Partner: Logo FacetXL.pl

Jacek z Mirkiem znali się od dziecka. Wychowali się na jednym osiedlu, mieszkali w tej samej klatce.

- Wszędzie razem chodziliśmy – mówi Jacek. - Wszystko robiliśmy wspólnie. Jak papużki-nierozłączki. Zdarzało się, że nocowaliśmy nawet u siebie.

 

W szkole byli oczywiście w jednej klasie, w jednej ławce. Potem to samo liceum. Rozstali się na studiach.

- Mirek wyjechał do Warszawy, ja zostałem w Radomiu – mówi Jacek. - Ale mieliśmy wciąż kontakt ze sobą. On przyjeżdżał na weekendy do domu. Wtedy często chodziliśmy razem na imprezy.

Pierwszy ożenił się Mirek. Pierwszy miał też dziecko. Jacek czekał z małżeństwem jeszcze kilka lat. Żony ich bardzo się polubiły.

 

- To była taka przyjaźń, że jak jeden do drugiego dzwonił, że coś potrzebuje, to rzucało się wszystko, bo dzwoni przyjaciel – dodaje Jacek.

 

- Żony się czasami śmiały, że to my powinniśmy się ożenić czy pobrać ze sobą. Nie mieliśmy też żadnych tajemnic przed sobą. Zwierzaliśmy się ze wszystkiego. Nigdy nie czułem się skrępowany wobec Mirka, kiedy np. mówiłem mu o swoich problemach w łóżku. On też zawsze radził się mnie, kiedy miał jakiś kłopot.

Jacek po studiach dostał dobrze płatną, ale i odpowiedzialną pracę – serwisował sprzęt medyczny.

- Miałem podpisane kontrakty na obsługę kilku szpitali – mówi. - Bardzo dobre pieniądze, ale musiałem być dyspozycyjny przez całą dobę. Było to dość kłopotliwe, bo musiałem zapomnieć o weekendowych imprezach z alkoholem. Potem miałem zmiennika. Wcześniej uzgadnialiśmy, kto w dany weekend będzie dyspozycyjny. Na tygodniu jednak nie było mowy o jakimś piwku, bo w każdej chwili mogłem mieć pilne zlecenie. I zdarzało się, że w nocy musiałem pędzić kilkaset kilometrów, żeby zreperować np. zepsuty inkubator.

 

Mirek z kolei nigdzie nie mógł dłużej zagrzać miejsca. Co jakiś czas zmieniał pracę

 

W końcu wziął jakąś dotacje i założył własny biznes w branży motoryzacyjnej. Po roku zwinął interes i został z dużymi długami.

- Ostrzegałem go, że się na tym nie zna i żeby nie ryzykował – mówi Jacek. - Nie dosyć, że się nie rozliczył z dotacji, to jeszcze – jak się okazało – miał zaległości w ZUS-ie. Cały on. Myślał, że jakoś to będzie. A tak musiał oddać dotację, a na dodatek wlepili mu jeszcze karę i odsetki.

Część zaległości udało mu się spłacić. Na resztę, Ania, jego żona wzięła kredyt. Nie prosili nas wtedy o pomoc.

Mirek przez dłuższy czas nie pracował. Szukał odpowiedniego zajęcia. Ania już się denerwowała, bo żyli w zasadzie tylko z jej pensji. Nieźle zarabiała, ale powoli zaczynała się buntować, że ma męża na utrzymaniu.

 

- Często się widywaliśmy – mówi Jacek. - Był taki czas, kiedy niemal codziennie wpadał do mnie do domu lub firmy

 

Miałem wynajęty niewielki warsztat, gdzie czasami urzędowałem. Kilka razy prosił mnie o jakąś niewielką pożyczkę. Nie odmawiałem. To było najczęściej kilkadziesiąt złotych, czasami sto. Raczej nie oddawał, a ja się nie upominałem. Wiedziałem, że jest w trudnej sytuacji.

W końcu miał pracę. Został korektorem w wydawnictwie. Skończył polonistykę, miał doświadczenie. Wcześniej był w trzech redakcjach, ale jak likwidowali etaty, to zaczęli od korekty. Szefem w tym wydawnictwie był dobry kolega Jacka – jeszcze ze studiów. Początkowo kręcił głową, że ma już korektorkę, ale czego się nie robi dla dawnych kolegów...

