Podobne artykuły:

Darek jest pilotem wycieczek od 38 lat. Uprawnienia zdobył jeszcze na studiach. Jest po germanistyce.

- Dobrze pamiętam ten swój pierwszy wyjazd – mówi. - Miałem zastąpić kolegę, który zachorował. To była pięciodniowa „objazdówka” po trzech stolicach: Budapeszcie, Wiedniu i Pradze. Miałem tremę, ale poradziłem sobie.

 

Alkohol jest prawie na każdym wyjeździe. I często trafi się kilka osób, które z tym przesadzają

 

- Miałem kiedyś grupę z dużego zakładu na Lubelszczyźnie – mówi. - Niektórzy byli już zmorzeni alkoholem przy samym wsiadaniu do autokaru. Mieli ze sobą pięciolitrowe baniaczki z bimbrem, który sprawnie przelali w butelki. Musieli mieć już doświadczenie, bo wiedzieli, że polewanie do kieliszków podczas jazdy z takiego dużego pojemnika nie jest wygodne. Kilka razy jeździłem z nimi po Polsce i Europie i rzeczywiście na tych wyjazdach alkohol był dla nich jedną z atrakcji, ale obyło się bez większych wpadek.

 

Podobnie było na wyjazdach z inną grupą – również z dużego zakładu z północnego regionu Lubelszczyzny. Ta grupa także potrafiła bawić się w hotelu do 5 rano, ale o godz. 7 wszyscy byli już na śniadaniu. Nikt się nie spóźniał. Byli niesamowicie zdyscyplinowani.

 

Pilot wycieczek musi być dobrym psychologiem. Zawsze się trafi ktoś roszczeniowy czy konfliktowy

 

- Na każdej wycieczce tak jest – mówi Darek. - Tworzą się grupy, podgrupy. Jeśli są jakieś sytuacje konfliktowe, to staram się dusić je w zarodku. Zazwyczaj to mi się udaje.

Na każdym wyjeździe, po każdym postoju trzeba dokładnie przeliczyć grupę. Zdarza się, że ktoś może się zawieruszyć. Tak zdarzyło się podczas jednego z wyjazdów na narty do Włoch.

- To była bardzo rozrywkowa grupa – mówi Darek. - Szczególnie aktywni byli ci na końcu autokaru. Przez całą drogę proponowali mi spróbowanie ich nalewki czy bimbru. Zatrzymaliśmy się na stacji paliw. Gdzieś we Włoszech. Część osób poszła do toalety. Przed odjazdem wszedłem tylnymi drzwiami i zacząłem liczyć grupę. Nikogo nie brakowało. Ruszyliśmy. Kiedy byliśmy już na autostradzie, to ci z tyłu stwierdzili, że brakuje jednej osoby i zaczęli mnie wołać. Sądziłem, że znowu chcą mi proponować alkohol. Ale zaniepokoiłem się. Rzeczywiście brakowało jednego z uczestników. Okazało się, że nie pomyliłem się przy liczeniu. Wszystko się zgadzało, tylko kiedy przechodziłem do przodu, to on coś sobie przypomniał i wysiadł tyłem.

Autokarem musieli dojechać do pierwszego zjazdu i za kilkanaście minut byli z powrotem na stacji. Ten, którego szukali, stał spokojnie w barze i rozmawiał z kelnerką. Był tak zajęty, że nawet nie zauważył odjazdu autokaru.

 

Drugim razem to Darek został na stacji, a autobus odjechał

 

- To był także zimowy wyjazd narciarski – mówi pilot z Lublina. - Stanęliśmy na stacji przy autostradzie. Kierowca musiał manewrować między zmrożonym zaspami. Było wąsko. Bał się, że zahaczy o twarde jak lód śnieżne przeszkody. Wysiadłem i pomagałem mu manewrować. Widział mnie w lusterkach. Kiedy już poczuł się pewniej, dodał gazu i wyjechał na autostradę. Beze mnie. Machałem mu, myślałem że mnie zobaczy w lusterku, ale odjechał.

W tym przypadku sprawdziła się stara metoda doświadczonego pilota.

