do mycia rąk. Mama nawet ojca ciuchy prała w oddzielnej "Frani". W lecie pralka stała na podwórzu. Warsztat mieliśmy przy samym domu, a ja, już jako kilkulatek, plątałem się między samochodami. Raz nawet wpadłem do kanału i od pory rodzice mieli na mnie oko. Ojciec był dla mnie czarodziejem. Tak wtedy myślałem. Często patrzyłem z podziwem, jak posługuje się kluczami, jak z j masy śrubek, żelastwa, uszczelek, udaje mu się złożyć silnik. Pamiętam też stary dowcip ojca, kiedy klient pytał, co się w samochodzie popsuło. Mówił wtedy ze śmiertelnie poważną miną, że "akumulator wpadł w karburator i świecą zarzuca". Byli tacy, którzy w to wierzyli.

Pan Marian pamięta także wyjazd z rodzicami nad polskie morze. Ojciec miał wtedy moskwicza. Zawsze w bagażniku woził mnóstwo części zamiennych. I wtedy, nad tym morzem zepsuł się silnik.

- Było to poważna awaria - mówi nasz rozmówca. - Z tego, co pamiętam, to chyba przekręciła się panewka. Ojciec wyjął silnik, zmienił panewkę, złożył silnik z powrotem, włożył go, odpalił i pojechaliśmy. Byłem wtedy strasznie dumny z niego, zwłaszcza, że ten remont robił na oczach licznych gapiów.

 


Warszawy, syrenki, żuki, nysy, potem trabanty, wartburgi i łady - to były główne marki aut, które trafiały w ręce ojca pana Mariana

 


Zdarzały się też zagraniczne auta - mercedesy, NSU, bmw czy peugeoty i renault. Żaden z klientów nie odjeżdżał z kwitkiem. Chyba, że był problem z częściami, zwłaszcza do zachodnich marek.

- Niestety, ojciec miał zawał, potem kolejny i do cięższej pracy już się nie nadawał - mówi pan Marian. - Z czasem przejąłem warsztat. Mieliśmy dwóch pracowników, interes się kręcił. Ojciec zmarł tuż po moim ślubie, kiedy miałem 32 lata. Do końca jednak radziłem się go w wielu sprawach.

Po śmierci ojca powiększył warsztat o stanowisko do robót blacharskich. Na brak klientów nie narzekał. Niektórzy czekali tygodniami w kolejce.

- Nie było wtedy tylu warsztatów co dzisiaj - mówi pan Marian. - Naprawy też nie trwały miesiącami. Samochody, owszem, psuły się na potęgę, ale były to typowe i łatwe do naprawy awarie. Zazwyczaj było to zawieszenie, które na polskich dziurawych drogach długo nie wytrzymywało. Samochody wtedy nie miały bezpośrednich wtrysków, tylko montowane były gaźniki. Trzeba było je co jakiś czas czyścić, regulować. Nowe gaźniki nie były tanie, ale były firmy, gdzie można je było regenerować i wcale nie były gorsze od tych ze sklepu. Zresztą wtedy większość części można było w ten sposób naprawić. Wymiana to była ostateczność. W dobie kryzysu, kiedy brakowało wszystkiego, to nawet regenerowano zużyte okładziny klocków hamulcowych. Do dzisiaj pamiętam, że jak ścisnął mróz, to nad ranem panował ożywiony ruch na osiedlowych parkingach. Jeden od drugiego "pożyczał" prąd. Sam wiele razy odpalałem samochód na pych lub ciągałem znajomego na holu. W wielu współczesnych autach jest to nie do pomyślenia. Zaraz by się coś popsuło. Niektóre samochody, jak żuk czy starsze łady miały na wyposażeniu korby. Jak był siarczysty mróz, to nie było siły, żeby takiego auta nie odpalić. Trzeba było tylko uważać, żeby korba nie "odbiła", bo groziło to poważnym urazem ręki.

Pan Marian podkreśla, że wiele elementów samochodu miało o wiele dłuższą żywotność od tych we współczesnych autach.

- Miałem kiedyś fiata, w którym akumulator służył od nowości przez 12 lat - mówi nasz rozmówca. - Dzisiaj baterie działają przez 3-4 lata i są do wyrzucenia. Ale najgorsza jest dzisiaj ta cała elektronika. Niedawno przyjechał do mnie klient, któremu nie chciał z rana odpalić 3-letni samochód. Udało się to dopiero za którymś razem. Komputer nie pokazał żadnych błędów. U mnie w warsztacie palił raz za razem. Do dzisiaj nie wiem, dlaczego wtedy tak się stało. Ale są czasami takie awarie, przy których się poddaję. Nawet w serwisie nie są w stanie trafnie zdiagnozować usterki. Wtedy wysyłam klienta do jednego z warsztatów, gdzie pracuje prawdziwy "cudotwórca" od współczesnej elektroniki. Ale u niego na naprawę czeka się miesiącami.

 


To nie jest normalne, że dzisiejsze samochody są tak robione, żeby producenci po ich zakupie tak zarabiali na częściach zamiennych

 


Bo dzisiaj naprawa samochodu polega głównie na wymienianiu. Mechanik z Lublina doskonale pamięta, że kilkadziesiąt lat temu wystarczyło mieć kilka podstawowych kluczy, żeby dokonać nawet poważnej naprawy.

- Były samochody, w których dostęp był tak przemyślany, że nie trzeba było nawet używać kanału, żeby wymienić np. rozrusznik - mówi pan Marian. - Wiem oczywiście, że nie było wtedy turbin, sprężarek, klimatyzacji, wtrysków i całej skomplikowanej elektroniki, ale nikt mnie nie przekona o sensowności rozebrania pół samochodu, żeby wymienić żarówkę. A tak jest w wielu współczesnych autach. W tych nowych samochodach jest teraz mnóstwo plastikowych części marnej jakości. Po kilku latach rozsypują się w rękach. Zresztą i części zamienne są często kiepskiej jakości. Nie tak dawno wymieniałem łożysko w przednim kole, bo już huczało. I klient przyjechał po kilku dniach z pretensjami, że mu źle założyłem, bo znowu hałasuje. Okazało się, że wszystko było zrobione prawidłowo, ale łożysko nie wytrzymało nawet 100 kilometrów. Reklamowałem je.

Właściciel warsztatu docenia jednak komfort pracy, który dzisiaj mają mechanicy.

- To chociażby fakt, że nie tracą czasu na jeżdżenia za częściami - mówi. - Zamawia się telefonicznie, a kurier jest nawet kilka razy dziennie w warsztacie. To jest naprawdę wygoda. W czasach PRL-u zdobycie nawet paska klinowego czy końcówki drążka wymagało znajomości. Dzisiaj nie ma z tym problemu. Podobnie jak sama diagnostyka. Komputer wskaże, co się w samochodzie dzieje. A ja do dzisiaj mam w warsztacie sprzęt, którym posługiwał się mój ojciec. Wie pan co to jest? Słuchawki lekarskie. Ojciec przykładał je do bloku silnika. I jak lekarz stawiał diagnozę, czy w silniku słychać np. panewkę. Nie potrzebował komputera.

 

 


 

 

 

 

Tagi:

samochód,  warsztat, 

Kliknij, aby zamknąć artykuł i wrócić do strony głównej.

Polecane artykuły:

Podobne artykuły:

Powrót
Wyszukiwarka
Newsletter
zapisz