Adam ma 52 lata. W latach 90. ub. w. miał warsztat samochodowy, potem zakład wulkanizacyjny.

- Firmę prowadziło się wtedy łatwiej niż dzisiaj – mówi. - Może i kokosów nie było, ale na swoje zawsze wychodziłem.

Kiedy po raz kolejny podnieśli mu czynsz za lokal – zamknął interes. Od kilkunastu lat pracuje jedynie dorywczo. Nigdzie nie jest zarejestrowany, nie jest także ubezpieczony.

- Przez kilka lat dorabiałem na budowach, sprowadzałem części samochodowe z Niemiec, wynajmowałem się przeróżnych prac – mówi. - Mieszkam sam. Nie mam też wielkich wymagań. To, co gdzieś zarobię, to w zupełności mi wystarcza.

Kilka lat temu kupił drewniany dom do remontu na dużej działce. Kilkanaście kilometrów od miasta.

- Kosztował mnie tyle, ile musiałbym wydać przez pięć lat na prowadzenie własnego, legalnego biznesu – wyjaśnia. - Sam go wyremontowałem. Na wszelki wypadek, żeby się nikt nie przyczepił, skąd miałem pieniądze, to spisałem z rodzicami umowę darowizny. Zarejestrowałem ją w urzędzie skarbowym.

Nie myśli na razie o emeryturze. Nie martwi go też, że nie jest nigdzie ubezpieczony.

- Od trzydziestu lat nie miałem na szczęście nawet kataru – mówi. - Raz na jakiś czas robię badania kontrolne. Prywatnie. Nie jest to wielki wydatek.

- A co będzie jak zachorujesz?

- Zarejestruję się wtedy jako bezrobotny – mówi Adam. - Jeśli – odpukać - będą miał jakiś wypadek czy nagle naprawdę poważnie zachoruję, to potem się będę martwić. Tak jak z emeryturą. Ileś tam lat płaciłem składki, to minimalne świadczenia i tak dostanę.

 

Według Adama, legalne prowadzenie jednoosobowej firmy nie zapewnia godziwych pieniędzy

 

- Nikt nie chce pracować po to, żeby zarobić jedynie na pokrycie kosztów prowadzenia działalności – mówi. - W moim przypadku tak było. Najpierw zwolniłem pracownika, potem zrezygnowałem z części garażu, żeby płacić mniejszy czynsz, ale w końcu wyszło na to, że po miesiącu ciężkiej pracy zostaje mi niewiele w kieszeni. Zdecydowałem, że nie ma sensu dalej tego ciągnąc i zamknąłem warsztat.

 

Marek z kolei zlikwidował działalność osiem lat temu. Branża budowlana. Wcześniej miał przez dwa lata firmę w Anglii

 

- Tam fiskus jest o wiele bardziej przyjazny przedsiębiorcom niż w Polsce – mówi. - U nas każdy przedsiębiorca jest traktowany jako potencjalny oszust.

Jak wyliczył, żeby opłacało mu się w Polsce prowadzić legalnie firmę, musiałby co miesiąc wypracować zysk rzędu 10-12 tysięcy złotych.

- Fizycznie nie jest to realne – tłumaczy. - Człowiek nie jest w stanie zarobić z pracy rąk więcej jak 6-7 tysięcy złotych miesięcznie. Przynajmniej tak jest w mojej branży. ZUS i księgowość to miesięczny koszt 2-3 tysięcy złotych. Paliwo, utrzymanie samochodu - to dodatkowy tysiąc. Minimum. Do tego narzędzia i inne wydatki. W sumie samych stałych kosztów wychodzi ok. 5 tysięcy. Ile z tego zostałoby mi przy legalnie prowadzonej firmie? Mniej niż zarobiłbym gdzieś na etacie.

Dlatego od kilku lat pracuje na czarno. Ma jednego pomocnika.

- Nigdzie się nie ogłaszamy – mówi. - Klientów mam umówionych z rocznym wyprzedzeniem. Nie narzekam na brak pracy. To jednak nie jest normalne. Gdyby nie pazerność państwa, to chętnie zarejestrowałbym własną firmę i dałbym pracę co najmniej czterem osobom. Tyle mam zleceń.

