Arek miał prawie całe życie pod górkę. Od kiedy pamięta, ojciec się nimi w ogóle nie interesował. Rzadko był trzeźwy.

- Mama miała nas trójkę na głowie - mówi. - Ja byłem najmłodszy.

Ojciec był kierowcą. Jeździł ciężarówką. Kiedy stracił prawo jazdy za jazdę po alkoholu, zaczął pracować w warsztacie.

- Wtedy pił o wiele częściej - mówi Arek. - Nie upijał się do nieprzytomności, ale musiał być cały czas na rauszu. Inaczej - jak kiedyś tłumaczył znajomemu koledze - źle się czuł.

 

Po alkoholu nie był na szczęście agresywny. Szedł najczęściej spać. Kiedy miał dobry humor, oddawał żonie większą część pensji. Zazwyczaj jednak nie miał humoru

 

- Nie pamiętam ojca uśmiechniętego - kontynuuje nasz bohater. - W ogóle się rzadko odzywał. Chyba, że przyszedł do niego kolega. Wtedy się ożywiał. Z czasem tych kolegów od kieliszka było coraz mniej. Albo się zapijali na śmierć, albo mieli wylewy czy zawały. Ojciec nigdy nie skarżył się na zdrowie. Nie wiem, czy on kiedykolwiek był u lekarza albo na zwolnieniu.

Synami się nie interesował. Czasami, od święta spytał najwyżej jak tam w szkole.

- Nie sądzę jednak, żeby się orientował który z nas jest w jakiej klasie - dodaje Arek. - Na wywiadówki zawsze chodziła mama. To ona miała na głowie i nas, i cały dom. Kiedy przychodziła z pracy - była krawcową w zakładach odzieżowych - gotowała, sprzątała, pomagała nam w lekcjach. Wieczorem padała już z nóg ze zmęczenia. Na ojca nie mogła liczyć nawet wtedy, kiedy zepsuła się pralka. Przez tydzień go prosiła, żeby zobaczył dlaczego nie wiruje. Dopiero sąsiad ją zreperował.

 

Kiedy Arek skończył 18 lat, ojciec zniknął

 

- Bywało do tej pory, że nie pojawiał się w domu przez kilka dni - mówi Arek. - Pił gdzieś wtedy z kolegami, ale zawsze wracał. Brudny, skacowany. Tym razem jednak minął tydzień, a nie dawał żadnego znaku życia. Mama przypadkowo spotkała jego kolegę. Stwierdził, że ojciec wyjechał. Nie wiedział jednak dokąd i po co. Mama zdołała jednak się dowiedzieć, że chodziło o jakąś kobietę. Ojciec miał kiedyś telefon komórkowy, ale zgubił go czy też sprzedał i od tej pory nie miał aparatu. A być może miał, ale nikt z nas nie znał do niego numeru. Od dłuższego czasu ojciec pracował dorywczo u różnych znajomych. Z tego warsztatu dawno już go wyrzucili za pijaństwo.

Po prawie trzech tygodniach od wuja dowiedzieli się, że rzeczywiście ojciec wyjechał z inną kobietą.

- Odwiedził z nią razem wujka - wyjaśnia Arek. - Poprosił o pożyczkę. Był oczywiście podpity. Ona także. Stwierdził, że chce zacząć z nią nowe życie. Pieniędzy wujek mu nie dał. Wie tylko, że mieli zamiar zaczepić się u jej znajomego w Warszawie.

 

To był w zasadzie jedyny i ostatni ślad po ojcu Arka. Od czasu do czasu wspominali go z mamą najczęściej przy okazji świąt

 

- Nawet zbytnio nie odczuliśmy, że go nie ma - wspomina Arek. - I tak nigdy się nami nie zajmował. Mama o jakiekolwiek pieniądze musiała go zawsze długo prosić. Nie oszukujmy się, nie było z ojca żadnego pożytku. Czasami jego znajomi pytali mnie na ulicy, co tam u niego. Odpowiadałem zgodnie z prawdą, że nie mam zielonego pojęcia.

