Daniel urodził się na wsi niedaleko Białegostoku. Tam mieszkał w rodzicami i dwójką braci. Z pracą było krucho.

- Byłem kierowcą – mówi. - Rozwoziłem pieczywo po sklepach. Minusem w tej robocie był fakt, że trzeba było wstawać w nocy i do tego marne zarobki.

W Gdańsku – za namową kolegi – zatrudnił się w firmie spedycyjnej. Dostał nowiutką furgonetkę. Jeździł po całej Polsce.

- Wynajmowałem duży pokój z kuchnią w jednorodzinnym domku. Obok byli sąsiedzi. Mieli córkę mniej więcej w moim wieku. Tak się poznaliśmy z Martą. Była pielęgniarką w szpitalu. Zaradna, gospodarna. Spodobała mi się, bo była bardzo bezpośrednia. Zawsze lubiłem konkretne dziewczyny.

 

Po drugiej randce wylądowaliśmy w łóżku. Po roku wzięliśmy ślub

 

Teść Daniela już przed weselem był w kiepskim stanie. Wcześniej miał problemy alkoholowe. Dużo pił. Dotąd, aż wątroba odmówiła posłuszeństwa. Potem dwa zawały. Wyszedł jakoś z tego. Zmarł tydzień po ślubie córki. Wylew. Mama Marty miała z kolei zaawansowaną demencję. Marta poświęcała jej mnóstwo czasu.

- Zamieszkaliśmy oczywiście u niej – mówi Daniel. - Nie miałem zbyt dużo rzeczy do przeniesienia na sąsiednią posesję.

 

Dobrze zarabiał. W domu bywał jednak rzadko. Marcie to jednak nie przeszkadzało, bo pracowała na zmiany, brałem też wiele nadgodzin. Do teściowej przychodziła wtedy jej siostra. Mieszkała niedaleko.

- Jak byłem gdzieś w rozjazdach, to w lecie często nocowałem w busie – mówi Daniel. - Miałem nad kabiną taką przybudówkę z okienkiem, gdzie spokojnie można było się wyspać. Ale jak było zimniej, to szukałem jakiegoś w miarę taniego hotelu czy innej kwatery.

 

Często jeździł na Śląsk. Niedaleko Sosnowca znalazł tani, w miarę czysty hotelik. Prowadził go starszy, sympatyczny emeryt. Były górnik.

 

- Był kibicem tak samo jak ja – mówi Daniel. - Jak byłem gdzieś w tamtych okolicach, to dzwoniłem z pytaniem, czy ma wolny pokój. Najczęściej miał. Kilka razy przyjechałem późno w nocy, a tu czekała na mnie gorąca jajecznica. Nie miał jakiś super zysków z tego hoteliku, ale zawsze coś tam dorobił do emerytury, poza tym po śmierci żony czuł się samotny, a tak zawsze mógł z kimś porozmawiać – tak jak ze mną. Zawsze też miał okazję, żeby z kimś wieczorem posiedzieć przy piwie czy wódeczce. A to lubił.

 

Któregoś razu, pan Gerard spytał Daniela, czy nie potrzebuje towarzystwa na noc.

 

- Wtedy trochę wypiliśmy – tłumaczy nasz bohater. - Wiedział, że jestem żonaty. Obróciłem to w żart, ale on się uparł, że i tak musi zadzwonić do jakiejś Edytki. Ja w tym czasie poszedłem do toalety.

Kiedy wrócił, właściciel napełnił po raz kolejny kieliszki i się dziwnie uśmiechnął.

 

Edyta okazała się atrakcyjną trzydziestolatką. Wyglądała nieco starzej. Przyjechała pół godziny po telefonie pana Gerarda

- Na jej widok zabuzowały we mnie chyba wszystkie zmysły – mówi Daniel. - To była też sprawka alkoholu. Wystarczyło, że się mocniej nachyliła. Takiego biustu to w życiu nie widziałem. Pan Gerard gdzieś się zaraz zmył, zostałem z nią sam na sam. Okazało się, że ta Edyta była jeszcze bardziej konkretna od mojej Marty. Zaczęła mnie rozbierać już w drodze do mojego pokoju. Po godzinie Daniel miał jeszcze ochotę na seks, ale przecenił swoje siły. Edyta była profesjonalistką. Ta noc kosztowała Daniela dodatkowe 400 zł. Oprócz kosztów noclegu i śniadania, które nie było u pana Gerarda w cenie noclegu.

