Partner: Logo FacetXL.pl

W latach 70. i 80. ub. w. o jego drużynie mówiła cała Polska. Czerwono-czarni, bo tak mówiono o koszykarzach Startu pod wodzą Zdzisława Niedzieli nieraz sprawili tęgie lanie takim ówczesnym potęgom jak Śląsk, Wisła czy Lech. A na mecze lubelskich koszykarzy w hali MOSiR przychodziło pięć razy więcej chętnych niż było miejsc.

 


Lublin od zawsze kochał koszykówkę. Czterdzieści lat temu zainteresowanie tą dyscypliną osiągnęło apogeum

Sprawił to jeden człowiek – Zdzisław Niedziela i jego drużyna. To pod jego wodzą koszykarze Startu odnosili największe sukcesy w historii klubu i miasta. W 1979 i 1980 r. zdobywali brązowe medale mistrzostw Polski. Na kolejne podium koszykarzy Startu lubelscy kibice musieli czekać 40 lat.

Zdzisław Niedziela – zanim został trenerem – poznał sport „od podszewki”. Nie było dyscypliny, w której nie spróbowałby swoich sił. I we wszystkich odnosił sukcesy. Grał w piłkę nożną, ręczną, uprawiał lekkoatletykę, siatkówkę, tenis stołowy i oczywiście ukochaną koszykówkę.

Nic dziwnego, że w 1950 r. został uznany najwszechstronniejszym sportowcem Lublina. Wyprzedził m.in. inną legendę lubelskiego sportu – Janusza Cieślińskiego, znakomitego piłkarza i późniejszego trenera. W czasie wojny grali razem w okupacyjnym zespole, którego szefem był Cieśliński.

Tylko najstarsi już kibice pamiętają wyczyny Zdzisława Niedzieli na siatkarskim boisku. Jako młody chłopak wygrał mistrzostwa Lublina w grze podwójnej. Jego partnerką na boisku była Bogna Wójtowicz, późniejsza mama śp. Tomasza Wójtowicza, jednego z najlepszych siatkarzy na świecie.

 


Koszykówka 

 


Największe sukcesy odniósł jednak na koszykarskich parkietach. Do 1959 r. występował w podwójnej roli: jako zawodnik i jako trener. A grał w drużynie, której statystyki może pozazdrościć dziś niejedna drużyna, także z NBA: miała 80 procent skuteczności z rzutów z gry!

Takim wynikiem mogą dziś pochwalić się tylko najlepsi koszykarze, którzy – owszem – taką skuteczność osiągają, ale z rzutów…osobistych. Pan Zdzisław nie ukrywał, że było to możliwe, dzięki temu, że i on, i jego koledzy często zostawali na 2–3 godziny po treningu i organizowali konkursy rzutowe. Zwycięzca dostawał słodycze.

Karierę zawodnika zakończył po meczu w Zabrzu, kiedy w jednym ze spotkań trafił mu się „niedolot” i piłka nie dotknęła nawet obręczy.

Zdzisław Niedziela nigdy nie palił, rzadko sięgał po alkohol. Miał nienaganną sylwetkę i znakomitą kondycję. 

Trzy lata przed wprowadzeniem stanu wojennego w Starcie pojawił się właśnie wspomniany Kent Washington, pierwszy czarnoskóry koszykarz w naszej lidze.

 


Od tego czasu koszykówka w Lublinie stała się niezwykle popularna

Do tego stopnia, że zdobycie biletu na mecz było nie lada osiągnięciem. Zdarzały się nawet przypadki ich fałszowania. A ochrona musiała nawet kilkakrotnie interweniować na dachu hali przy al. Zygmuntowskich. Tam spotkania czerwono-czarnych oglądali najbardziej zdesperowani kibice, którzy nie mogli dostać się do hali.

W czasie występów  Washingtona w Starcie kibice często stali przez całą noc w kolejce po karnety. A ta ciągnęła się od kasy przy hali aż do mostu na Bystrzycy.

Zdzisław Niedziela stworzył drużynę, która wygrywała z ówczesnymi potęgami: Śląskiem, Resovią, Lechem czy Wisłą. Gra była oparta na szybkości. Nic dziwnego, w Starcie nie było wielu wysokich koszykarzy. Jego słynna zona press (agresywna odmiana obrony strefowej), którą wprowadził do drużyny sprawiała kłopoty najlepszym zespołom.

 


Macie dać z siebie wszystko i wygrać

 


Drużyna Niedzieli, w której grali m.in. Ireneusz Mulak, Zbigniew Pyszniak, Wojciech Szarata czy Jerzy Żytkowski była jedną z najbardziej widowiskowo grających zespołów.

– Trener Niedziela wyznawał prostą zasadę – wspomina Jerzy Żytkowski. – Mówił "macie dać z siebie wszystko i wygrać". Interesował go wyłącznie sukces. Nic innego nie wchodziło w rachubę. Był surowy, ale sprawiedliwy.

I sukcesy przyszły. A każdy młody chłopak chciał kozłować jak Washington albo imponować takim wsadem jak Mulak. Dzięki Niedzieli i jego chłopakom, sekcje koszykówki w Starcie, Lubliniance i AZS-ie przeżywały oblężenie. Tylu było chętnych do gry.

– Zdzisław Niedziela był najlepszym trenerem, z jakim przyszło mi kiedykolwiek pracować – wspomina Andrzej Frączkowski, były dyrektor Startu. – Takich szkoleniowców już teraz nie ma. Zawsze skromny, miał świetny kontakt z zawodnikami, był niesamowicie pracowity. O takich sukcesach, jakie wówczas osiągnął, możemy dziś tylko pomarzyć. Wprawdzie trzy lata temu koszykarze Startu zdobyli wicemistrzostwo kraju, ale dzisiaj to jest zupełnie inny klub. Trudno się w nim dopatrzeć rodzimych zawodników.

– Zdzisław Niedziela był wspaniałym trenerem – dodaje Jerzy Żytkowski, były zawodnik Startu. – Dużo wymagał od siebie i od zawodników. Miał wielkie marzenie: stworzyć w Lublinie koszykówkę na najwyższym poziomie. I to mu się udało.

Byli zawodnicy podkreślają, że stworzył w zespole rodzinną atmosferę. Interesował się prywatnym życiem swoich podopiecznych. Był surowy, ale sprawiedliwy. Po zwycięskim spotkaniu nie robił przeszkód, żeby jego zawodnicy wypili w autokarze po butelce piwa.

Do końca życia marzył, że „jego” Start – oparty na kolejnym pokoleniu młodych lubelskich zawodników – znów sięgnie do wspaniałych tradycji klubu.

– Po latach spotykałem go w klubie, jak grał w bilard – wspomina Jerzy Żytkowski. – Często wracał do meczów, które odbyły się kilkadziesiąt lat temu. Analizował je, mówił, dlaczego przegraliśmy. I jak dziś pokierowałby zespołem.

Trener Niedziela, już na emeryturze – wciąż kibicował swojemu klubowi. Często można go było spotkać na trybunach hali przy al. Zygmuntowskich.

Zmarł w w 2010 roku. Miał 80 lat. W Starcie przepracował 35 lat. Ze sportem był jednak związany przez niemal pół wieku.

 

 

 

Tagi:

sport,  koszykówka,  start lublin, 

Kliknij, aby zamknąć artykuł i wrócić do strony głównej.

Polecane artykuły:

Podobne artykuły:

Powrót
Wyszukiwarka
Newsletter
zapisz