Najstarszy brat - Jerzy jest od dziesięciu lat w Anglii. Pracuje tam jako kierowca. Ożenił się. Z Polką. Mają dwójkę dzieci. Marek, dwa lata starszy od Arka, od kilku lat mieszka na Wybrzeżu. Też się ożenił. Dzieci jednak jeszcze nie ma.

- Wszyscy spotykamy się przynajmniej raz w roku - albo na Boże Narodzenie albo na Wielkanoc - mówi Arek. - Często też dzwonimy do siebie. Jak koś ma kłopoty, problemy - to wie, że zawsze może liczyć na brata.

Dwa lata temu zmarła ich mama. Niby zwykłe zapalenie płuc, ale zaraziła się sepsą i niestety organizm jej nie wytrzymał.

Arek został w rodzinnym mieście. W mieszkaniu po rodzicach. Pracuje jako magazynier w dużej hurtowni spożywczej. Nie założył jeszcze rodziny, ale jest w związku z Agatą. Poznał ją na imieninach kolegi. Czasami nocuje u niego. Opiekuje się swoją chorą matką.

 

O ojcu prawie wszyscy zapomnieli. Uznali, że pewnie ułożył sobie życie na nowo i nie chce mieć z nimi nic wspólnego

 

Założyli też, że żyje. Gdyby zmarł, to policja pewnie dotarłaby do nich.

W styczniu tego roku minęło piętnaście lat, kiedy Arek po raz ostatni widział swojego rodzonego ojca. I pewnego dnia, na początku miesiąca obudził go dzwonek u drzwi.

- To był ojciec - mówi Arek. - Ledwo go poznałem. Zarośnięty, brudny. Ubrany w jakieś stare łachmany. Chwiał się. Kiedy mieszkał z nami, zawsze po oczach poznawałem, czy był pijany czy nie. Tym razem był trzeźwy.

Arek patrzył na niego w milczeniu przez dłuższą chwilę. Nie wykonał żadnego gestu.

- Najpierw czułem wściekłość - przyznaje. - Już dawno pogodziłem się, że ojca nie ma. Zapomniałem o nim. Tyle lat minęło, że w zasadzie było mi obojętne, gdzie jest i co robi. To nie był ojciec, do którego byłem przywiązany, darzyłem miłością czy szacunkiem. Do tego zostawił nas. Po chwili jednak dotarło do mnie, że stoi przede mną jednak biedny, wychudzony jak szczapa człowiek, który potrzebuje pomocy. Okazało się, że chwieje się, bo nie ma siły stać.

Arek po chwili otworzył szerzej drzwi. Ojciec powoli wszedł za próg. Zachwiał się, Arek zdążył go chwycić za ramię. Stali blisko siebie. Nie czuł od niego alkoholu. Jedynie nieprzyjemny zapach potu i dawano nie mytego ciała.

- Ojciec stanął w przedpokoju - mówi Arek. - Cicho spytał, czy może do łazienki. Skinąłem głową.

Ojca ciuchów już dawno nie było w domu. Mama je wyrzuciła. Stwierdziła, że są niepotrzebne i tylko zajmują miejsce w szafie. Dużo ich zresztą nie było.

 

Arek przyniósł ojcu swoje ubranie. Dał mu też nowy ręcznik i maszynkę do golenia. Kiedy ojciec wyszedł po kąpieli, wziął od niego stare, śmierdzące ubrania i zapakował je w plastikowy worek

 

Kazał mu siąść w salonie na fotelu. Sam usiadł naprzeciwko niego. Nie miał zamiaru mu niczego ułatwiać. Milczał. Ojciec odezwał się pierwszy.

- Zawaliłem. Wiem o tym - powiedział szeptem. - Posiedzę chwilę i sobie pójdę.

Rozmowa się zupełnie nie kleiła. Ojciec zaczął od tego, że wie o śmierci mamy. Dowiedział się o tym dopiero po pogrzebie. Przynajmniej tak twierdzi.

- Dopytywał się o Marka i Jerzego - mówi Arek. - Potem zaczął opowiadać o sobie.

Kobieta, z którą wtedy wyjechał, zmarła kilka miesięcy temu. Nie obudziła się ze snu. On sam pracował dorywczo na giełdzie handlowej. Pomagał rozładowywać samochody z warzywami, układał skrzynki, jak trzeba było, to pilnował towaru. Był też dozorcą na budowach. Jego partnerka często chorowała. Opiekował się nią. Kiedy nabierała sił - razem pili.

