Partner: Logo FacetXL.pl

Oto treść listu:

 


(...) Mieszkam niedaleko Lublina. Dwadzieścia lat temu kupiłem z żoną dom do remontu. Duża działka, blisko las, spokój, cisza. Nie znam się na budowlance, nie jestem też typem złotej rączki, ale też nie jest tak, że nie potrafię wkręcić śrubki czy wywiercić dziury w ścianie. Większość prac w domu zlecałem jednak fachowcom. Byli to głównie znajomi, potem polecani przez innych znajomych. Różni. Przez te lata przeprowadziliśmy kilka sporych remontów i jak przypomnę sobie niektórych fachowców, to aż mi skóra cierpnie.

(...) Pierwszym był miejscowy hydraulik. Znał się też na elektryce. Poleciła go właścicielka niewielkiego, wiejskiego sklepiku.

 


"Będzie pan zadowolony, on dużo nie weźmie, a zna się na robocie." - zachwalała

 


Chodziło o przeniesienie zlewozmywaka z jednej ściany kuchni na drugą. Pan Antoś okazał się miłym, sympatycznym, starszym panem. Ze zlewem uwinął się dość szybko. Wziął też rzeczywiście niewiele. Trzy stówki. Jak mu się udało jednak zamontować zlew odwrotnie - to pozostanie jego słodką tajemnicą. Ten "drobny szczegół" zauważyliśmy dopiero następnego dnia. Pan Antoś miał przyjść jeszcze raz, żeby poprawić ten zlew. Do dzisiaj się nie pojawił. Sam to zrobiłem.

(...) Następnym "fachowcem" był brat znajomej. Jasio znał się rzekomo na wszystkim. Murował, malował, naprawiał samochody i układał glazurę. Tanio, fachowo i terminowo. Tak przynajmniej zapewniał. Przekonał nas. Już dawno planowaliśmy remont starej komórki, w której chcieliśmy zrobić garaż. Jasio zapewniał, że wszystkim się zajmie. Zaczął od sprzątania. Komórka była zawalona pod sufit różnymi gratami, które stały w niej od czasu przeprowadzki. Większość tych rzeczy nadawała się do wyrzucenia. Nasz "fachowiec" okazał się nieodzowny. Stwierdził, że ma znajomego na wysypisku śmieci i za koszt paliwa i "flaszkę" dla niego, wywiezie to wszystko. Jeszcze wtedy nikt nie słyszał o segregacji śmieci. Następnego dnia stwierdził, że wszystko załatwił i zajął się remontem tej komórki. Zrobił posadzkę, podwieszany sufit, pomalował i zamontował nowe drzwi - otwierane ku górze.

 


I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie fakt, że drzwi otwierały się tylko do połowy, bo zaczepiały o skonstruowany przez "fachowca" stelaż do sufitu

 


Musiał to wszystko poprawiać, a kiedy skończył, okazało się, że źle podłączył przewody elektryczne i nie we wszystkich gniazdkach był prąd. A po włączeniu wiertarki wyłączało bezpiecznik.

(...) Nie to jednak było najgorsze. Miesiąc po akcji "wysypisko" odebrałem w pracy telefon. Jakiś mężczyzna poinformował mnie, że na swojej działce - jakieś pięć kilometrów od naszego domu - znalazł pozostawione worki ze śmieciami. Do tego mnóstwo innych rzeczy. Zaczął grzebać w tych workach i znalazł jakieś dokumenty z adresem. Moim adresem i numerem telefonu. Okazało się, że Jasio - zamiast na wysypisko - odjechał kawałek od nas i wywalił te wszystkie śmieci z garażu na niezagospodarowanej działce. Na szczęście jej właściciel nie chciał robić afery, poprosił jedynie o usunięcie tych odpadów. Jasio po moim telefonie, zrzucił oczywiście winę na swojego bratanka. Bo to on rzekomo to zrobił. Tego samego dnia jednak zabrał te śmieci, ale co się wstydu najadłem przez niego...

