Partner: Logo FacetXL.pl

Oto treść listu (fragmenty):

 


(...) Z Basią ożeniłem się na ostatnim roku studiów. To było po pięciu latach znajomości. Była córką znanego w mieście lekarza; mama miała gabinet stomatologiczny. Basia była jedynaczką. Od dziecka oczkiem w głowie rodziców - zwłaszcza tatusia, który spełniał jej wszelkie zachcianki. Miała wszystko: najlepsze zabawki, ciuchy z Peweksu, mieszkała w dużej, przestronnej willi. W latach 80. jeździła na wczasy do Jugosławii, była nawet wtedy w Egipcie. (...)

(...) Teściowie nie byli raczej zachwyceni przyszłym zięciem. Nie pochodziłem z bogatego domu. Mama pracowała w biurze, była maszynistką, a ojciec pracował na kolei. Materialnie dzieliła nas przepaść. Po ślubie teściowie jednak zmienili swoje nastawienie do mnie. Jakoś się dogadywaliśmy.

Z Basią zamieszkaliśmy w nowym mieszkaniu, które dostała od rodziców. Duże, przestronne, nowocześnie urządzone. Do tego w ekskluzywnej - nawet dzisiaj - dzielnicy.

(...) Zaraz po studiach wyjechaliśmy na miesiąc miodowy na Bałkany. Było super. Plaża, dobre jedzenie, spacery nad morzem. Dogadywaliśmy się. Planowaliśmy przyszłość. Po powrocie od razu poszliśmy do pracy. Basia była po ekonomii. Zajęła się prowadzeniem księgowości. Nie chciała iść na etat. Miała swoje biuro w centrum. Na klientów nie narzekała. To też w pewnej mierze zasługa teścia, który polecał jej usługi swoim znajomym, często bardzo wpływowym. Interes kwitł.

(...) Ja od początku zatrudniłem się w firmie spedycyjnej. Śmiałem się, że pokrótce jest to spełnianie moich dziecinnych marzeń. Zawsze chciałem być kierowcą. Koniecznie tira. Marzyły mi się podróże po świecie, zwiedzanie, pionierskie życie. Te marzenia musiałem jednak odłożyć na półkę. Dość poważna wada wzroku uniemożliwiałaby mi wykonywanie tego zawodu. Miałem lekarski zakaz jazdy nocą. A kto weźmie kierowcę, który może jeździć tylko w dzień?

 


Mieliśmy z Basią w planach co najmniej dwójkę dzieci. Badania jednak nie pozostawiały złudzeń. Moja żona nigdy nie zajdzie w ciążę

 


Musieliśmy się z tym pogodzić. Było ciężko, zwłaszcza dla niej. Natury jednak nie da się oszukać. Braliśmy pod uwagę adopcję, ale nigdy się na to jednak nie zdecydowaliśmy.

(...) Basia całkowicie poświęciła się swojej pracy. Na początku małżeństwa często gdzieś wychodziliśmy, jeździliśmy w weekendy poza miasto, zawsze dwa tygodnie urlopu w lecie i potem narty w zimie. Z czasem jednak te wyjazdy były coraz rzadsze, coraz częściej też spędzaliśmy oddzielnie wolny czas. Basia niechętnie wychodziła z domu. Wolała siedzieć przed telewizorem lub wylegiwać się na kanapie z książką w ręku. Ja w tym czasie siedziałem najczęściej w drugim pokoju, oglądałem swoje ulubione mecze siatkówki i koszykówki, albo brałem psa i szedłem na spacer.

 


Kiedy chciałem Basię gdzieś wyciągnąć z domu, to najczęściej mówiła, że jest padnięta po pracy i musi się zdrzemnąć, albo znowu boli ją głowa

 


Nie mieliśmy wówczas nawet czterdziestu lat, a miałem wrażenie, że nasze życie nie odbiega od codzienności emerytów. Poza tym, że rano wychodziliśmy do pracy.