- Żyłem z dnia na dzień - usłyszał od ojca. - Nie muszę ci tłumaczyć, że świętoszkiem nigdy nie byłem. Gorzała mnie wykończyła. Mam jakieś guzy na wątrobie. Coś także na płucach. Nie leczę się, bo nie mam jak. Nie jestem przecież ubezpieczony.

Śniadanie zjedli w milczeniu. Ojciec nie miał zupełnie apetytu. Mówił, że schudł co najmniej 20 kilo. Przyznał się także, że od czterech miesięcy nie miał grama mocniejszego alkoholu w ustach. Nie może pić. Spróbował piwo. Po pół butelce zwymiotował. Podobnie miał po jedzeniu. Dzisiaj już jeść może, ale od alkoholu jak na razie go odrzuciło. Skąd wie o tych guzach? Kiedyś pogotowie zabrało go z ulicy. Zrobili mu wówczas badania.

- Tak przynajmniej mi tłumaczył - mówi Arek. - Nie do końca w to uwierzyłem z tym alkoholem i abstynencją, ale zrobiło mi się go po prostu żal. Siedział przede mną wrak człowieka. Przyznał się, że nie ma się gdzie podziać. Dodał, że może go jakiś kolega przygarnie. Powiedziałem, żeby przenocował. Nic nie odpowiedział. Spojrzał na mnie jednak z wdzięcznością. Tak mi się przynajmniej wydawało.

Kiedy wrócił z pracy, ojciec spał w salonie. Nawet nie usłyszał, kiedy trzasnął niechcący drzwiami.

W pracy nie wytrzymał. Zadzwonił do jednego, potem do drugiego brata.

 

- Zareagowali podobnie - mówi Arek. - Obydwoje stwierdzili szyderczo, że ojciec na stare lata przypomniał sobie o rodzinie. Nie bardzo wierzyli, że może ma wyrzuty sumienia

 

Arek nie miał sumienia wygonić ojca z domu. To wciąż był przecież też jego dom. Nawet po śmierci mamy. Agata z kolei powiedziała, żebyśmy z ojcem dali sobie trochę czasu. - Nie rób nic pochopnie - powiedziała. - Pamiętaj, że czy się to podoba, czy nie, ale to jest jednak twój ojciec.

- Ojciec po kilku dniach powiedział, że nie chce mi przeszkadzać - mówi Arek. - Było to chyba szczere. Powiedziałem, żeby został.

Każdego dnia ojciec go czymś zaskakiwał. Pozytywnym. Po raz pierwszy przyznał się, że nie był dobrym ojcem ani mężem. To była prawdziwa, męska rozmowa.

Od tej rozmowy minęło już kilka miesięcy. Mieszkają razem. Czasami Arek nocuje u Agaty. Ojciec jest już po wszystkich badaniach. Zrobili je prywatnie. Guz nie jest złośliwy, a niegroźne zmiany w płucach to powikłania po covidzie.

- Tato przytył, nabrał sił, dużo spaceruje, najczęściej odwiedza grób matki - mówi Arek. - Kilka razu przyłapałem go, jak po raz kolejny przegląda nasz album ze zdjęciami. Może mi się przewidziało, ale raz widziałem chyba jak ukradkiem wycierał łzy. Wczoraj mi z kolei powiedział, że ma cholerną tremę przed spotkaniem z Jerzym i wnukami. Mają przyjechać w lipcu. Z Markiem już się widział. Brat był dwa tygodnie temu. Nie było to może zbyt wylewne spotkanie, ale po raz pierwszy usłyszeliśmy od ojca, że gdyby mógł cofnąć czas, to szedłby na kolanach do Częstochowy, żebyśmy mu wybaczyli. Wybaczyliśmy, ale czasu jednak nie da się cofnąć, tato.

 

 

 

Tagi:

ojciec,  alkohol,  rodzina, 

Kliknij, aby zamknąć artykuł i wrócić do strony głównej.

Polecane artykuły:

Podobne artykuły:

Powrót
Wyszukiwarka
Newsletter
zapisz