Mają po 35 lat. Marek jest informatykiem i wziętym grafikiem komputerowym. Ala stomatologiem. Pracuje w klinice, popołudniami w swoim gabinecie.

 

- Chodziliśmy do jednego liceum - mówi Marek. - Mamy mnóstwo wspólnych znajomych. Nie, nie spotykamy się z nimi. Nie mamy na to czasu

 

Ślub wzięli tuż po studiach. Już dużo wcześniej wiedzieli, co będą w życiu robić. Marek od dziecka interesował się komputerami, świata poza nimi nie widział. Nic dziwnego, że jako nastolatek zarabiał już na różnego rodzaju prezentacjach, projektach, składał też materiały reklamowe, gazety, tworzył strony internetowe. Komputery nie miały przed nim żadnych tajemnic. Na studiach ustawiały się do niego kolejki. Był od rzeczy "niemożliwych".

Ala z kolei poszła w ślady rodziców. Medycyna od zawsze ją interesowała. Wychowała się w rodzinie lekarzy. Zamiast grzechotką bawiła się stetoskopem. Ojciec był wziętym chirurgiem, mama z kolei stomatologiem. Ala wybrała to drugie.

- To było jej powołanie - mówi Marek. - Na studiach była jedną z najlepszych; z najwyższą średnią. Z początku mama chciała, żeby razem pracowały w gabinecie, ale w końcu ustaliły, że Ala będzie na swoim.

 

Jej gabinet szybko zyskał renomę. To zasługa Ali, która od początku stała się znana z niecodziennego, ale skutecznego sposobu podejścia do najmłodszych pacjentów

 

To dzieci były i są głównymi pacjentami Ali.

- Potrafiła nawet przebrać się w jakiś strój krasnoludka, żeby ośmielić jakiegoś przestraszonego malucha, żeby usiadł na fotelu i otworzył buzię - mówi Marek. - Dzieciaki ja uwielbiały, a rodzice byli zachwyceni, że ich pociecha nie histeryzuje na fotelu.

Podróży poślubnej nawet nie planowali. Marek zaraz po ślubie wyjechał na jakieś szkolenie, Ala z kolei urządzała swój gabinet.

- Dostałem wtedy zamówienie na rozbudowę sieci informatycznej w dużej firmie - opowiada Marek. - Przez trzy miesiące spałem jedynie po kilka godzin. Ale się opłacało. Zarobiłem kupę kasy.

 

Nie miał jej kiedy z Alą wydać, bo kolejne firmy chciały, żeby dla nich pracował. Był już na tyle znanym informatykiem, że mógł przebierać w ofertach

 

Zazwyczaj były to wszystko sprawy "na wczoraj" i pracował po kilkanaście godzin dziennie. Podobnie jak Ala.

- Chcieliśmy od samego początku jak najszybciej się "nachapać" - tłumaczy nasz bohater. - Po ślubie mieszkaliśmy w apartamencie, który Ali kupili rodzice jeszcze na studiach. Mieszkamy w nim do dzisiaj. Ma ponad 100 mkw., ogromny taras, od początku był urządzony, nie musieliśmy wydawać pieniędzy na jego urządzenie.

Jeżdżą dobrymi, drogimi samochodami z salonu. Ala niedawno przesiadła się na pierwszego w jej życiu "elektryka". Kosztował ponad 400 tysięcy. Ponad półtora miliona wydała już na sprzęt do gabinetu. Dużo wydaje też na specjalistyczne szkolenia. Każde z nich to wydatek kilkunastu tysięcy złotych.

- Pracujemy na etatach, mamy też swoją działalność - tłumaczy Marek. - Księgowość prowadzi nam znajomy, który obsługuje największe firmy w mieście. To on wszystkiego pilnuje.

Za jego namową kupili dużą działkę na Warmii. Prawie pół hektara z dostępem do jeziora. Okazyjnie. W trzy miesiące stanął na niej modułowy dom. Pompy ciepła, fotowoltaika, samowystarczalny.

 

- Miała to być nasza weekendowa odskocznia - mówi Marek. - Mówiliśmy z Alą, że zamieszkamy tam kiedyś na emeryturze. Przez rok byliśmy tam raz

 

- Budowę nadzorował nasz kolega, który ma firmę budowlaną i zna się na tym - mówi Marek. - Wysyłał nam zdjęcia z postępu prac. Jak wszystko było gotowe - pojechaliśmy na weekend. Wcale nie odpoczęliśmy, bo Ala wisiała przez cały czas na telefonie, a ja musiałem dokończyć pilną pracę na laptopie. Już potem nie mieliśmy czasu na odpoczynek, bo trzeba było wracać do Warszawy.

Marek pracuje głównie w nocy. Ala wychodzi przed siódmą rano, kiedy on jeszcze śpi. Obiadów nigdy wspólnie nie jedli.

- Może były jakieś pojedyncze okazje, ale to było raczej bardzo dawno - mówi Marek. - Ala je obiady na mieście, albo zamawia catering. Ja tam samo.

Nie mają też zbyt wielu okazji, żeby razem spędzać weekendy. Ala ma otwarty gabinet w soboty; zdarza się jej pracować wtedy także do późna w nocy. Marek najczęściej w soboty i niedziele robi to, na co w tygodniu nie ma czasu. Często są to jakieś zaległe zlecenia od znajomych.