 


(...) Nie wiem, czy tylko ja mam takiego pecha, ale przez te wszystkie lata, to albo przepłacałem za wykonaną pracę, albo trafiałem na takich "fachowców", że samemu był to lepiej zrobił

 


(...) Kiedyś na wiosnę żona doszła do wniosku, że przydałby się ktoś na jeden dzień do pielenia ogrodu. I w internecie znalazła taką ofertę. To była firma. Kompleksowe usługi ogrodniczo-pielęgnacyjne. Zadzwoniłem tam. Właściciel firmy wypytał o wielkość ogrodu, co ma być zrobione. Chodziło nam jedynie o pozbycie się chwastów na w sumie niewielkiej, bo 10-arowej, częściowo porośniętej trawą działce. Rzucił kwotę - 250 złotych dniówki za jedną osobę. To było kilka lat temu, cena była przyzwoita. Umówiliśmy się na następny dzień rano. Miał przywieźć dwójkę pracowników. Spóźnił się kwadrans, ale to nie był problem. Mieli pracować od 8 do 16. Tymi "fachowcami" była dwójka młodziutkich studentów - jak się okazało. Szef tej firmy miał po nich przyjechać po pracy i po pieniądze oczywiście. Studenci nie mieli żadnych narzędzi, żadnych roboczych ubrań. Nic. Nawet wody. Mieliśmy z żoną tego dnia wiele spraw do załatwienia, zostawiliśmy ich na tym ogrodzie z narzędziami i pojechaliśmy do miasta.

 


Zostawiliśmy im na tarasie wodę, szklanki, zapowiedzieliśmy, że jak wcześniej skończą, to niech odpoczną na leżakach. Ale jak wyjeżdżaliśmy, to miałem złe przeczucia

 


Nie byłem pewien, czy oni odróżniają zioła od chwastów.

(...) Wróciliśmy po 15. Ręce nam opadły. Jestem przekonany, że ci studenci po raz pierwszy w życiu mieli do czynienia z pieleniem. Fakt, zrobili to dokładnie, ale w takim tempie, że musieliby mieć kilka dni czasu, żeby wypielić cały ogród. Nie doszli nawet do połowy. Za bardzo wzięli sobie do serca nasze wskazówki, bo każdy pojedynczy chwast - raz za razem - wkładali do worka. Byli przy tym tak wyczerpani pracą, że nie mieliśmy sumienia robić im wyrzutów. Za 500 złotych zrobili tyle, z czym żona uwinęłaby się - gdyby nie ból kręgosłupa - w trzy, cztery godziny. Sama.

(...) Ale miesiąc temu nasi kolejni "fachowcy" przeszli samych siebie. Trafiłem na nich na jednym z portali. Chcieliśmy wyremontować starą łazienkę na górze. Przyjechali w trójkę, obejrzeli, pokiwali głowami. Zakres prac był spory. Zerwanie starej glazury, terakoty, wymiana kabiny, sedesu, umywalki. Do tego oświetlenie. Uzgodniliśmy cenę - 12 tysięcy złotych za robociznę. Mieli pracować trzy tygodnie. Tak zaplanowali front robót.

 


Sprawnie poszło im tylko zrywanie płytek i demontaż sanitariatów. Przy każdej następnej czynności mieli pod górkę

 


Prawie codziennie nowe problemy: a to płytka krzywa, a to rura nie taka, pion nie trzyma; długo też dyskutowali nad zamontowaniem spłuczki, bo to był jakiś nowy rodzaj, z którym do tej pory nie mieli do czynienia. I codzienne telefony - do mnie, do żony. Ale najgorsze dopiero miało nadejść.

(...) Nie chcieliśmy ani kabiny prysznicowej, ani brodziku, tylko wnękę prysznicową ze szklaną ścianką. Najprostsze rozwiązanie, które wymaga jednak takiego wyprofilowania podłogi, żeby zapewnić skuteczny odpływ wody. I tutaj panowie polegli na tej wydawałoby się prostej dla fachowca czynności. Nie mam zielonego pojęcia, jak posługiwali się poziomicą, że odpływ liniowy zamontowali kilka milimetrów nad poziomem podłogi. Woda, owszem, spływała, ale na środek łazienki. Przez dłuższy czas panowie stali w tej łazience, drapali się po głowie, po czym stwierdzili, że muszą to wszystko jeszcze raz pomierzyć, przemyśleć i ...będę zadowolony.

