Gdzie byłeś jak wybuchła wojna?

 

- Wojna Rosji z Ukrainą rozpoczęła się tak naprawdę na przełomie 2013 i 2014 roku. Wtedy byłem na Majdanie w Kijowie. Rosyjscy doradcy ówczesnego prezydenta Ukrainy Wiktora Janukowycza, którzy przyjechali wtedy do Kijowa, polecili mu, żeby strzelał do protestujących. Na Majdanie zginęło ponad 100 osób. To były pierwsze ofiary wojny Rosji przeciwko Ukrainie. Potem była aneksja Krymu i rozpoczęły się walki na Donbasie.

Fot. Archiwum własne   Ostrzelany przez Rosjan mikrobus w Chersoniu

Ale rozumiem, że chodzi Ci o to, co robiłem, gdy rozpoczęła się zmasowana inwazja Rosji na Ukrainę 24 lutego 2022 roku. Cóż, dwa dni przed rozpoczęciem tej inwazji wróciłem właśnie z Ukrainy do Warszawy. Byłem tam ponad miesiąc. Pracowałem jako korespondent „Newsweeka”. Pachniało już wojną, więc jeździłem po wschodniej Ukrainie, żeby zobaczyć, jak ludzie najbardziej narażeni na pierwszy cios ze strony Rosji przygotowują się do wojny. I nawet w Mariupolu, Sumach czy Charkowie nikt nie wyobrażał sobie, że wybuchnie wojna, taka, która całe miasta równa z ziemią. Trzy razy przekładałem swój powrót do Polski, przepadły trzy bilety na samoloty, do których nie wsiadłem. Wsiadłem dopiero do czwartego, jednego z ostatnich samolotów, jakie odleciały z kijowskiego lotniska Boryspol.

 

Fot. Archiwum własne   Zniszczony mieszkanie w Chersoniu po wybuchu rakiety

 

Wróciłeś?

 

- 26 lutego byłem już na granicy w Hrebennem, gdzie zaczęli docierać uchodźcy.

 

Co było dotychczas dla Ciebie najbardziej wstrząsające na tej wojnie?

 

- Na samym początku to wydarzenia na granicy. Do końca życia będę pamiętać te tysiące głównie kobiet z dziećmi, które szły pieszo nawet dwadzieścia kilometrów, żeby tylko dostać się do polskiego przejścia granicznego i być tylko jak najdalej od tego piekła, które zgotowali im Rosjanie. Zapamiętam też naszych rodaków, którzy zupełnie bezinteresownie zabierali obcych sobie ludzi z tej granicy. Teraz, gdy jeżdżę do Ukrainy najbardziej porusza mnie kontakt z ludźmi, którzy w jednej chwili stracili dorobek całego życia. Bo bomba spadła na ich dom. Bo bandyci Putina wystrzelili rakietę w ich blok. Pokazywali mi zgliszcza domostw, opowiadali, jak do tego doszło. Spokojnie, bez emocji, byli jeszcze w szoku. Jeszcze do nich nie dotarło, że stracili dorobek życia.

Fot. Archiwum własne   Droga z Chersonia do Nikipola

W noworoczną noc Rosjanie z systemów rakietowych Grad ostrzelali w Chersoniu szpital dziecięcy i przy okazji dzielnicę domów jednorodzinnych. Gdy tam przyjechałem, czuć było zapach spalenizny. Kobieta pokazuje mi swój kompletnie zniszczony dom. Zawalony dach, po prostu: był dom, nie ma domu. Na podłodze leżą talerze, na które za chwilę miała nałożyć noworoczne dania. Stoję koło niej, słucham jak płacze i co mam powiedzieć: „proszę się nie martwić, wszystko będzie dobrze”? W takich sytuacjach wolę nic nie mówić. Albo stoję, też w Chersoniu przed wypalonym do połowy domem, na który dwa zastępy straży pożarnej leją wodę. Koło mnie właścicielka tego domu. Siedziała wieczorem w kapciach przed swoim telewizorem, oglądała program noworoczny i nagle do pokoju wpadła jej rakieta. Wbiła się w podłogę, nie eksplodowała. Pożar wywołała druga rakieta, która trafiła w jej dom. Jak i o czym rozmawiać z ludźmi, którzy właśnie obserwują, jak tracą dorobek życia? Ale z drugiej strony, jestem tu po to, żeby możliwie jak najwięcej ludzi, którzy są bezpieczni w swoich polskich domach, dowiedzieli się o tej masie nieszczęścia, która jest w Ukrainie.

 

Fot. Archiwum własne  Jedna z wielu zniszczonych przez Rosjan szkół

 

Co mówią o nas na Ukrainie?

 

- Wiele razy żołnierze dziękowali mi, że Polacy zaopiekowali się ich żonami i dziećmi. Że dzięki temu mogą walczyć na froncie z okupantem. Wielu Ukraińców na każdym kroku mówiło mi, jak bardzo są wdzięczni za pomoc, którą im okazaliśmy. Pojechałem na wakacje do Albanii. Wygłupiamy się z córką w morzu, coś krzyczymy do siebie po polsku. Podeszły wtedy do nas kobiety w średnim wieku i po ukraińsku pytają, czy jesteśmy z Polski. Gdy odpowiedzieliśmy, że owszem, z Polski, zaczęły dziękować za to, że Polacy wspierają Ukrainę, że pomogli w pierwszych dniach inwazji.