 

- Dała mi swój numer telefonu – dodaje Daniel. - Nie ukrywam, że za każdym kolejny razem, kiedy byłem w okolicy, to nie mogłem się doczekać, kiedy znów znajdę się z nią w łóżku

 

Z Martą dobrze mu się układało. Nie czuli potrzeby, żeby sobie codziennie prawić komplementy, czy zapewniać o dozgonnej miłości. Nie wydzwaniali też codziennie do siebie, kiedy Daniel był w trasie. Chyba, że było coś ważnego. Marta nie lubiła – jak to sama powiedziała – „strzępić języka nadaremno”. Nawet jak dzwoniła jej przyjaciółka, czy koleżanka z pracy, to ograniczała się jedynie do potakiwania. Nie lubiła plotkować czy godzinami gadać o wszystkim i o niczym.

 

Edyta nie była jedyną, z którą Daniel zdradzał Martę. Było ich więcej

 

- Nie to, że byłem jakimś Casanovą, ale lubiłem flirtować, co zazwyczaj kończyło się seksem – mówi 40-latek. - Nie zawsze to planowałem. Czasami był to czysty przypadek. Kiedyś, pamiętam że przyjechałem w ostatniej chwili do firmy, gdzie mieli mnie załadować. Już mieli zamykać. Szybko się uwinęliśmy, bo to była tylko jedna paleta. Te magazyny były kilka kilometrów od miasta – na samym obrzeżu. Już się robiło późno. Jedna z pracownic spytała, czy nie podrzuciłbym ją do miasta. I tak tamtędy wracałem. Zgodziłem się. Tak się nam fajnie gadało, że pokazałem jej moje miejsce do spania nad kabiną. Trochę czasu tam spędziliśmy…

 

Oprócz niej była również fakturzystka z małej firmy na Podkarpaciu

 

- Kiedyś po załadunku zapomniałem odebrać kwity – mówi Daniel. - Zorientowałem się, jak już odjechałem kilkanaście kilometrów. Bałem się, że nie zdążę wrócić, a w firmie nikt nie odbierał telefonu. Na szczęście jak podjechałem, to zobaczyłem, że w oknie pali się światło. Stał też jakiś osobowy samochód. Daria, bo tak się nazywała, miała już zamykać. Ja miałem przed sobą długą drogę, bo aż pod Wrocław. Zaproponowała kawę. Wyraźnie się nudziła. I tak od słowa do słowa, tę nudę jej wypełniłem. Wcześniej jednak zaciągnąłem żaluzje w oknie.

 

Kiedy wracał z trasy do domu, to już po kilku dniach ciągnęło go znowu do pracy za kółkiem. Marta wciąż była pochłonięta pracą i opieką nad mamą

 

- Nie wypytywała mnie o to, gdzie byłem, czy co woziłem – mówi. - Czasami była tak zmęczona, że nawet nie miała ochoty nadrabiać naszych zaległości w łożku. Kiedyś w żartach rzuciła, że pewnie każdy kierowca, jak wyjeżdża na trasę to zaraz na wylotówce z miasta zabiera sobie jakąś panienkę do towarzystwa. Gdyby znała prawdę…

 

- Czasami miałem wyrzuty sumienia, ale wtedy przypominałem sobie słowa pana Gerarda. Zawsze powtarzał, że czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal. To była jego dewiza. Owszem, zdradzałem Martę, ale z żadną napotkaną babą nie wiązałem się na dłużej. To nie było nic poważniejszego, żaden romans. Jedyni szybki numerek w samochodzie czy w hotelu i zaraz o tym zapominałem – tłumaczy Daniel.

