Oto treść listu:

(...) Nie, nie mam depresji. Byłem u znajomego psychiatry. Żonie nie przyznałem się do tego. Rozmawiałem też o tym z najlepszym kumplem. Doradził mi, żebym się wziął w garść. Też mi rada...

(...) Nic mi się nie chce. Tak jest od kilku lat. Jeszcze nie tak dawno chodziłem na długie spacery z psem, przynajmniej dwa razy w tygodniu biegałem po lesie, jeździłem dużo rowerem. To ja wyciągałem żonę gdzieś na przejażdżki czy w weekend na dwudniowy wypad za miasto. Teraz nigdzie mi się nie chce wychodzić. Jak wracam z pracy, to najchętniej kładę się na kanapie i oglądam telewizję. Po kolei jak leci. Film, wiadomości, seriale, publicystyka.

(...) Zawsze byłem energicznym i pełnym pomysłów chłopakiem. Nie mogłem wysiedzieć w miejscu. Ciągle mnie gdzieś nosiło. Wręcz kipiałem energią. Jak miałem 10 lat, to ojciec zapisał mnie do klubu. Trenowałem piłkę nożną. Sport był dla mnie wszystkim. Tam się wreszcie mogłem wyżyć. W końcu ojciec doszedł do wniosku, że piłka powoli staje się ważniejsza od nauki i postawił mi warunek: treningi i mecze dopiero wtedy, kiedy poprawię oceny. Poprawiłem. (...) Trenowałem i grałem jeszcze na studiach, potem jednak miałem kontuzję i dałem sobie spokój z piłką. Ale wciąż byłem aktywny.

(...) Lida, moja żona - ślub wzięliśmy tuż po studiach - również była, kiedy ją poznałem, pełna wigoru i energii. I to jej pozostało do dzisiaj. Tylko ja skapcaniałam zupełnie. (...)

(...) Przez wiele lat pracowałem jako przedstawiciel handlowy w firmie medycznej. Sprzęt rehabilitacyjny. Najczęściej byłem gdzieś w trasie. Jeździłem po całej Polsce. Miałem służbowy samochód, dobrą pensję, regularne premie, dodatki, bonusy, do tego prywatną opiekę medyczną. A przede wszystkim kontakt z ludźmi. Nie było nudno. Z czasem awansowałem, zostałem dyrektorem handlowym. Już nie jeździłem do klientów, a jeśli już - to tylko to tzw. kluczowych partnerów. (...)

(...) Z Lidą często wyjeżdżaliśmy. Każdy urlop spędzaliśmy gdzie indziej i to aktywnie. Rowery na bagażnik i ruszaliśmy przed siebie. Najczęściej na południe Europy - we wrześniu, kiedy nie było już aż tak wielu turystów jak w sezonie. (...)

W domu mieliśmy często gości. Kiedy wybudowaliśmy dom, to w każdy piątek wieczorem organizowaliśmy grilla. Czasami było nawet kilkanaście osób. I mnóstwo dzieci. (...)

(...) Byliśmy też miłośnikami kina i teatru. Chodziliśmy na wszystkie premiery. Lida uwielbiała też kabarety. Swego czasu zdarzały mi się szalone pomysły, jak np. szybki wypad nad morze, żeby tylko zobaczyć o poranku wschód słońca i wypić kawę na plaży. Zaraz potem wracaliśmy do domu. (...) Po pracy nie wiedziałem, w co ręce mam włożyć. Jak nie praca na działce, to zawsze coś majsterkowałem w garażu. Odkryłem w sobie żyłkę do stolarstwa. Z Lidą kupowaliśmy na targach staroci różnego rodzaju meble i zajmowałem się ich renowacją. Tak mnie to wciągnęło, że nawet robiłem to znajomym. Nie brałem za to pieniędzy. Tylko za materiały.

(...) Szwagier pomógł mi także zbudować wędzarkę i piec na świeżym powietrzu. Pod dużą wiatą. To była moja duma. Na każde święta robiłem domowe wędliny. Miałem obok drugą wędzarkę na ryby. Jakie ja robiłem pstrągi...

(...) Nie pamiętam, kiedy ostatni raz coś wędziłem. Lida kupuje swojskie wędliny w małym sklepiku obok jej pracy. Są naprawdę doskonałe. Nie są tanie, ale jak sobie pomyślę, że musiałbym stać teraz cały dzień i robić te kiełbasy, rozpalać, potem pilnować, to mi się odechciewa. Zresztą nie tylko tego. Od dłuższego czasu nie chce mi się naprawdę nic robić. Żona już wiele razy zarzucała mi, że zrobiłem się zrzędliwy i leniwy. I tak rzeczywiście jest.

(...) Na początku myślałem, że jestem po prostu przemęczony. W pracy stres, dużo obowiązków. I wracałem skonany do domu. (...) Coraz mniej miałem ochoty na swoje stare meble, trawnik nie wyglądał już tak pięknie, zaniedbałem także róże. Do tej pory duże rzeczy robiłem sam przy samochodzie, ale już teraz nawet na wymianę przepalonej żarówki, to jeżdżę do warsztatu. Swoją męską dumę schowałem gdzieś do kieszeni.