Basia miała niewiele przyjaciółek, może dwie, z którymi potrafiła w weekendy godzinami plotkować. Nie miała żadnych zainteresowań, nie chciała jeździć rowerem, trudno ją było namówić na kino czy teatr. Wolała - jeśli już mogła wybrać - kabaret, za którym ja z kolei nie przepadałem.

(...) Nie wiem, w którym momencie poczułem w naszym małżeństwie po prostu nudę. Taką, która potrafi człowieka zdołować. Przychodziłem z pracy, miałem ochotę odreagować, gdzieś się zabawić, pójść, a wszystkie moje pomysły były torpedowane. Nie ukrywam, że i w łóżku coraz rzadziej odczuwałem zadowolenie. Rutynowy seks, bez namiętności, potem odwracała się do mnie plecami i tyle.

(...) Nie byłem i nie jestem typem kobieciarza. Jestem raczej nieśmiały. Nie mam też jakiegoś rozbuchanego ego. Czasami jednak żal mi ściska serce, kiedy znajomi w pracy opowiadali, jak spędzili razem z żoną weekend, gdzie imprezowali, jak rozmawiali o wakacyjnych planach. Bardzo mi tego brakowało. Basia z każdym rokiem stawała się coraz bardziej marudna, roszczeniowa, robiła często awantury o byle co. Jedyne, co jej jeszcze sprawiało frajdę, to te wieczorne pogaduchy z mamą albo znajomymi. Czasami zamykałem drzwi od pokoju, żeby nie słuchać tych opowieści, co kto i za ile kupił, albo kto kogo zdradził. Godzinami paplanina o niczym.

(...) Od wielu lat miałem problem z kręgosłupem. Chodziłem na rehabilitację, zabiegi. Pomagało, ale na krótko. Czasami jak mnie złapało, to nie mogłem wstać z łóżka. Wiłem się z bólu. Kolega mi kiedyś doradził sanatorium. Mówił, że tam go postawili na nogi.

Myślałem, że może Basię namówię na taki wspólny wyjazd. Ona z kolei miała od lata problem z biodrem. Groziła jej nawet operacja. Wyśmiała mnie.

 


Stwierdziła, że sanatoria są dla starszych ludzi, a ona czuje się wciąż młodo, mimo, że już dawno skończyliśmy pięćdziesiątkę

 


Dodała przy tym, że jak chcę, to niech sobie jadę sam. I na tym zakończyła się nasza rozmowa.

(...) Długo nad tym myślałem. Nigdy bez niej na dłużej sam nie wyjeżdżałem. Fakt, że od wielu lat raczej nigdzie nie jeździliśmy na dłużej niż kilka dni. Tym razem coś we mnie jednak pękło. Nie, to nie. Trzy miesiące później miałem już pierwsze zabiegi w sanatorium. Z Basią nawet się nie pożegnałem. Spała, kiedy wychodziłem z mieszkania. Dzień przed wyjazdem wróciła później z biura, spytała tylko, czy wszystko na pewno spakowałem i zaraz poszła spać.

(...) Miałem kilka zabiegów dziennie. Czułem za każdym razem, że "wracam do żywych". Dużo spacerowałem, wieczorami czytałem. Unikałem nowych znajomości. Wolałem być sam. Nie chodziłem na żadne "fajfy", wieczorki zapoznawcze czy inne sanatoryjne rozrywki.

 


Anię poznałem w parku. Siedziałem akurat na ławce, kiedy przechodziła obok mnie

 


Byłem tak zaczytany, że nie zauważyłem, jak nadciągnęły ciemne chmury. Kiedy zaczęło kropić, ona akurat męczyła się z parasolką. Chciała ją otworzyć, ale ta się jak na złość zacięła. Zrobiła przy tym tak bezradną minę, że wyglądała jak skrzywdzone dziecko. Pomogłem jej. A że deszcz padał coraz gęstszy, to zaproponowała, żebyśmy razem szli pod tą parasolką. Ale zaraz tak lunęło, że musieliśmy się schować pod stojącą w parku wiatę. Tuż obok niej była kawiarnia. Zaproponowałem gorącą herbatę.