Emerytura? - Zamiast na ZUS, to wolę samemu odkładać. Kupiłem nie tak dawno nowe mieszkanie na kredyt hipoteczny. Zamiast składek – spłacam raty i odsetki. Dzisiaj jest warte prawie milion. Dużo więcej niż wtedy jak je kupowałem. To jest mój kapitał.

- Nie boisz się, że ktoś cię kiedyś skontroluje, że pracujecie nielegalnie?

- Nie myślę o tym – mówi. - Moi klienci to znajomi znajomych. Nigdzie się nie afiszuję.

 

Sławek, blacharz-lakiernik i mechanik samochodowy skusił się kilka lat temu na bezzwrotną dotację na prowadzenie działalności. Dostał 24 tysiące złotych. Warunkiem pożyczki było prowadzenie przez rok działalności gospodarczej.

- Za te pieniądze kupiłem m.in. komputer z oprogramowaniem i trochę specjalistycznych narzędzi do warsztatu – mówi. - Za lokal nie musiałem płacić, bo mam własny. Składka na ZUS była też początkowo na preferencyjnych zasadach. Na brak klientów nie narzekałem, a mimo to – po odliczeniu wszystkich kosztów – co miesiąc zostawało mi na przysłowiowe „waciki”. Tyle zabierał fiskus, reszta to były koszty.

Sławek rozliczył się po roku z dotacji, zrezygnował z prowadzenia legalnej działalności, ale warsztatu nie zamknął.

 

- Zdjąłem szyld, zamknąłem bramę i pracowałem po cichu – mówi. - Kokosów może nie miałem, ale nie musiałem się martwić, czy mi wystarczy do pierwszego

 

Dwa lata temu zrezygnował i z tego. Zatrudnił się u kolegi, który sprowadza samochody z całej Europy.

- Pracuję u niego na etacie i mam teraz dwa razy tyle pieniędzy – mówi. - Nie jestem w stanie zrozumieć, jak to jest możliwe, że gdzie indziej opłaca się mieć swój interes i dobrze zarabiać, ale nie w Polsce.

Podobnie uważa Krzysztof, który od ponad dwudziestu lat pracuje w branży gastronomicznej.

- Przy składce zdrowotnej liczonej od dochodu, wiele osób pójdzie z torbami – mówi. - Mnie ostatnio księgowa wyliczyła, że co miesiąc mam odprowadzać do ZUS-u ponad 3 tysiące złotych. Kogo na to stać? Przy tak wysokich rachunkach za gaz, prąd, paliwo, to przetrzymają tylko ci, którzy mają naprawdę duże obroty.

Według Krzysztofa, w najgorszej sytuacji są małe, najczęściej jednoosobowe firmy.

- Z roku na rok jest coraz gorzej – przekonuje. - Niektórzy w mojej branży nie przyjmują już płatności kartą, bo nie stać ich na to, żeby czekać kilka dni, aż pieniądze pojawią się na koncie.

Znajomy Krzysztofa miał w ubiegłym roku nadzieję na dobry biznes. Kupił food trucka. Postawił go w atrakcyjnym miejscu - przy ośrodku wypoczynkowym. Interes się dobrze kręcił. Sądził, że dużo zarobi. Okazało się jednak, że jak podliczył wszystkie koszty: prąd, gaz, dojazdy, podatki, to niewiele mu zostało.

- Sam z dużą rezerwą obserwuję kolejne ogłaszane „ulgi” dla małego biznesu - kończy Krzysztof. - Z jednej strony słychać, że jakiś podatek jest obniżany, ale w praktyce okazuje się potem, że i tak trzeba więcej zapłacić. Co roku coś się zmienia. Nie pamiętam jednak takich zmian, które nam – przedsiębiorcom – wyszłyby rzeczywiście na dobre. Też się zastanawiam, czy nie zarejestrować firmy na syna. Przynajmniej ZUS miałbym niższy. Zamiast rozwijać firmę, muszę kombinować. To nie jest normalne.

 

 

 

 

 

Tagi:

biznes,  podatki, 

Kliknij, aby zamknąć artykuł i wrócić do strony głównej.

Polecane artykuły:

Podobne artykuły:

Powrót
Wyszukiwarka
Newsletter
zapisz