Mają po 40 lat. Dwie córki - 16 i 14 lat. Maciek prowadzi dużą firmę. Przejął ją po ojcu. Produkuje i stawia drewniane domy. Ma kilka ekip, które co kilka miesięcy przerzuca z jednego końca Polski na drugi. Na brak zamówień nie narzeka. Firma przynosi mu także duże dochody.

- To rodzinny biznes - przyznaje. - Jeszcze dziadek ją zakładał. Ojciec przejął po nim ten biznes, a że zawsze miał smykałkę do interesów, to firma dość szybko stała się znana w całym kraju.

Maciek został jej właścicielem zaledwie rok po studiach. Nieco z konieczności. Tragiczny wypadek, w którym zginął jego ojciec. Zasłabł za kierownicą. Z dużą prędkością uderzył w przęsło mostu. Zginął na miejscu.

- Skończyłem ekonomię, ale o prowadzeniu firmy miałem mgliste pojęcie - mówi Maciek. - Na szczęście pomógł mi przyjaciel ojca. Był księgowym u niego w firmie i jego prawą ręką. Od niego się najwięcej nauczyłem. Wiele mu zawdzięczam. Wciąż jest w firmie. Na szczęście nie ma jeszcze zamiaru przejść na emeryturę.

 

Beatę poznał na charytatywnym balu karnawałowym. Maciek był jednym ze sponsorów

 

Dochód z balu był przeznaczony dla domu dziecka.

- Beata pracowała wtedy w urzędzie miasta - mówi Maciek. - Zajmowała się oświatą. Na balu była służbowo. Brunetka, z krótkimi włosami o chłopięcym wyglądzie nie wzbudziła początkowo mojego zainteresowania. Przypadkowo znaleźliśmy się razem przy bufecie. Uśmiechnąłem się do niej, odpowiedziała tym samym i zaczęliśmy rozmawiać. Okazało się, że skończyła politechnikę, nawet kierunek związany z budownictwem, ale ta dziedzina w ogóle jej nie interesowała. O tym się przekonała dopiero na ostatnim roku studiów. Miło nam się gawędziło.

- Spotkałem ją potem w urzędzie - mówi Maciek. - Akurat wychodziła i omal na nią nie wpadłem w drzwiach. Nic już nie załatwiłem, bo było za późno, ale obiecała, że mi pomoże następnego dnia. Zaprosiłem ją na kawę. Chętnie się zgodziła i spędziliśmy razem kilka godzin w letnim ogródku. Potem zaczęliśmy się spotykać.

 

Pasowaliśmy do siebie. Beata była i jest osoba niezwykle energiczną. To ona od początku przejęła inicjatywę w naszym związku

 

Po dwóch latach wzięli ślub. Beata była już w drugim miesiącu ciąży. O ich weselu było głośno. Ponad 200 osób, wynajęty cały hotel pod miastem. Luksusowy. Do tego pokaz sztucznych ogni, sesja zdjęciowa z drona i mnóstwo innych atrakcji.

Po ślubie młodzi zamieszkali w domu, który zbudował jeszcze ojciec Maćka. Z zewnątrz nie wyglądał okazale - parterowy, z dużym tarasem, ale w środku "na bogato". Z tyłu domu była oranżeria i wyjście na ogród. Przed domem fontanna z białego kamienia.

Mama Maćka nie polubiła Beaty. Rozwiodła się, kiedy miał 17 lat. Na stałe mieszkała w Austrii ze swoim partnerem. Maciek miał z nią dobry kontakt, chociaż nie widywali się zbyt często.

- Znałem ją na tyle dobrze, że od razu zauważyłem jej niechęć i nieufność do Beaty - przyznaje Maciek. - Widać to było gołym okiem. Mama starała się być uprzejma, ale nie do końca jej to wychodziło.

Najpierw urodziła się Maja, dwa lata później Zosia. Córki rosły jak na drożdżach. Beata poświęcała im mnóstwo czasu. Kiedy dziewczynki podrosły - poszły do żłobka, potem do przedszkola. Beata miała wówczas więcej czasu dla siebie.

