- Nie wiem, co mi wtedy odbiło - zaczyna swoją historię Adam, 46-letni żonaty urzędnik i ojciec dwójki dzieci. - Po dwudziestu latach małżeństwa zachciało mi się zmian. Zachowałem się jak gówniarz. Nie wiem, co chciałem osiągnąć.

 

Pewnego dnia, po kolejnej kłótni z Alą spakował swoje rzeczy i wyprowadził się z domu. Nie miał żadnego romansu, nikogo na boku, żadnych skoków w bok

 

- Miałem chyba kryzys wieku średniego, bo inaczej tego nie mogę wytłumaczyć - mówi Adam. - Praca, dom, dzieci, to wszystko mnie w pewnym momencie przytłoczyło, nie uniosłem tego ciężaru i zawaliłem.

Zanim do tego jednak doszło, Adam przez dłuższy czas wyżywał się na swojej żonie. To na niej skupiał swoją frustrację.

- Strasznie ją krzywdziłem i nie wiem, czy mi to kiedykolwiek wybaczy - dodaje. - Jedną durną decyzją popsułem też moje relacje z dziećmi.

Ala jest nauczycielką. Zawsze chciała nią być. Od dziecka. Młodzież ją uwielbia. Co jakiś czas wygrywa wszelkie plebiscyty szkolne na najbardziej lubianego nauczyciela. Surowa, sprawiedliwa, ale ma świetny kontakt z młodymi ludźmi.

Z Adamem byli zgraną parą. Znajomi brali ich za wzór. Rozumieli się bez słów, nigdy się nie kłócili, wszystko robili razem. Żadnych skandali. Do tego dobrze wychowane dzieci. Jasio i Kasia nie stwarzali im żadnych problemów. Co roku wyjeżdżali wszyscy razem na górskie wędrówki. Całą rodziną wędrowali po szlakach. To była ich pasja.

Dzieci rosły, po maturze poszły na studia, powoli stawały się coraz bardziej samodzielne. Jasio planował po studiach wyjazd na staż do Włoch, a Kasia coraz częściej wspominała, że jak skończy psychologię, to otworzy w Warszawie swój własny gabinet terapeutyczny. Bo tam jest największe zapotrzebowanie na tego rodzaju specjalistów.

- Finansowo nie mieliśmy powodów do narzekania - mówi Adam. - Duże, przestronne mieszkanie, dwa samochody, spore oszczędności. Żadnych większych problemów ze zdrowiem; mieliśmy też mnóstwo znajomych, przyjaciół. Myśleliśmy swego czasu o zmianie mieszkania, ale w tym starym przeżyliśmy tak wspaniałe chwile, że żal byłoby się stamtąd wyprowadzać. Poza tym mieliśmy stąd blisko do pracy.

 

Dwa lata temu coś zazgrzytało w ich małżeństwie. Adam coraz częściej wybuchał z byle powodu, stał się kłótliwy, nerwowy, wszystko mu przeszkadzało.

 

- Nie wiem, co było tego powodem - tłumaczy. - Zaczęło się chyba od tego, że w pracy - u mnie w urzędzie - przyszło nowe pokolenie. Młodzi, pewni siebie, wygadani. Zaczęli rządzić. Mój przełożony był raptem kilka lat starszy od Jasia. Inni w jego wieku też się zaczęli piąć do góry, robić kariery. Chyba im tego wszystkiego zacząłem zazdrościć. Słuchałem, jak rozmawiali przez telefon po angielsku, niemiecku, bo wszędzie mieli gdzieś znajomych. Do tego te ich ciągłe opowieści o imprezach, wyjazdach weekendowych, planach na przyszłość. Wszystko im przychodziło jakoś tak łatwo, nie musieli się zbytnio natrudzić. Tak mi się przynajmniej wydawało. Poczułem się staro.

 

Adam przyznaje, że od tego czasu zaczął wiele rzeczy widzieć w ciemnych barwach. Domyślał się, że to może być początek depresji

 

Jego serdeczny kolega, który był psychologiem trochę go uspokoił. Wykluczył ją. Zalecił mu jednak odpoczynek. Nabranie dystansu.

