Edyta miała 29 lat. On 55. Przyjmował ją do pracy. Jako szef odpowiedzialny za eksport potrzebował tłumaczki. Edyta znała biegle trzy języki. Do tego specjalizowała się w terminologii medycznej. Takiej właśnie szukali. Miała jeszcze jeden atut: aparycję i zgrabną figurę.

- Zrobiła na mnie wrażenie, nie będę ściemniać – przyznaje Adam. - Nie sądziłem, że w moim wieku poczuję jeszcze motylki w brzuchu. Miała bardzo naturalną urodę. Nie musiała się malować. Do tego ta figura: długie, zgrabne nogi, kształtne piersi i czarujący uśmiech.

Edyta nie musiała się zbytnio przygotowywać do rozmowy kwalifikacyjnej. Zanim Adam o cokolwiek ją spytał, sama przedstawiła swoją ofertę i warunki.

- Wiedziała, że jest najlepszą kandydatką, bo od kilku miesięcy bezskutecznie szukaliśmy tłumacza, który zna się na terminologii medycznej i farmaceutycznej, a chodziło też o język francuski, hiszpański i włoski. Edyta przez kilka lat mieszkała w Hiszpanii, a pozostałe języki znała już jako nastolatka – mówi Adam.

Już następnego dnia była przygotowana dla niej umowa o pracę. Na jej warunkach. Oprócz pensji – wysokiej jak na polskie warunki – miała mieć dodatkowe pieniądze za każde tłumaczenie u kontrahenta zagranicznego.

- Edyta była perfekcjonistką – dodaje Adam. - Nie dosyć, że językowo była doskonale przygotowana, to dodatkowo robiła zawsze ogromne wrażenie na naszych partnerach. Nie, nie chodziło o jakieś prowokacyjny strój czy zachowanie, ale swoją naturalnością, swobodą zachowania wprowadzała specyficzną, pozytywną atmosferę.

Nic dziwnego, że Adam dość szybko zauroczył się młodą pracownicą.

- Ciężko było się jej oprzeć – mówi. - Miała tyle w sobie uroku, że ja po prostu się w niej zakochałem. Jak nastolatek. Wieczorami rozmyślałem, jak przyjdzie dziś ubrana do pracy, jaką będzie miała fryzurę, jak będzie pachnieć.

Przez pierwsze miesiące nie dawał jej odczuć, że mu się strasznie podoba. Ale z trudem mu to przychodziło. Nieraz miał ochotę wziąć ją w ramiona, przytulić się, nawet tylko dotknąć za rękę.

- Byłem żonaty – mówi. - Z Kaśką nam się jakoś układało. Ja dobrze zarabiałem, ona pracowała w sądzie, mieliśmy dorosłego syna. Dom, stabilizacja. Ale było nudno. Kaśka była typem matki-Polki. Dom, kuchnia, sprzątanie, dziecko. Wszystko musiało być poukładane, przemyślane, zaplanowane. Zero spontaniczności. W łóżku rutyna. Tworzyliśmy tradycyjne, małżeństwo z prawie 30-letnim stażem.

W tym okresie zdradził ją raz. Na zjeździe klasowym. To było 10 lat po ślubie. Dużo alkoholu, wspomnienia i stało się. Nigdy się do tego żonie nie przyznał.

- Z Edytą było inaczej. Owszem, wyobrażałem sobie, że idę z nią do łóżka, ale łapałem się na tym, że chciałbym z nią po prostu być na co dzień – przyznaje Adam. - Lubiłem, kiedy stała przy mnie, kiedy się uśmiechała; pamiętam, że na jakimś spotkaniu ścisnęła mnie za rękę – zupełnie bezwiednie, ale aż mnie przeszedł dreszcz. Wiele razy, kiedy pokazywałem jej jakieś dokumenty, to nachylałem się blisko jej głowy, żeby poczuć jej zapach. No dobra, zgłupiałem na jej punkcie.

Tuż przed świętami mieli w biurze tradycyjnego „śledzika”. Był też alkohol, mnóstwo zakąsek, luźna atmosfera. I życzenia.