(...) Nie pamiętam, kiedy ostatni raz byłem z żoną na rowerze. Lida regularnie umawia się w weekendy na przejażdżki z koleżanką. Przestała mnie już namawiać. Stwierdziła w końcu, że więcej mnie prosić już nie będzie. Owszem, wiele razy próbowała mnie rozruszać, nawet namówiła, żebym zrobił sobie badania, czy nie mam jakieś anemii, czy coś mi nie dolega(...) Sugerowała też wizytę u psychiatry. To było jednak w złości, kiedy przez pół dnia namawiała mnie na spacer, a mi się tak dobrze leżało wtedy w łóżku. Do psychiatry jednak sam poszedłem. To mój kolega z liceum. Najpierw pokazałem mu wszystkie badania, jakie zrobiłem; wszystkie wyniki - poza podwyższonym nieco cholesterolem - były dobre. Potem dwa czy trzy razy byłem u niego w gabinecie na rozmowie. Przepisał mi jakieś tabletki, stwierdził, że nie mam żadnej depresji, sugerował wyjechać gdzieś z Lidą na dwa tygodnie i zdrowo się odżywiać. Po tych tabletkach to mnie tylko głowa bolała i po kilku dniach schowałem je do szuflady. (...) Nie pomógł mi też najlepszy kumpel. Kiedyś dałem się mu namówić na piwo i przyznałem mu się, że mam teraz gorszy okres w życiu, bo nic mi się nie chce. Powiedział, że też tak miał, ale wziął się w garść i to samo mi doradził.

(...) Piłem przez kilka tygodni zakwas z buraków, starałem się dziennie wypijać co najmniej 2 litry wody mineralnej, kilogramami jadłem pestki dyni, słonecznika, do tego mnóstwo orzechów. Dużo czytałem w internecie, jak odzyskać wigor, chęci do działania, ale te wszystkie rady na mnie nie działały. (...)

(...) Rano, jak wstaję, to wydaje mi się czasami, że akurat ten dzień będzie przełomowy. Gdzie tam. Po godzinie, kiedy wydawało mi się, że wraca do życia dawny, energiczny Mirek, to zaraz pojawia się ten nowy - bez zapału, energii, zgnuśniały 44-latek.

(...) Nie zawsze tak jest. Czasami po pracy mam ochotę coś porobić na działce czy w garażu, ale zjem obiad, przebiorę się, wyjmę jakieś narzędzia, porobię coś przez godzinkę i tracę zapał. (...) Nie lubię, jak jest pogodnie, bo wtedy mam wyrzuty sumienia, że zamiast coś robić, to znowu leżę na kanapie. Tak spędzam większość czasu. Przytyłem. Zawsze trzymałem wagę. Przy moich 186 centymetrach nigdy nie ważyłem więcej niż 78 kilogramów. Dziś dochodzę do setki. Lida mówi, że już nie może na to patrzeć. Zawsze znajdzie mi jakieś zajęcie. Wtedy zmuszam się do wstania. Najczęściej jednak obiecuję, że zrobię to, ale później. I wtedy jest zaraz awantura.

(...) Kiedyś regularnie chodziłem na mecze, kibicowałem, śledziłem wyniki. Na hali spotykałem znajomych, szliśmy potem na piwo. Od kiedy większość meczów mogę obejrzeć na żywo w internecie, to nic nie jest w stanie mnie wyciągnąć z domu. Podobnie z filmami. Lida już mnie do kina nie zabiera. Chodzi z koleżanką. Najczęściej na wieczorne seansy, kiedy ja najchętniej położyłbym się już spać.

(...) Zawsze w garażu miałem idealny porządek. Wiedziałem, gdzie co leży. Od pół roku Lida mi suszy głowę, żebym w nim posprzątał, bo nie da się wejść. Kilka razy już zacząłem. Zawsze znalazłem jednak jakąś wymówkę, żeby po pół godzinie znów leżeć na kanapie. Tak jest prawie ze wszystkim. Coś zacznę, zaraz się jednak zniechęcam i po robocie.

(...) Nużą mnie też czasami wizyty znajomych. Do tej pory cieszyłem się, jak ktoś do nas wpadał. Zawsze było jakieś dobre jedzenie, piwko, wesoło. Teraz zerkam na zegarek, kiedy pójdą do domu. Nie zawsze tak jest, ale kiedyś prawie zawsze namawiałem ich, żeby jeszcze zostali. (...) Nie wiem, co się ze mną dzieje. Nie jestem przecież aż tak stary, żebym stracił w tym wieku zapał do życia. Boję się jednak, co będzie za parę lat, skoro już teraz nie chce mi się nawet dokończyć tego listu nawet małym, optymistycznym akcentem...

 

 

Tagi:

depresja,  mężczyzna, 

Kliknij, aby zamknąć artykuł i wrócić do strony głównej.

Polecane artykuły:

Podobne artykuły:

Powrót
Wyszukiwarka
Newsletter
zapisz