- Jego rady niewiele mi pomogły - mówi Adam. - Któregoś dnia uświadomiłem sobie, że to, co miałem w życiu osiągnąć, to już osiągnąłem. Nie miałem już wielu szans na zrobienie kariery, awans. Stanąłem przed ścianą. Pomyślałem, że już do końca życia będę siedzieć w tym samym biurze, przy tym samym biurku i nic się już nie zmieni. Wiedziałem też, że dzieci niedługo się wyprowadzą i zostanę sam z Alą w mieszkaniu. Dzieci założą swoje rodziny, będę mieli swoje plany, problemy i czasami nas może odwiedzą, o ile nie zamieszkają gdzieś tysiące kilometrów od nas.

 

Adam wybrał najgorsze rozwiązanie. Zaczął o wszystko obwiniać swoją żonę.

 

- Pewnego dnia zauważyłem, że Ala brzydko się starzeje - mówi. - Miała zmarszczoną szyję, zmęczoną twarz, a do tego przytyło jej się. Zawsze była szczuplutka. Czasami w pracy patrzyłem na młode dziewczyny, które dopiero wkraczały w dorosłość. Zgrabne, opalone, wesołe. Taka też była kiedyś moja Ala. Dotarło do mnie, że oboje mamy najlepsze lata już za sobą. To nie jest tak, że dostrzegałem tylko proces starzenia się żony. Sam zacząłem powoli odczuwać na sobie upływ lat. Już nie wbiegałem tak szybko po schodach, bo dostawałem zadyszki. Zaczęły się problemy z kręgosłupem, ciśnieniem. To wszystko mnie powoli dołowało. I nie wiem, czym to wytłumaczyć, ale zacząłem się niemal codziennie czepiać Ali. Tak, jakby to ona była temu wszystkiemu winna.

To nie był najciekawszy okres w ich małżeństwie. Adam się zmienił. Z pogodnego, opanowanego męża stał się zrzędliwym malkontentem.

- Nic mi nie pasowało - przyznaje. - W pracy nie czułem się komfortowo, bo co tu dużo mówić, nie nadążałem za nowym systemem pracy, panikowałem, jak mi komputer się zawieszał. Najgorzej było podczas pandemii, kiedy pracowaliśmy zdalnie. To nie dla mnie. Młodzi się szybko nauczyli obsługiwać nowe programy, ja do dzisiaj mam z tym problem. Stąd też moje frustracje.

 

Ala była "pod ręką", żeby mógł te swoje frustracje na kimś wyładować. Tak to dzisiaj Adam sobie tłumaczy

 

- Miałem do niej pretensje o wszystko - mówi. - Winiłem ją nawet za to, że za mało zarabiam i przez nią nigdzie już nie awansuję, bo kiedy chciałem pójść na studia podyplomowe, to jej się zachciało drugiego dziecka. Dokuczałem jej na każdym kroku. Krytykowałem ją za strój, za fryzurę i za to, że do późna czyta książkę w łóżku, przez co nie mogę zasnąć.

Ala kilka razy nie wytrzymała ciągłych kłótni, pretensji i dąsów męża. Pewnego dnia poskarżyła się synowi. Nie miała wyjścia, bo Jasiek zauważył jej czerwone od płaczu oczy.

- To była pierwsza nasza poważna rozmowa, do tego przy dziecku - mówi Adam. - I ostrzeżenie dla mnie. Przeprosiłem Alę. Powiedziała tylko, że jest u kresu wytrzymałości. Jasiek spojrzał na mnie wtedy wymownym wzrokiem. Nie musiał nic mówić. Widziałem w jego oczach żal i rozczarowanie.

Wytrzymał tydzień bez wrzasków, krzyków i pretensji. Kiedy znów zaczął, wtedy Ala stwierdziła, że tak dalej nie da się żyć pod jednym dachem z Adamem.