 

Fot. Archiwum własne   Zniszczone samochody na drodze pod Kijowem

 

Jak dzisiaj wygląda życie na terenach, gdzie trwa wojna?

 

- Bardzo różnie. Ludzie są wyczerpani. Nic dziwnego, że chcą mieć chociaż namiastkę normalności. Niedawno w Odessie natknąłem się na czynną dyskotekę. Gdy były mistrzostwa świata w piłce nożnej, to w Zaporożu, w pubie, tłumy kibiców oglądało mecze. W wielu miastach działają restauracje, funkcjonuje komunikacja miejska. To jest jednak wciąż namiastka normalności, bo np. obowiązuje godzina policyjna. W Chersoniu nie można wychodzić z domów już o godz. 19. Teraz te przepisy mają tam być trochę zliberalizowane.

Fot. Archiwum własne  W tym bloku zginęło kilkadziesiąt osób 

W Iziumie trudno mówić o powrocie do normalności, bo miasta praktycznie nie ma. Są same ruiny, a do niedawna jeszcze na ulicach leżało mnóstwo trupów. Ale wśród ruin powstają sklepy. Najczęściej to jest mała budka. I ludzie się cieszą, bo to znak, że wraca do miasta życie, a ta mała budka na zgliszczach jest jego symbolem. W takim miastach jak Izium nie ma pracy, nie ma pieniędzy na odbudowę, ale w tych ludziach jest mnóstwo optymizmu. Nie wiem, skąd oni czerpią tyle sił, ale to ich utrzymuje przy życiu. Nie poddają się i to jest budujące. Nie zniechęca ich fakt, że w każdej chwili jakiś ruski samolot może wystrzelić w ich kierunku rakietę. Tych rakiet zresztą ukraińska obrona przeciwlotnicza zestrzeliwuje coraz więcej. Ukraińcy nauczyli się już je neutralizować. Z każdym atakiem są coraz bardziej skuteczni. Skutki nalotów są jednak dotkliwe. Rosjanie chcą złamać opór Ukrainy atakując w infrastrukturę energetyczną. Nie udało im się dokonać tego w zimie. Ukraina ma bowiem jeszcze jednych - obok m.in. żołnierzy i strażaków - bohaterów. To energetycy, którzy potrafią w krótkim czasie naprawić linię energetyczną. Wiele osób podkreśla, że czasami czynią cuda z tymi kablami, bo tak je potrafią błyskawicznie połączyć, że te przerwy w dopływie prądu nie są aż tak długie, jak kiedyś. Wszyscy teraz podkreślają, że najgorsze już minęło. Gorzej było, kiedy na Ukrainie były siarczyste mrozy i ludzie marzli bez prądu i ogrzewania. Teraz wszyscy się pocieszają, że idzie wiosna i będzie już tylko lepiej.

 

Fot. Archiwum własne  Jedna z ulic w Iziumie

Czy na Ukrainie mówią już o tym, jak będzie wyglądać życie po wojnie?

 

- To, że wojna kiedyś się skończy i to zwycięstwem - to nikt tu nie ma wątpliwości. Nikt też nie ma wątpliwości, że kraj stanie przed ogromnym wyzwaniem, jak wrócić do normalności. Kilka dni temu rozmawiałem z wolontariuszami, którzy już teraz zastanawiają się, jak pomóc po wojnie kilkuset tysiącom żołnierzy. Chodzi o stres pourazowy, na który już teraz wielu z nich cierpi. O tym już się mówi na Ukrainie. Nikt też nie ma złudzeń, że wróci polityka. Brutalna, brudna polityka.

 

W Polsce słychać czasami opinie, zwłaszcza w mediach społecznościowych, że pomagamy Ukraińcom, a oni jeżdżą drogimi samochodami i wielu młodych chodzi po ulicach i się bawi zamiast być na froncie.

 

- Też to słyszałem, ale trudno o tym dyskutować. Mój kolega z Buczy ma land rovera. Dość drogiego. Jak wybuchła wojna, to wsiadł w samochód i wywiózł rodzinę do Polski. Miał po drodze przesiąść się do starej, rozklekotanej łady? To absurd. Przecież na Ukrainie - tak jak wszędzie - ludzie pracują, zarabiają. Co w tym dziwnego? Co do młodych ludzi, z których nie wszyscy są na froncie: zapewniam, że mobilizacja na Ukrainie funkcjonuje sprawnie. Armia powołuje do wojska tych, których potrzebuje. Dużo jeżdżę pociągami po Ukrainie i co drugi pasażer jest w mundurze. Jedzie na front albo na przepustkę.

Fot. Archiwum własne  Na drzwiach w Iziumie - apel do rosyjskich najeźdźców "Tu są dzieci"

Twoja żona jest Rosjanką. Co sądzi o wojnie?

 

- Żona urodziła się w Rosji, na Syberii. Nikt nie ma wpływu na to, gdzie się rodzi. Od przeszło dwudziestu lat mieszka w Polsce. Jak sama mówi, nie zna putinowskiej Rosji. Skończyła polonistykę na Uniwersytecie Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie. Uczy w Warszawie, w szkole ukraińskie dzieci języka polskiego. Jest całym sercem przeciwko tej wojnie. Na każdym kroku wspiera Ukrainę.

 

Fot. Archiwum własne  Izium po bombardowaniu

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Tagi:

Ukraina,  wojna, 

Kliknij, aby zamknąć artykuł i wrócić do strony głównej.

Polecane artykuły:

Podobne artykuły:

Powrót