- Nigdy nie zostawiam telefonu; zawsze mam go przy sobie – mówi Darek. - W portfelu mam również zapisane najważniejsze numery, gdyby np. telefon mi się rozładował. Przed każdym wyjazdem na karteczce zapisuję sobie m.in. numery do kierowców.

Tym razem to kierowca był szybszy. To on zadzwonił do Darka, że już wraca po niego.

 

Zdarzają się też sytuacje, które nie mają szczęśliwego zakończenia

 

- Kiedyś na wyjeździe do Austrii zmarł jeden z kierowców – mówi Darek. - Nie przyszedł na kolację. Kiedy nie pojawił się na śniadaniu, Darek poszedł do jego pokoju.

- Leżał w łóżku, wyglądał kiepsko, skarżył się, że piecze go w mostku. Wiedziałem od razu, że coś złego się dzieje. Od razu zadzwoniłem na pogotowie. Karetka z Zell am See dojechała za kilkanaście minut. Z nim już praktycznie nie było kontaktu. Ratownicy zadzwonili po pomoc. Bardzo szybko przyleciał śmigłowiec. Wylądował przy samym hotelu. Lekarz reanimował go jeszcze przez godzinę. Bez skutku.

Okazało się później, że w podręcznym bagażu miał silne leki na serce. Leczył się na nie od kilku lat.

 

 

Najlepsza infrastruktura turystyczna? W Austrii

 

- Taka też jest opinia uczestników - podkreśla Darek. - Organizacyjnie jest też wszystko zawsze zapięte na ostatni guzik. Nigdy nie spotkałem się z jakimiś wpadkami. Kilka razy miałem m.in. grupy niepełnosprawnych – także na wózkach inwalidzkich. Wszędzie, gdzie byliśmy nie było dla nich żadnych barier.

Na drugim biegunie – według Darka klientów – jest Słowacja.

- Najwięcej zastrzeżeń dotyczyło jakości jedzenia – mówi. - Wiele osób nie było też zadowolonych ze standardów noclegów.

 

Przez 38 lat spędził kilkaset tysięcy kilometrów w autokarze. Zwiedził praktycznie całą Europę

 

- Jeśli miałbym gdzieś zamieszkać poza Polską, to zdecydowanie w Austrii. Wiedeń lub Salzburg to według mnie idealne miejsca do mieszkania. Na każdym kroku odczuwam tam otwartość mieszkańców, którzy są bardzo tolerancyjni wobec obcych. Czuję się tam bezpiecznie i swobodnie. W Austrii można też dość komfortowo się urządzić. Pomoc socjalna jest na najwyższym poziomie. To chociażby mieszkania socjalne. Nie ma to jednak żadnego porównania z Polską. Często są to zwykłe, zadbane mieszkania w zabytkowych kamienicach, także w centrum z dużo niższym czynszem, aniżeli przy wynajmie komercyjnym. O takie lokale można się już starać po dwóch latach mieszkania w Austrii. Dwie trzecie wiedeńczyków mieszka zresztą w wyjmowanych lokalach. Generalnie to Austria jest bardzo uporządkowanym i dobrze zorganizowanym państwem. Myślę, że odnalazłbym się także w Pradze. Nie jest tak megalomańska jak Wiedeń, ale ma w sobie tyle uroku, że zawsze jadę tam z uśmiechem na ustach.

 

W Polsce jest również wiele miejsc, gdzie turyści z pewnością nie nudzą się

 

- Dla mnie Dolny Śląsk jest w turystycznej ekstraklasie – mówi Darek. - Wiele osób samą nazwę „Śląsk” kojarzy często z kopalniami i dziwi się, co tam może być atrakcyjnego. Dolny Śląsk jest moim zdaniem wciąż niedocenionym regionem. Zamek Książ i związana z nim historia rodu Hochbergów to prawdziwa perełka. Jest tu co robić.

 

Do każdego nowego wyjazdu musi się dokładnie przygotować

 

- To tomy książek, przewodników, filmów w internecie – mówi. - Nie zawsze korzystam z pomocy przewodników. Zdarza się również, że piloci mają często większą wiedzę od samych przewodników. Każdy z nich zazwyczaj prowadzi grupę w oparciu o własną, autorską narrację. Pilot ma do czynienia z wieloma przewodnikami, poznaje przez to różne interpretacje, fakty czy nawet anegdoty. Na tej podstawie możemy opowiadać o historii danego miejsca z dużo szerszej perspektywy.