I tak się zaczęła nasza znajomość. Ania od samego początku zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Była bardzo naturalna, wesoła przy tym i miała w sobie mnóstwo ciepła. Siedzieliśmy w tej kawiarni dwie godziny. Miałem wrażenie, że znamy się od lat. Rozmawialiśmy o wszystkim. Okazało się, że ma także problemy z kręgosłupem. To efekt siedzącej pracy. Ania - jak się dowiedziałem - była dziennikarką i pisarką. Wydała już kilkanaście książek. Głównie biografie. Mieszkała w niewielkim miasteczku - trzysta kilometrów ode mnie. Mąż zostawił ją dwa lata po ślubie. Poznał inną. Nie mieli dzieci.

(...) Po zabiegach umówiliśmy się na spacer. Przestało padać, wieczór był wyjątkowo ciepły. Nie wiem, ile przeszliśmy kilometrów, ale jak się zrobiło już zupełnie ciemno, to zorientowaliśmy się, że jesteśmy na zupełnym pustkowiu. Tak się zagadaliśmy. Tej nocy nie mogłem usnąć. Wciąż słyszałem głos Ani. Widziałem jej uśmiech.

 


Co tu dużo gadać - czułem się jak zakochany nastolatek z motylkami w brzuchu

 


Koleje dni wyglądały podobnie. Po zabiegach spędzaliśmy ten czas razem.

(...) Tak, w końcu zdradziłem Basię. Ania przyszła do mnie do pokoju. Kiedy wyglądała przez okno, objąłem ją od tyłu. Powoli odwróciła się do mnie i zaczęliśmy się całować. Nie wiem, jak to się stało, ale po chwili leżeliśmy już w łóżku. Było cudownie. Czegoś takiego jeszcze nigdy nie przeżyłem. Dostałem tyle od niej czułości, delikatności, że zupełnie straciłem głowę. Było nam tak dobrze, że omal nie spóźniliśmy się na kolację.

(...) Któregoś dnia, kiedy patrzyłem jak Ania zrywa kwiatki na łące i cicho śpiewa pod nosem, pomyślałem, że chciałbym z nią spędzić resztę życia. To było niesamowite. Ta myśl pojawiła się tak nagle, że uświadomiłem sobie, jak bardzo brakowało mi dotychczas uczucia, miłości, czułości. Tak jakbym z boku obserwował swoje małżeństwo. Nudne, kłótliwe i beznamiętne.

(...) Jesteśmy razem z Anią od trzech lat. Basia mnie totalnie zaskoczyła. Tak, jakby się spodziewała, że się kiedyś rozejdziemy. Rozwód był szybki, bez żadnych scen, kłótni. Basia stwierdziła, że mnie nigdy nie kochała. I nie powiedziała tego, żeby mnie zranić. Tak było. Ale najbardziej zaskoczył mnie teść. To ja mu pierwszy powiedziałem o Ani, rozwodzie. Pokiwał głową ze zrozumieniem. Żadnych zarzutów, pretensji, że krzywdzę jego córkę. Powiedział tylko, że nie spodziewał się, że to nasze małżeństwo tak długo przetrwa, bo od początku widział, że nie ma między nami aż takiej "chemii".

(...) Nie analizuję tych lat spędzonych z Basią. Było, minęło. Nie chcę też mówić, że moje małżeństwo to były stracone bezpowrotnie lata. Nikt mnie przecież siłą do tego nie zmuszał. Ale wiem jedno - moje życie zmieniło się, bo trzy lata temu posłuchałem głosu serca. Brzmi to może patetycznie, ale warto było dla tych motylków w brzuchu.

Tagi:

zdrada,  miłość,  małżeństwo, 

Kliknij, aby zamknąć artykuł i wrócić do strony głównej.

Polecane artykuły:

Podobne artykuły:

Powrót
Wyszukiwarka
Newsletter
zapisz