 

W wydawnictwie zarabiał niewiele, ale miał przynajmniej stałą pracę i stały, comiesięczny dochód. Powoli stawali z Anią na nogi.

Mirek starał się także o dodatkową pracę, żeby jeszcze dorobić. I znaleźli mu. Został przedstawicielem handlowym u znajomej - tym razem żony Jacka jeszcze ze szkoły średniej. Sprzedawał filtry do wody. Nie miał stałych godzin pracy. Miał jedynie płacone od sprzedanego sprzętu. Ile sprzedał – tyle zarabiał.

 

- Byłem pierwszym jego klientem – mówi Jacek. - Namówiłem też kilku znajomych, żeby mu pomóc

 

Po kilku miesiącach zadzwoniła do nich zdenerwowana Ania. Mało nie płakała. Spytała, czy może do nich wpaść.

- Już w przedpokoju rozpłakała się – mówi Jack. - Okazało się, że w tej firmie kolegi narobił długów na ponad 20 tys. zł. Nie rozliczył się z faktur, zaliczek, do tego narzucał swoją marżę.

Anię zawiadomił właściciel firmy. Powiedział, że gdyby chodziło o kogoś innego, to od razu zgłosiłby sprawę na policję. Prosił jedynie, żeby uregulować dług i o sprawie zapomni. O Mirku także. Dał jej dziesięć dni.

 

Jack próbował zdzwonić do przyjaciela. Nie odbierał. Od Ani także

 

Odzwonił już późno w nocy. Był pijany, zaczął tłumaczyć, że go okradli, że wszystko to jest nieporozumieniem, i że wszystko wyjaśni i załatwi. Jacek kazał mu jak najszybciej wracać do domu. Mieli się spotkać następnego dnia.

- Przyszedł z samego rana – mówi Jacek. - Skruszony, z obolałą miną. Przyznał się do długów. Pieniądze stracił w kasynie. Ania powiedział mu, że wpuści go domu dopiero wtedy, kiedy załatwi pieniądze, żeby oddać dług.

 

Poprosił Jacka o pożyczkę. 23 tysiące złotych.

 

- Byłem wtedy jedynym ratunkiem dla niego – mówi Jacek. - Powiedziałem, że to sporo pieniędzy i że muszę to uzgodnić z żoną. Mieliśmy się zdzwonić wieczorem.

Basia, jego żona była dość sceptyczna do tego pomysłu. Znała już Mirka od tej strony, że w sprawach finansowych był lekkomyślny. Pieniądze się go nie trzymały. Obawiała się, że nigdy tego długi nie spłaci. Z drugiej strony wiedziała, że jesteśmy od lat najlepszymi przyjaciółmi. Stanęło w końcu na tym, że miałem mu pożyczyć 15 tysięcy. Resztę musiał sam skombinować.

- Wieczorem powiedziałem mu o tym – mówi Jacek. - Zaczął mi dziękować, potem głośno się zastanawiał, gdzie pożyczy resztę. Tutaj już mu nie pomogłem. Dałem mu te pieniądze następnego dnia rano.

 

Nawet w takiej sytuacji Mirek oszukał i Anię i swojego przyjaciela. Przyznał się żonie, że Jacek pożyczył mu 13 tys. Resztę przeznaczył na kasyno.

 

- Po raz pierwszy tak ochrzaniłem Mirka, że sam miałem potem wyrzuty sumienia – mówi Jacek. - Chyba się przestraszył, bo powiedziałem, że jeśli jeszcze raz oszuka nas, to koniec z przyjaźnią. Nie chcę go widzieć na oczy.

Mirek wyszedł z tych długów. W końcu sprzedał samochód, kupił taniego volkswagena. Spłacił wszystkie zobowiązania. Wyszedł na prostą. Nadal się spotykaliśmy, o tych jego finansowych perypetiach już nawet nie wspominalismuy.