- Po tych wszystkich urlopach wróciła do pracy - mówi Maciek. - Nie musiała pracować, bo stać nas było na to. Stwierdziła jednak, że w domu zanudziłaby się.

 

Byli zgodnym małżeństwem. Rzadko się kłócili. Jeśli już - to drobne spory

 

Beata decydowała o najważniejszych sprawach rodzinnych. Poza firmowymi. Tutaj się w ogóle nie wtrącała.

- Nie ożeniliśmy się z wielkiej miłości - przyznaje nasz bohater. - To nie było tak jak na filmach, że nagłe uczucie spadło na nas jak grom z jasnego nieba. Byliśmy razem, dobrze się ze sobą czuliśmy i to Beata stwierdziła, że powinniśmy wziąć ślub. Dla mnie to było tak naturalne, że nawet się nie zastanawiałem nad tą decyzją.

 

Kochałem Beatę, ale szaleństwa w naszym małżeństwie to nie było od początku. Szybko wkradła się rutyna

 

Praca, dzieci, odrabianie lekcji, ogród, czasami jakaś impreza. Tak wyglądały nasze kolejne dni. W łóżku też nie było specjalnej namiętności. Beata było pod tym względem bardzo zasadnicza. Żadnych udziwnień, zgaszone światło, szybki seks i do spania. Kiedyś nawet próbowałem coś zmienić, ale jak to ona - tonem nie znoszącym sprzeciwu stwierdziła, że mi "hormony za bardzo buzują" i na tym się skończyło.

Beata o nic nie musiała się martwić. Maciek zarabiał na tyle dobrze, że mogła sobie pozwolić na wiele rzeczy. Spełniał jej wszelkie zachcianki.

- Robiłem jej przelewy lub dawałem swoją kartę - mówi. - Czasami rzeczywiście potrafiła zaszaleć na zakupach, ale też nie było to szastaniem pieniędzy na lewo i prawo.

Trzy lata temu wybrali się wreszcie na "prawdziwy" urlop. Dwa tygodnie w Egipcie w luksusowym hotelu.

- To był prawdziwy, zasłużony relaks - mówi Maciek. - Od rana basen, plaża, mnóstwo jedzenia i alkoholu. Poznaliśmy sympatyczną parę w naszym wieku. Dużo czasu spędzaliśmy razem. Rano przychodzili później na śniadanie. Kiedyś, niby w żartach rzucili, że poranny seks jest lepszy od każdej gimnastyki. Mieli pokój obok naszego i kilka razy - w nocy, przez niedomknięte drzwi balkonowe - słyszałem odgłosy ich "gimnastyki". Beata już dawano wtedy spała. Rano to w ogóle nie miała ochoty na seks.

Urlop był udany. Odpoczęli, nabrali sił. Poza jednym - Maciek był zawiedziony żoną.

- Myślałem, że się bardziej wyluzuje, odpręży, nabierze dystansu - mówi. - Była jednak cały czas spięta, nienaturalna, i jak to ona - zasadnicza. Nic szaleństwa. Wszystko poukładane, zaplanowane, zero spontaniczności. Myślałem, że się rozrusza, ale gdzie tam.

 

Nawet w łóżku dbała o to, żebyśmy za bardzo nie hałasowali, bo co inni sobie pomyślą

 

Po powrocie znów rzucili się w wir pracy i domowych obowiązków. Wtedy na horyzoncie pojawiła się Ewa. Nowa sekretarka.

- Pani Basia, którą zatrudniał do pracy jeszcze mój ojciec, odeszła na emeryturę - mówi Maciek. - Na swoje miejsce poleciła mi swoją znajomą. To córka jej przyjaciółki. Zapewniała, że jest tak samo solidna jak ona.

Ewa okazała się nie tylko solidną, młodą pracownicą, ale do tego niezwykle atrakcyjną kobietą.