 

Wśród pilotów krąży opinia, że najbardziej wymagającymi grupami turystycznymi są nauczyciele

 

- Ja tak nie uważam – mówi Darek. - Może wynika to z faktu, że na wyjazdach są w innej roli – słuchaczy. Na pewno są dociekliwi. W Sighisoarze, w Rumunii jest znane muzeum historyczne. Na tarasie widokowym są zamontowane mosiężne tabliczki z nazwami różnych miast i odległościami do nich. Wśród tych miast jest Warszawa i Zamość. Nikt nie wie, skąd akurat Zamość. Nikt też, oprócz jednej nauczycielki, nie spytał mnie, dlaczego do Zamościa jest według tej tabliczki tylko 500 kilometrów. A odpowiedź jest bardzo prosta, bo chodzi o odległość w linii prostej. Samochodem jest prawie dwa razy dalej.

 

Pilot jest najbardziej szczęśliwy, kiedy cała grupa – w komplecie – już śpi

 

- Wtedy jest czas dla siebie – mówi Darek. - Ale nie jest to praca dla tych, którzy lubią chodzić wcześnie spać. Ja akurat jestem pod tym względem wytrzymały, mimo że nigdy nie śpię w autokarze. Nie potrafię zasnąć podczas jazdy. Nic na to nie poradzę.

Nasz bohater jest już przyzwyczajony do życia na walizkach.

- Wiele razy miałem takie wyjazdy, że wracałem o piątej rano do domu prosto z Alp, a za godzinę miałem kolejną wycieczkę do Rumunii. Jestem już w stanie spakować się w kilkanaście minut. Przez te lata nabrałem takiego doświadczenia, że wiem dokładnie, czego potrzebuję na dany wyjazd.

Nagrodą za ich pracę są przede wszystkim zadowolone miny uczestników.

- Kiedyś miałem kolejny wyjazd w Alpy – mówi Darek. - Część grupy chciała jednego dnia odpocząć od nart. Zaproponowałem im wyjazd na lodowiec. Kiedy dotarliśmy na szczyt, wiele osób z zachwytem spojrzało na roztaczającą się panoramę. Jedna z kobiet na cały głos krzyknęła:

- Panie Darku, dziękuję! A ja głupia tyle lat jeździłam nad zimne polskie morze…

 

 

Każdy z pilotów ma swoją przeżytą, niecodzienną historię. O wielu z nich krążą już legendy

 

- Moja koleżanka miała kiedyś w Lublinie grupę niemieckich turystów – opowiada Darek. - Podjechali pod katedrę w centrum miasta. Kiedy wysiedli, Niemcy ze zdumieniem zauważyli na pobliskiej wieży...hitlerowską flagę. Konsternacja. Koleżanka szybko wytłumaczyła, że akurat w mieście przebywa ekipa filmowa i kręci film w czasów wojny.

Inna historia, o której opowiadają sobie piloci i przewodnicy, dotyczy również grupy niemieckich turystów. Było to wiele lat temu w Krakowie. Przewodnik, starszy już mężczyzna, miał dość specyficzny sposób witania turystów. Zaczął od słów: „Witam państwa w starym, niemieckim mieście...”. Rozległy się nieśmiałe brawa niemieckich emerytów zza naszej zachodniej granicy. Potem coraz głośniejsze. Nie wszyscy usłyszeli dalszą cześć powitania. A brzmiała ona: „…jak twierdzili kiedyś naziści...”

 

Jeśli macie Państwo ciekawe historie związane z podróżowaniem - podzielcie się z nami! Piszcie na adres: redakcja@facetxl.pl

 

 

 

 

 

Tagi:

wycieczka,  pilot,  przewodnik, 

Kliknij, aby zamknąć artykuł i wrócić do strony głównej.

Polecane artykuły:

Podobne artykuły:

Powrót
Wyszukiwarka
Newsletter
zapisz