(...) Następnego dnia rano przyjechał tylko jeden z nich. Już po jego minie widziałem, że coś się stało. Zaczął mnie przepraszać, że ten remont idzie jak po grudzie, ale oni to sobie wszystko przemyśleli i doszli do wniosku, że nie podołają tej pracy. Z rozbrajającą szczerością przyznał się, że nigdy jeszcze nie robili takiego remontu. Owszem, kładli płytki, malowali, szpachlowali, ale na tym koniec. I tu mnie zaskoczył, bo chciał mi oddać zaliczkę - 4 tysiące złotych. Wziąłem połowę. Część prac - w tym rozbiórkę jednak wykonali. Wciąż jednak nie potrafię zrozumieć, po co podjęli się tej pracy, skoro nie mieli o niej pojęcia. Teraz jestem na etapie poszukiwania kolejnej ekipy. Mam nadzieję, że wreszcie trafię na prawdziwych fachowców.

(...) I tak nic nie przebije mojego serdecznego kolegę, który znalazł "taniego, solidnego i znającego swój fach" blacharza i lakiernika samochodowego. Polecony przez kuzyna. Wymienił mu w oplu progi, błotnik, klapę bagażnika i pomalował za rzeczywiście niewielkie pieniądze. Ale przy okazji niechlujnie zabezpieczył auto przed malowaniem. Ślady lakiery zostały na uszczelkach, a nawet na felgach. "Panie Karolu, niech się pan nie boi, za te elementy panu dodatkowo nie policzę" - powiedział. I to było na serio...

 


Jak można się zabezpieczyć przed tego rodzaju sytuacjami? Ważne jest skonstruowanie odpowiedniej umowy cywilno-prawnej

 


To jest podstawa, żeby uchronić się przed ewentualnymi roszczeniami wobec wszelkiego rodzaju fachowcami. Należy jednak pamiętać o kilku podstawowych zasadach:

- Po pierwsze, bardzo ważne jest to, kto widnieje w umowie jako osoba upoważniona do jej podpisania. Jeśli zrobi to osoba nieuprawniona do tego, to ewentualne roszczenia nie mają skutków prawnych

- Ważny jest prawidłowy tytuł umowy. Jeśli firma ma wykonać np. kompleksowy remont pomieszczenia, to właśnie tak ma być to sformułowane. Podobnie jak np. w przypadku aranżacji wnętrza czy jego wykończenia.

- Zakres prac powinien być jasno sprecyzowany. Dzięki temu unikniemy nieporozumień. Przykład? Kto ma zająć się np. wywozem gruzu z rozbiórki - inwestor czy wykonawca? A to nie jest tania usługa.

- Niezwykle ważny jest kosztorys wraz z uwzględnieniem ewentualnych kosztów dodatkowych, które mogą pojawić się w trakcie prac. Najgorszym rozwiązaniem w kwestii finansowej jest formuła "dogadamy się". To "dogadanie" jest często zlokalizowane na dwóch biegunach finansowych oczekiwań i wykonawcy i inwestora.

- Dobra umowa z wykonawcą to umowa zawierająca jak najwięcej szczegółów. Daje nam to gwarancję, że nic nas nie zaskoczy w trakcie trwania np. remontu. Przy podpisywaniu umowy z wykonawcą warto przyjrzeć się dokładnie zapisom. Gdyż dzięki temu będziemy mogli rozliczyć wykonawcę z tego, do czego się zobowiązał.

 

Tagi:

remont,  fachowiec,  dom, 

Kliknij, aby zamknąć artykuł i wrócić do strony głównej.

Polecane artykuły:

Podobne artykuły:

Powrót
Wyszukiwarka
Newsletter
zapisz