 

- Nie pamiętam, kiedy ostatni raz byliśmy na jakieś imprezie - dodaje Marek. - Ciągle nie mamy na nic czasu

 

Kilka lat temu udało im się tak zgrać, że mieli dwa tygodnie wolnego. Zdecydowali się na Egipt - all inclucive.

- Przez kilka dni odsypialiśmy zarwane noce - mówi. - Nie chciało nam się nawet wychodzić z pokoju. Nadrabialiśmy zaległości - także te łóżkowe. Wróciliśmy po dziesięciu dniach z nastawieniem, że takie wypady musimy robić częściej. Już następnego dnia po powrocie mieliśmy wybrać się na rowery - po raz pierwszy od dnia ślubu. Wyciągnąłem je zakurzone z garażu. I wtedy zadzwonił telefon. Padła sieć w firmie. Tyle było z naszej przejażdżki. Rowery do dzisiaj stoją nieużywane.

Kiedyś dostał w prezencie abonament na zajęcia fitness w znanym, warszawskim klubie. Dla niego i dla Ali. Stracił już termin ważności. Nie skorzystali z niego ani razu.

- Dużo pracuję zdalnie - mówi Marek. - Większość dnia spędzam w pozycji siedzącej. Już miałem takie poranki, kiedy wstanie z łóżka zajęło mi ponad kwadrans. Mój kręgosłup na odcinku lędźwiowym daje mi się ostro we znaki. Ala zaczyna mieć już również z tym problemy.

Żona Marka miała już wcześniej w mieszkaniu bogatą kolekcję książek. Po ślubie Marek zabrał swoje. Mają całą ścianę książek. Regał był robiony na zamówienie. Wciąż dokupują nowe.

- Te, które są do przeczytania zawsze kładziemy na podłodze. Czekają na swoją kolejkę. Nazbierało się ich już tyle, że nie ma ich gdzie kłaść. - tłumaczy Marek.

 

- Ala czasami próbuje coś poczytać przed spaniem, ale zasypia po minucie, bo jest tak zmęczona

 

Większość czynności, typowo domowych robią zazwyczaj w pośpiechu.

- Drobne sprzątanie jest głównie na mojej głowie, bo zazwyczaj to ja jestem w domu - mówi Marek. - W soboty przychodzi pani, która robi generalne porządki, łącznie z prasowaniem. Ja wtedy pracuję w gabinecie. Nie wiem nawet, co to znaczy przedświąteczna krzątanina. My zawsze przed każdymi świętami mamy tyle pracy, że nie mamy czasu na jakieś zakupy, nie mówiąc już o gotowaniu wigilijnych potraw. Wszystko zamawiamy w pobliskiej restauracji.

Nie mają też zbyt wiele czasu na spotkania ze znajomymi czy rodziną.

- Z moim bratem widuję się raz do roku - przyznaje Marek. - Podobnie jest z naszymi wspólnymi znajomymi. Już przestali nas nawet zapraszać do siebie, bo zawsze nam coś wypadnie z pracą.

Udało im się jednak przed tygodniem. Ala zamknęła na weekend gabinet. Wreszcie zdecydowała się na gruntowny remont instalacji elektrycznej. Powinna to już zrobić kilka lat temu. Wtedy zadzwonił Jacek - ich najlepszy kumpel. Był zaskoczony, kiedy usłyszał potwierdzenie, że przyjdą na jego imieniny. Zazwyczaj zasłaniali się pracą.

- Było kilkanaście osób - mówi. - Z wieloma dawno się nie widzieliśmy.

Impreza trwała prawie do rana. Było wesoło, a Marek z Alą przez kolejne dni mieli o czym myśleć...

- Przegadaliśmy z Alą cały dzień. Na tej imprezie za bardzo się nie odzywaliśmy. Każdy opowiadał o swoich dzieciach, jak rosną, jak się rozwijają, o tym, jak spędzili super urlop pod namiotem, ktoś objechał z żoną Balaton rowerem. Z Alą nie mieliśmy za bardzo co opowiadać. Chyba, że o wspomnieniach sprzed lat, kiedy jako studenci przez dwa tygodnie łaziliśmy po Bieszczadach, a teraz co? Kogo zainteresuje, że mamy fajny dom nad jeziorem, a nie mamy czasu tam pojechać? Co z tego, że mamy pieniądze, skoro nie mamy ich na kogo wydawać. Nawet nie mieliśmy nigdy czasu, żeby poważnie pomyśleć o potomstwie. Bo praca. Wiecznie praca. Dużo nam umknęło w tym życiu. Dobrze nam zrobiła ta impreza. Wieczorem Ala postanowiła, że od tej pory nie będzie już pracować w weekendy. Pierwszy krok zrobiliśmy. Będą następne. Też chciałbym się kiedyś pochwalić, że moje dziecko ząbkuje...

 

 

 

 

 

Tagi:

pieniądze,  rodzina, 

Kliknij, aby zamknąć artykuł i wrócić do strony głównej.

Polecane artykuły:

Podobne artykuły:

Powrót
Wyszukiwarka
Newsletter
zapisz