 

Wpadł przez głupotę. A właściwie głupie zdjęcie

 

- Jak już mówiłem, najczęściej bywałem na Śląsku, czasami nawet dwa-trzy razy w miesiącu – mówi. - Wtedy nie szukałem żadnych nowych przygód. Była przecież Edyta. Nie zawsze jednak mogła się ze mną spotkać. Wtedy spędzałem czas z panem Gerardem przy kieliszku.

Edycie zawsze płacił. Któregoś razu jednak nie wzięła od niego pieniędzy. „To prezent na dzień dziecka” – zaśmiała się.

Daniel lubił z nią spędzać czas. Nie tylko ze względu na seks, jakiego nigdy nie miał z żoną. Edyta była zupełnie inna od Marty. Lubił się jej zwierzać. Nie komentowała, nie doradzała, po prostu słuchała.

- Łapałem się na tym, że jak byłem gdzieś w trasie, to tęskniłem za nią – mówi. - Zastępowała mi i żonę, i kochankę, i mamę.

 

Miesiąc temu po raz kolejny spędził z Martą upojny wieczór. Długo jej wcześniej nie widział

 

- Kiedy wychodziła, to poprosiłem, żeby się ładnie uśmiechnęła – mówi. - Chciałem jej zrobić zdjęcie. Stanęła, pochyliła się, żeby podkreślić jeszcze dekolt i zalotnie się uśmiechnęła. Udało mi się uchwycić ją w kilku pozach.

Ze Śląska ruszył wtedy w dłuższą trasę. Nie było go prawie dwa tygodnie. Po powrocie do domu miał tydzień wolnego.

- Któregoś dnia, wieczorem Marta miała migrenę – mówi Daniel. - Położyła się wcześniej do łóżka. Poszedłem się myć.

 

Kiedy wróciłem z łazienki, to zobaczyłem rozbudzoną Martę z telefonem w ręku. Moim

 

Już zasypiała, kiedy obudził ją dzwonek mojego telefonu. Zaspana, zaczęła klikać po wyświetlaczu i weszła w galerię. Edyta rzeczywiście na tym zdjęciu wyglądała bardzo prowokacyjnie. Marta tylko spytała co to jest. Nie „kto to jest”.

Pierwsze, co mi przyszło na myśl, to nie wpadać w panikę. Bez najmniejszego zająknięcia odparłem, że to znajoma kolegi, jemu wyładował się telefon i prosił, żebym zrobił zdjęcie dla niego. Potem mu je wysłałem na messengera i zapomniałem wykasować. Po oczach żony widziałem, że nie bardzo mi wierzy. A gdzie to było, a co to za kolega. Jakoś wybrnąłem.

Od tego czasu Marta jednak stała się podejrzliwa. Przed kolejnym moim wyjazdem zaczęła wypytywać o trasę, gdzie będę nocować itd. Mówiła też, że od czasu do czasu powinniśmy jednak dzwonić do siebie, kiedy ktoś wyjeżdża – tak jak ja.

 

Zdjęcia Edyty od razu wykasował. Drugi raz trudno byłoby mu się wytłumaczyć przed żoną

 

Zgodnie z obietnicą, dzwonią teraz częściej do siebie. Na Śląsk na razie Daniel nie jedzie. Ale i tak ma o czym myśleć. Kiedy był teraz w trasie, zadzwoniła Marta. Wiedział, że kilka miesięcy temu złożyła wniosek o leczenie w sanatorium. Miała jechać jesienią. Okazało się, że zwolniło się jakieś miejsce i jeśli chce, to może pojechać za trzy dni do Ciechocinka. Marta od razu się zdecydowała.

- Poprosiłem tylko, żeby często dzwoniła do mnie z tego sanatorium – kończy Daniel.- Najlepiej codziennie.

 

 

Tagi:

małżeństwo,  zdrada,  seks, 

Kliknij, aby zamknąć artykuł i wrócić do strony głównej.

Polecane artykuły:

Podobne artykuły:

Powrót
Wyszukiwarka
Newsletter
zapisz