- Robiła na mężczyznach piorunujące wrażenie - przyznaje Maciek. - Wysoka, zgrabna, z długimi nogami i do tego kształtne piersi. Do tego niesamowicie inteligentna i dowcipna. Znała też trzy języki, a komputer nie stanowił dla niej żadnej tajemnicy. Idealna sekretarka.

 

Lubił ją obserwować, kiedy nie widziała. Zaczął też fantazjować na jej temat

 

Wyobrażał sobie, jak mógłby z nią uprawiać seks. Nigdy dotąd nie miał takich ciągot. Nigdy nie zdradził Beaty. - Dotąd nawet o tym nie myślałem - przyznaje Maciek. - Ewa miała jednak w sobie coś takiego, że nie mogłem oderwać od niej wzroku. Chyba to wyczuwała, bo mam wrażenie, że czasami mnie specjalnie prowokowała.

I stało się. Uległ jej urokowi. Było to na wyjeździe służbowym. Podpisywali kontrakt na budowę stoisk wystawowych.

- Po kolacji z naszymi partnerami, wróciliśmy do hotelu - mówi Maciek. - Zaproponowałem jej jeszcze drinka w pokoju. Nawet nie zdążyliśmy go wypić, kiedy wylądowaliśmy w łóżku. Tej nocy spełniłem wszelkie swoje fantazje erotyczne. Ewa okazała się niesamowitą nauczycielką w tym zakresie. To było coś niesamowitego.

Powtórzyli to jeszcze po powrocie do domu. I to wiele razy. Nigdy jednak u niej w mieszkaniu. Zawsze Maciek wynajmował jakiś hotelowy pokój pod miastem. Dwie, trzy godziny im wystarczało. Potem wracał do domu - do Beaty i dzieci.

 

- Nie, nie miałem wyrzutów - mówi. - Wiem, że krzywdziłem Beatę, ale ten seks z Ewą dawał mi takiego kopa, że zupełnie się zatraciłem.

 

Wpadł. Koleżanka Beaty spotkała go, kiedy wychodził z Ewą z hotelu i wsiadali razem do samochodu. Kiedy ją zobaczył, wiedział, że z całą pewnością powie Beacie o tym. Tak też się stało. Nie kręcił, nie zmyślał. Nawet nie próbował.

- Beata przyjęła to ze spokojem - kończy nasz bohater. - Nie robiła scen, nie było płaczu, awantury. Spytała tylko, co zamierzam z tym dalej robić. Nie wiem, czy moje przeprosiny jej w jakikolwiek sposób pomogły, ale przeprosiłem ją. Opowiedziałem jej wszystko szczerze o Ewie, o tym, że okazałem słabość i o tym, że łączy nas jedynie seks, a nie jakiś trwały związek. Bo tak było. Na koniec Beata powiedziała jedynie, że mam z tym zerwać.

Ewa wkrótce zwolniła się z pracy. Maciek wcześniej przyznał jej się do rozmowy z żoną. Stwierdziła, że nie czuje się z tym komfortowo.

- Wyjechała z miasta - mówi Maciek. - Nie mam z nią kontaktu. Z Beatą jakoś się ułożyło. Ani razu - od roku od tej rozmowy - nie wracaliśmy do tego tematu. Miesiąc temu znów spaliśmy ze sobą. Beata też coraz częściej dzwoni do mnie w czasie pracy. Wcześniej tego nie robiła. Pyta pan, czy żałuję? Tego, że skrzywdziłem i zawiodłem żonę - tak. Ale nie tego, czego w łóżku doświadczyłem z Ewą. Nie będę udawać, że to była trauma.

 

 

 

 

 

 

 

 

Tagi:

małżeństwo,  seks,  zdrada, 

Kliknij, aby zamknąć artykuł i wrócić do strony głównej.

Polecane artykuły:

Podobne artykuły:

Powrót
Wyszukiwarka
Newsletter
zapisz