Partner: Logo FacetXL.pl

Przez wiele lat uprawiałem wyczynowo sport. Skutki odczuwam do dzisiaj. Jak nie kolano, to kręgosłup albo bark. Z tym ostatnim zmagam się od dawna. Nic nie pomagało. Ani leki, ani maści. Pozostaje lekarz -specjalista. Najpierw sprawdziłem dostępnych na NFZ. Wizyta za kilka dni. Akurat ktoś zrezygnował.

To była kobieta. Konkretna, wesoła, doświadczona wiekiem i w swoim fachu. Przyjemnie nam się rozmawiało. Zaczęliśmy od pogody. Kiedy doszło do konkretów, czyli moich dolegliwości, wyraźnie się ożywiła. Zaczęła wypytywać, jaki to ból, czy nasila się w nocy i jak sobie z nim radzę. Ożywiła się, ponieważ miała podobne problemy ze swoim barkiem. Kiedy wyliczałem, jakie leki i maści zażywam, posmutniała. "Wie pan, myślałem, że ma pan jakieś nowości, to i ja bym spróbowała" - usłyszałem.

W końcu się dowiedziałem, że z tym barkiem to jest tak: trochę poboli, potem będzie spokój. I potem znowu poboli. I żebym nie brał nic przeciwbólowego, bo to tylko szkodzi wątrobie.

I nastała krępująca cisza. Pani doktor uznała, że na tym jej rola się kończy. Nieśmiało spytałem, czy coś jednak mi doradzi. "Barku panu nie zoperuję, niech pan sobie ćwiczy". A jak? Wtedy wstała, podeszła do ściany wspięła się na palce i jedną ręką zaczęła "wspinać" się po niej. "Niech pan ćwiczy bolącą stroną - jak najwyżej pan dłonią dosięgnie".

Wyszedłem zły i zawiedziony. Znajomi śmiali się, że poskąpiłem na prywatną wizytę, to czego się spodziewałem. A ja na przekór wszystkiemu, tego samego dnia zacząłem przy ścianie "wspinaczkę" na NFZ. Po trzech dniach ból minął jak ręką odjął. A taki byłem nieufny...

Tagi:

lekarz,  przychodnia,  nfz, 

Kliknij, aby zamknąć artykuł i wrócić do strony głównej.

Polecane artykuły:

Podobne artykuły:

Powrót