Rok później, życie Mirka i Ania zmieniło się o 180 stopni. Okazało się, że po przekształceniu ich działki rolnej na budowlane, stali się bogatymi ludźmi. Bardzo bogatymi. Za cztery działki, które sprzedali wzięli ponad milion złotych. A mieli jeszcze inne działki, ale czekali z ich sprzedażą jak podrożeją.

- Zmienili mieszkanie, samochód, widać było, że odżyli – mówi Jacek. - Cieszyliśmy się razem z nimi. Mirek wciąż pracował w tym wydawnictwie, dodatkowo dorabiał sobie zdalną pracą redakcyjną. Wciąż się odwiedzaliśmy, było tak jak dawniej.

 

Jacek zauważył w pewnym momencie, że Mirkowi przybyło wielu znajomych. Zaczął częściej z nimi przebywać jak z nim

 

Rzadziej tez dzwonił. Wcześniej nie było tygodnia, żeby do siebie nie dzwonili; umawiali się na grilla, szli razem na mecz, od czasu do czasu jeździli też na ryby.

- W pewnym momencie to się urwało – mówi Jacek. - Albo nie odbierał telefonu, ale mówił, że jest zajęty. Było to dosyć dziwne, bo do tej pory między nami było wszystko ok.

Nie poszedł też z Jackiem na mecz w kolejny weekend, mimo że wcześniej się umawiali. Od znajomych przypadkowo dowiedział się, że Mirek był jednak na tym meczu. Z jakimiś kolegami.

 

Tydzień po tym meczu Jacek zadzwonił do swojego przyjaciela. Nie bezinteresownie. Potrzebował pomocy.

 

- Miałem stłuczkę – mówi Jacek. - Nic poważnego, ale nie mogłem dodzwonić się na pomoc drogową. Przypomniałem sobie, że Mirka brat ma lawetę. Zadzwoniłem do niego. Odebrał. Co usłyszałem od przyjaciela? Że jest późno i mu głupio dzwonić do brata o tej porze. Coś jeszcze zaczął tłumaczyć, ale się rozłączyłem. Od razu sobie przypomniałem, jak jemu kilka lat temu zespsuł się samochód. W nocy, do tego w lesie. Wsiadłem w samochód i go wziąłem na hol. A to było kilkadziesiąt kilometrów od domu.

Jackowi udało się jakoś wezwać holownik. Taksówką wrócił do domu.

- Było mi cholernie przykro – mowi. - Zrozumiałem, że coś się między nami chyba skończyło.

Nie musiał zbyt długo czekac na potwierdzenie tego. Któregoś wieczoru zadzwonił do niego kolega – ten od wydawnictwa, który zatrudnił Mirka. Wiedział, że się przyjaźnią. Chciał się z nim spotkać.

- Ten kolega miał strasznego kaca moralnego – mówi Jacek. - Okazało się, że Mirek skarżył się mu, że ja zbyt wtrącam się w jego życie. Zaczął opowiadać, że zbuntowałem jego żonę przeciwko niemu, a tak w ogóle to go wykorzystuję na każdym kroku.

- Wiesz, długo się zastanawiałem, czy ci o tym powiedzieć - usłyszałem od kolegi. - Ale wiem, jak mu pomagałeś w różnych sytuacjach i doszedłem do wniosku, że powinieneś o tym wiedzieć. Przykro mi.

Po pewnym czasie zwolnił Mirka. Nie z tego powodu. Zawalił jakiś termin, druk się opóźnił.

- Po tej rozmowie długo myślałem, dlaczego mój dawny przyjaciel tak się zmienił – mówi Jacek. - Tak jakbym dostał obuchem w łeb. Chciałem zadzwonić do niego, ale doszedłem do wniosku, że nie miałbym z nim o czym rozmawiać.

Kilka dni temu to Mirek zadzwonił. Jacek był akurat w toalecie. Żona usłyszała telefon i odruchowo odebrała. Powiedziała, że Jacek jest w toalecie. Spytał tylko, czy nie załatwiłbym mu jeskiejś pracy. Jeśli tak, to czeka na telefon.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Tagi:

przyjaźń,  męska przyjaźń, 

Kliknij, aby zamknąć artykuł i wrócić do strony głównej.

Polecane artykuły:

Podobne artykuły:

Powrót
Wyszukiwarka
Newsletter
zapisz