Adam do końca łudził się, że Bogdan, jego najlepszy przyjaciel, to z tym domem się jedynie przechwalał. Kiedy jednak zobaczył projekt - zrozumiał, że on na poważne przymierza się do budowy.

- Czułem w sercu zazdrość - przyznaje Adam. - Całe życie rywalizowaliśmy ze sobą. Najpierw w w szkole, potem w pracy, teraz jeszcze to.

 

Już rok temu bardzo przeżył, kiedy Bogdan kupił nowy samochód

 

Prosto z salonu. Do tego taki, o jakim Adam zawsze marzył. Podobnie jak Ania, jego żona.

- Zaskoczył nas wtedy kompletnie - mówi. - Zadzwonił rano, że przywiezie nam świeże jajka, które kupował od zaprzyjaźnionej gospodyni. Zamawialiśmy je raz na jakiś czas. Jak był już pod blokiem, to zadzwonił, żebym zszedł na dół. Najpierw rozglądałem się za jego czerwonym volkswagenem. Nie zauważyłem go w nowym, lśniącym nowością land roverze. Zamurowało mnie. Samochód był przepiękny. Ania akurat wyszła na balkon i zaraz też zeszła, żeby go zobaczyć. Po jej minie było widać, że zrobił na niej tak samo duże wrażenie.

Nawet nie pytał o cenę. Wiedział, że takie auto jest poza jego zasięgiem.

- Bogdan miał zaradnego ojca - przyznaje Adam. - Kiedyś kupił kawałek pola pod miastem. Po latach okazało się, że w tym miejscu planowane jest osiedle domków jednorodzinnych. Działki zostały przekształcone na budowlane, sprzedał je z dużym zyskiem i podzielił pieniądze pomiędzy dziećmi - Bogdanem i jego siostrą. Starczyło mu na nowy samochód, kupił działkę i postanowił się do tego budować.

O tym dowiedzieli się na imprezie, jaką Bogdan zrobił na działce. Zaprosił na nią najbliższych znajomych. Wszyscy dobrze się znali od lat. Nie mieli przed sobą tajemnic.

- Wszyscy żyliśmy mniej więcej na tym samym poziomie - przyznaje Adam. - Mieszkanie w bloku, samochód średniej klasy i praca na etacie. Wciąż się dorabialiśmy, ale nikt z naszego grona specjalnie się nie wyróżniał.

 

Bogdan był pierwszym, który nagle "wychylił" się i z tym nowym samochodem i domem

 

Adam z Bogdanem znali się najdłużej z ich grona. Jeszcze od podstawówki. Byli w jednej klasie, przez pewien czas siedzieli nawet w jednaj ławce Obydwaj się świetnie uczyli. Szli łeb w łeb. Razem też trenowali koszykówkę. Rywalizowali o miejsce w pierwszej piątce. Potem ich drogi szkolne się rozeszły. Adam poszedł do liceum, a jego najlepszy kolega do technikum elektronicznego. Potem studia.

- Byłem zawsze dobry z przedmiotów humanistycznych, Bogdan z kolei to był umysł ścisły - przyznaje Adam. - Dlatego wybrałem się na historię, a on na politechnikę.

Wciąż mieli jednak ze sobą kontakt. Do czasu kontuzji Bogdana spotykali się trzy razy w tygodniu na treningach, w weekendy umawiali się na piwo, chodzili razem na dyskoteki.

- Rywalizowaliśmy ze sobą, ale na zdrowych zasadach - mówi Adam. - Raz ja byłem górą, bo jako pierwszy zrobiłem prawo jazdy, a raz on, kiedy dostał stypendium naukowe.

Wkrótce poszli do pracy, założyli rodziny, mieli po jednym dziecku. Przez kilka lat razem jeździli na wakacje z dziećmi, żony ich dobrze się znały, bo obie były z jednego osiedla.

- Już nawet nie zliczę imprez, które razem organizowaliśmy - dodaje Adam. - Wystarczył jeden telefon i za godzinę czy dwie byliśmy albo my u nich, albo oni u nas. Znaliśmy się jak łyse konie. Jeśli ktoś znalazł się w chwilowych tarapatach, trzeba było w czymś pomóc, to zawsze, o każdej porze dnia i nocy mogliśmy na siebie liczyć.

Kiedy Bogdan dostał od ojca pokaźny zastrzyk finansowy, coś się między nimi zaczęło psuć. Nie było już tak jak dawniej.