- Edyta podeszła do mnie pierwsza. Zaczęła coś mówić, kiedy nagle zgasło światło – mówi Adam. - Ktoś chyba oparł się o włącznik. Nagle poczułem, że Edyta się do mnie mocno przytuliła i pocałowała w usta. Za moment zapaliło się światło, ona stała tuż obok mnie. Miała taki niewinny, dziecięcy uśmiech na twarzy. Rozwaliło mnie to zupełnie. Zaraz potem wyszła.

Całe święta myślał o niej. Nie cieszyły go ani prezenty, ani wigilijny karp. Nawet żona spytała, czemu jest taki markotny.

- Co miałem jej odpowiedzieć? - pyta Adam. - Że się zakochałem jak gówniarz w młodszej o ponad 25 lat kobiecie?

Do pracy wrócił dopiero po Trzech Królach. Z Edytą spotkał się na korytarzu. Przywitała się jak zwykle z promiennym uśmiechem. Mieli dużo pracy. Za tydzień czekał ich wyjazd do Barcelony. Mieli podpisać ważny kontrakt. Lecieli w czwórkę: on, Edyta, główny księgowy i zastępca dyrektora. Wylecieli w poniedziałek. W środę był zaplanowany powrót. Pierwszego dnia załatwili niemal wszystko. We wtorek koło południa umowa już była podpisana. Mieli wolne. Księgowy z dyrektorem wybrali się na zakupy.

Adam poprosił Edytę, żeby mu pokazała miasto. Znała Barcelonę jak własną kieszeń. Mieszkała tu przez dłuższy czas.

- Chodziliśmy po wąskich, zabytkowych uliczkach, a ja ze szczęścia słyszałem jedynie co drugie słowo – mówi Adam. - W pewnej chwili Edyta potknęła się o coś. Zdążyłem ją złapać. Kiedy trzymałem ją za ramiona, nie wytrzymałem. Odruchowo przytuliłem ją do siebie. Zrobiłem to, o czym marzyłem od miesięcy. Nie broniła się. Zaczęliśmy się całować. Nie zwracaliśmy uwagi na to, że stoimy na środku chodnika. Ludzie nas mijali, pewnie się uśmiechali. Byłem wtedy najszczęśliwszą osobą na świecie. Nie myślałem o żonie, rodzinie. Liczyła się tylko ona. Edyta. Zupełnie nie myślałem, że mogłaby być moją córką. Straciłem głowę i rozum. Objęci wracaliśmy do hotelu. Puściłem ją dopiero jak dochodziliśmy do budynku. Nie myślałem, co będzie dalej. Byłem po prostu szczęśliwie zakochany.

Po powrocie do domu sprawy potoczyły się błyskawicznie. W piątek wieczorem wysłał Edycie SMS-a, że musi się z nią zobaczyć. Kaśki nie było w domu. Pojechała do swojej mamy. Miała wrócić późnym wieczorem.

Edyta odpisała, żeby przyjechał do niej. Wsiadł w samochód. Po kilkudziesięciu minutach zapukał do jej drzwi.

- Wystarczyła godzina, żeby moje życie zmieniło się o 180 stopni – mówi Adam. - Powiedziałem jej, że ją kocham i chcę z nią być. Usłyszałem to samo. Tyle nam wystarczyło. Nie analizowałem, nie patrzyłem na jakieś konsekwencje, nie myślałem, jak to powiem Kaśce, synowi. To był impuls. Na tyle mocny, że zdominował wszystko.

Jeszcze w nocy – tego samego dnia – powiedział żonie, że się wyprowadza. Spojrzała na niego ze zdumieniem. Nie robiła żadnych scen. Nie płakała. Przyznał się, że odchodzi do młodszej. Dużo młodszej. Nie chciał więcej niczego wyjaśniać, tłumaczyć.

- Kaśka milczała, ale widziałem w jej oczach, że powoli do niej dociera ta wiadomość. Kiedy wychodziłem, usłyszałem tylko „Adam, ty zdurniałeś”. Tylko tyle.

Zamieszkał u Edyty. Resztę rzeczy zabrał z domu, kiedy Kaśki nie było. Nie myślał jeszcze o rozwodzie. Z Edytą przeżywał drugą młodość. Na nowo odkrył seks. Codziennie go czymś zaskakiwała. Była spontaniczna, dziewczęca i wciąż wesoła. Miała wszystko to, czego mu brakowało u Kaśki.