 

- Jeśli tak ma wyglądać nasze dalsze życie, to masz wolną drogę - powiedziała z płaczem. - Jeśli nie możesz na mnie dłużej patrzeć, denerwują cię dzieci i rodzina, to się po prostu wyprowadź. My na pewno odetchniemy.

 

Adam "obraził" się. Tak, jakby tylko czekał na takie słowa. Następnego dnia wyprowadził się.

- Jak Ala była w pracy, to zabrałem swoje rzeczy z domu. - mówi. - Wysłałem jej tylko SMS-a. Że dopięła swego i na jakiś czas zamieszkam u kolegi. Najgłupsze, co mogłem zrobić.

Marek, jego najlepszy kolega wyjechał na jakiś czas do brata do Anglii. Przed wyjazdem dał Adamowi klucze od domu, żeby od czasu do czasu podlał kwiatki, przewietrzył mieszkanie. Powiedział, że jak będzie miał kiedyś ochotę obejrzeć w spokoju mecz, to niech się czuje jak u siebie w domu.

- Zadzwoniłem do niego - przyznaje Adam. - Powiedziałem mu, że się na jakiś czas wyprowadziłem z domu. Nie pytał o nic. Stwierdził, że mogę mieszkać u niego.

Przez pierwsze dni poza domem Adam nie rozstawał się z telefonem. Co kilka minut sprawdzał, czy ma włączony dźwięk, bo być może nie usłyszał przychodzącego połączenia.

- Byłem przekonany, że zaraz zadzwoni albo Ala, albo syn - mówi. - A tu nic. Cisza. Żadnego sygnału.

Adam nie wziął wolnego. Chodził codziennie do pracy, wracał prosto do mieszkania, oglądał telewizję, siedział przed laptopem.

- Miałem durne pretensje do Ali, że mi zasugerowała wyprowadzkę - mówi. - Przecież to ona była wszystkiemu winna. Tak uważałem. To, że nie dzwoniła to też był pretekst, żeby się dalej na nią wściekać.

 

Minęły dwa tygodnie, które spędził w mieszkaniu kolegi. Nigdzie w tym czasie nie chodził, z nikim się nie spotykał.

 

W piątek wieczorem usłyszał domofon. Jasiek.

- Sądziłem, że będzie mi robił wymówki, prawił morały - przyznaje Adam. - Tymczasem syn w krótkich, żołnierskich słowach stwierdził, że zachowuję się jak rozkapryszone dziecko i że mi chyba rozum odebrało, że tak się zachowuję. Nie dał mi nic powiedzieć. Zakrzyczał mnie. Dodał jeszcze, że nie może patrzeć, jak mama cierpi.

- Weź się ojciec ogarnij, bo zawsze byłeś dla mnie wzorem - powiedział. - Chyba nie chcesz, żebym zmienił zdanie. Podobnie jak Kasia. I przeproś mamę. Kup kwiaty.

I wyszedł. W ogóle nie słuchał Adama. Ten próbował jeszcze coś tłumaczyć, ale Jasiek tylko machnął ręką i był za drzwiami.

- Wróciłem następnego dnia - mówi Adam. - Nie spałem całą noc, myślałem o tym wszystkim, co mi Jasiek powiedział. To była jak jakaś psychoterapia szokowa.

Ala przyjęła kwiaty. Wysłuchała przeprosin. Nie komentowała jego zachowania. Obiad zjedli jednak w milczeniu. Wieczorem próbował z nią porozmawiać.

- Stwierdziła, że zawiodłem ją na całego - kończy nasz bohater. - Dała mi jednak szansę. Muszę ją wykorzystać. Nie wiem, co mi wtedy do łba strzeliło.

 

 

 

 

 

.

 

 

Tagi:

małżeństwo,  żona,  kryzys, 

Kliknij, aby zamknąć artykuł i wrócić do strony głównej.

Polecane artykuły:

Podobne artykuły:

Powrót
Wyszukiwarka
Newsletter
zapisz