- Z jednej strony to moja wina, bo nie będę kłamać, że czułem zazdrość - przyznaje Adam. - Samochód, działka, potem dom; to wszystko spowodowało, że w tej naszej cichej rywalizacji znacznie mnie Bogdan wyprzedził. Z drugiej jednak strony kilka razy dał mi jednak odczuć, że dzięki kasie jest kimś lepszym ode mnie. Zaczął zgrywać się na wielkiego znawcę sztuki, nagle zainteresował się operą, baletem. Już nie smakowało mu białe wino, które od lat razem piliśmy. Wolał francuskie, oczywiście z górnej półki cenowej. Zamiast wypadu nad jezioro - ja co roku od lat - specjalnie namawiał mnie na Egipt albo Turcję w ekskluzywnym hotelu.

 

Wiedział dobrze, że szkoda byłoby mi na to pieniędzy. Chciał mi jednak zaimponować i w pewien sposób być może nawet upokorzyć. Zmienił się

 

Już nie spotykali się tak często. Bogdan poznał nowych znajomych, bogatych celebrytów, często wyjeżdżał gdzieś z nimi w Polskę. Dzwonił czasami do Adama, opowiadał, w jakim są luksusowym hotelu i co wykwintnego jedli na kolację. Przechwalał się nowymi znajomościami. Imponowało mu, że z kimś znanym jest po imieniu. Nie był przedtem taki.

- Kiedy już dokończył budowę swojego domu, to pękał z dumy, a ja niestety z zazdrości - mówi Adam. - Starałem się jednak tego nie pokazywać, ale dom miał rzeczywiście okazały. Podobnie jak ogród. Trawa z rolki, dużo egzotycznych roślin w ogromnych donicach i system nawadniania - nawet kwiatów na parapecie. Oczywiście monitoring i brama na pilota.

Adam "pękł". Postanowił działać. Nie chciał być gorszym od swojego najlepszego kumpla. Zaczął namawiać Anię na kupno działki. Żeby od czegoś zacząć. Mieli trochę oszczędności. Akurat na działkę. Na budowę nie było ich stać. Żona początkowo sceptycznie podchodziła do jego pomysłu, z czasem jednak pomógł im przypadek.

- Kolega z pracy Ani przyznał się, że jego wujek chce sprzedać dużą działkę tuż za miastem - mówi Adam. - Prawie 24 ary. Dwa razy więcej niż Bogdan. Nie chciał za nią dużo, ale zależało mu na czasie. Miał firmę transportową i trafił mu się okazyjnie prawie nowy autobus do kupna. Potrzebował pieniędzy.

Szybko się dogadali i po tygodniu Adam z żoną stali się właścicielami działki.

 

Od tej pory minęły prawie trzy lata. Na działce stoi już ich dom. Ma okna, drzwi, dach, są podłogi, a nawet rynny. I tyle

 

- Nie mamy już pieniędzy na dokończenie - przyznaje Adam. - Wszystko już wydaliśmy, nie chcemy się jeszcze bardziej zadłużać. Budowę zaczęliśmy w najgorszym momencie - kiedy wybuchła wojna na Ukrainie. Najpierw podrożały wszystkie materiały, potem robocizna, a w końcu rata za kredyt wzrosła nam prawie dwukrotnie. Mieszkanie sprzedaliśmy, mieliśmy przez jakiś czas mieszkać u Ani teściów, dopóki nie zakończymy budowy. I wszystkie plany wzięły w łeb. Gnieździmy się w pięć osób w trzypokojowym mieszkaniu i modlimy się tylko o to, żeby te raty zaczęły maleć.

Z Anią są już u kresu sił. Rozważali już nawet sprzedaż niedokończonego domu.

- Nie tak to sobie wyobrażałem - przyznaje Adam. - Nie chcemy już pożyczać pieniędzy. I tak pomógł nam Ani brat; dołożyli nam też moi rodzice. To wciąż jednak mało. Potrzebujemy jeszcze co najmniej 200 tysięcy, żeby zamieszkać.

Bogdana nie zaprosił jeszcze na oględziny przyszłego domu. Adam planował to zrobić, kiedy wszystko miało być już dokończone. Dom będzie nie tylko większy, ale i na większej działce.

- Szczerze mówiąc, to nie wiem po co mi tak duży dom - przyznaje Adam. - Na mniejszej działce mielibyśmy z Ania też o wiele mniej pracy. Czasami widzę w internecie projekty o wiele mniejszych domów. Gdybyśmy się na taki zdecydowali, to pewnie już dawno mieszkalibyśmy w nim. Ale wtedy nie miałbym jak zaimponować Bogdanowi...

 

 

 

 

 

 

 

Tagi:

dom,  nieruchomość,  długi, 

Kliknij, aby zamknąć artykuł i wrócić do strony głównej.

Polecane artykuły:

Podobne artykuły:

Powrót
Wyszukiwarka
Newsletter
zapisz