Nie kryli się ze swoimi uczuciami. Niektórzy znajomi Adama odsunęli się jednak od niego. Przestali dzwonić, nie odpowiadali na SMS-y. W pracy szybko zaakceptowali nowy związek szefa działu. Lubili zresztą Edytę. Była zawsze miła dla wszystkich i nigdy nie odmówiła pomocy.

Nowy związek kwitł. Mnóstwo imprezowali, każdy weekend spędzali poza miastem. Kochali się. Widać było, że są naprawdę szczęśliwi. Mimo tak dużej różnicy wieku, doskonale się rozumieli.

Tak minęło kilkanaście miesięcy wielkiej miłości 55-latka do niespełna 30-letniej kobiety. Syn Adama dowiedział się o romansie ojca od matki. Zadzwonił raz. Na samym początku. Spokojnym, stonowanym, ale stanowczym głosem stwierdził, że nigdy mu nie wybaczy tego, co zrobił matce. I się rozłączył. Próbował oddzwonić, ale nie odbierał.

Z Edytą chodzili też dużo na koncerty, do kina, teatru. Lubili muzykę, ale każdy inną. Edyta bardziej techno, on spokojny, nastrojowy jazz.

Podczas kolejnego weekendu, Edyta zaproponowała wyjście na koncert. Był chyba najstarszym w klubie. Nie podobało mu się. Głośno, wielu pijanych, naćpanych, nie czuł się najlepiej, bolała go głowa. Wrócili przed północą. Wzięli prysznic, położył się do łózka. Edyta coś jeszcze robiła na laptopie. Głowa bolała go coraz mocniej. W pewnej chwili poczuł, że dzieje się coś niedobrego. Kiedyś miał problemy z ciśnieniem, brał nawet leki, ale potem przestał. Chciał wstać, ale nie mógł się ruszyć. Zawołał Edytę. Ostatnie, co zapamiętał, to jej przerażona mina.

Ocknął się w szpitalu, kiedy lekarz świecił mu latarką w oczy. Potem spytał, czy wie, gdzie się znajduje. Chciał odpowiedzieć, ale z przerażeniem dotarło do niego, że zapomniał tego słowa. W podświadomości kołatało mu w głowie, że chodzi o szpital, ale nie udało mu się dotrzeć pamięcią do tego słowa.

- Miał pan udar, na szczęście żona szybko zadzwoniła na pogotowie – usłyszał od lekarza. - Może pan mieć problemy z mówieniem i pamięcią, ale być może te zaburzenia miną.

Na szczęście – jak się potem dowiedział – nie będzie miał większych problemów z chodzeniem. Lekarz go pocieszył, że wiele osób po takich udarach ma niedowład nóg. On jedynie przez jakiś czas będzie musiał chodzić z laską. Jest jednak duża szansa, że niedowład jednej na szczęście nogi uda się wyleczyć po rehabilitacji.

- Edyta była w szpitalu tylko jeden, jedyny raz, kiedy przywiozła mnie karetka na SOR – mówi Adam. - Miała tu znajomego ordynatora. Powiedziała mu kim jestem i to on powiadomił Kaśkę. Podobno było już tu po kwadransie. Zaraz potem przyjechał syn. Ja wtedy spałem.

Od udaru minęło 1,5 roku. Żona zabrała Adama do domu. Przez wiele miesięcy woziła go na zmianę z Jerzym – ich synem na rehabilitację. Zadbali też o logopedę, który co kilka dni przychodził do domu. Uczył Adama na nowo mówić.

- Wciąż chodzę o lasce – mówi Adam. - Mówię jeszcze niewyraźnie, czasami zapominam jakiegoś słowa, ale najgorsza jest teraz moja psychika. Z Edytą nie mam żadnego kontaktu. Ani razu nie zadzwoniła. Wyjechała do Hiszpanii. Nie chcę w żaden sposób się usprawiedliwiać. Sam siebie ukarałem. A największy ból, jaki odczuwam teraz, to wzrok Kasi. Ani razu nie wypomniała mi tego romansu. Ale wystarczy, że czasami widzę, jak na mnie patrzy. Z niemym wyrzutem, ale i troską. Tak jak syn.

 

Tagi:

miłość,  zdrada,  seks, 

Kliknij, aby zamknąć artykuł i wrócić do strony głównej.

Polecane artykuły:

Podobne artykuły:

Powrót
Wyszukiwarka
Newsletter
zapisz