Ten spadek spadła na nich jak grom z jasnego nieba. Ala, żona Adama wspominała mu kiedyś o stryju, który po kłótni z jej dziadkiem wyjechał dawno temu z rodzinnej wsi i osiadł podobno gdzieś w Ameryce. Okazało się, że po iluś latach wrócił jednak do Polski i zamieszkał pod Łowiczem. Nie utrzymywał jednak żadnego kontaktu z rodziną. Nikt nic o nim nie wiedział.

- To był jakiś rodzinny temat tabu - mówi Adam. - Dziadek Ali, jeszcze jak żył, nie chciał rozmawiać na temat swojego brata. Podobno chodziło o jakieś sprawy miłosne. Ktoś komuś odbił narzeczoną i stąd ta cała historia.

 

Okazało się, że stryj zakupił wiele lat temu duże gospodarstwo z domem i sadem. Hodował zioła, potem miał dobrze prosperującą pieczarkarnię i szklarnie

 

Zmarł w wieku 97 lat. Nie miał żadnych bliskich. Do końca życia był kawalerem.

O tym wszystkim Adam z Alą dowiedzieli się od pewnego prawnika, który dwa lata temu odwiedził ich w domu. Wcześniej zadzwonił.

- Żona była w szoku - przyznaje Adam. - Od niego dowiedziała się o losie stryja, o tym, że przez tyle lat mieszkał w Polsce i z nikim z rodziny się nie kontaktował i że zostawił majątek. Ale najważniejsze zostawił na koniec: Ala była jedyną jego spadkobierczynią.

Po kilku dniach od wizyty prawnika byli pod Łowiczem. Samo gospodarstwo było w niezłym stanie. Szklarnie były wprawdzie zrujnowane, bo od dawna nic się w nich nie działo, podobnie jak pomieszczenia gospodarcze, gdzie hulał wiatr, ale sam dom był okazały i przedstawiał z pewnością dużą wartość. Ziemię dziadek wiele lat temu oddał sąsiadom w dzierżawę w zamian za opiekę.

 

- Całość była warta kupę pieniędzy - mówi Adam. - W drodze powrotnej do domu planowaliśmy już, co zrobimy z tymi pieniędzmi. To było miłe uczucie

 

Adam z Alą byli już 23 lata razem. On pracował jako kierowca. Zaczynał w prywatnej piekarni, od trzech lat jeździł teraz busem po całej Europie, rozwożąc towar. Trzy tygodnie w trasie, potem tydzień, czasami dwa wolnego. Nieźle zarabiał, minusem było jednak spartańskie życie szofera. Ale się do tego przyzwyczaił. Nawet polubił tę pracę.

Ala pracowała w miejscowej szkole jako sekretarka. Zarobki jej nie były może zbyt imponujące, ale tak jak mąż lubiła swoją pracę.

 

Mieszkali w domu odziedziczonym po dziadku. Drewniany, z dużą werandą i działką, na której Ala zrobiła swoje warzywne królestwo

 

Każdą wolną chwilę spędzała między grządkami. Adam jej pomagał.

- W dom inwestowaliśmy każdą odłożoną złotówkę - przyznaje Adam. - Co roku było coś nowego do roboty. Wiele rzeczy robiłem sam, ale do wymiany dachu czy centralnego ogrzewania to już braliśmy fachowców, a to kosztuje.

Nie mieli oszczędności. Żyli od pierwszego do pierwszego. Jedyny ich syn od dwóch lat jest w Anglii. Pracuje w firmie spedycyjnej. Dwa, trzy razy do roku odwiedza rodziców.

- Nie mieliśmy może kokosów, ale też nie klepaliśmy biedy - przyznaje Adam. - Ala zajmowała się naszym domowym budżetem, oszczędzała na czym się tylko da, nie szaleliśmy, ale też - powiedzmy szczerze - po tylu latach małżeństwa nie dorobiliśmy się jakiegoś pokaźnego majątku. Nie mieliśmy też jednak żadnych długów.

 

Znajomy Ali, który był rzeczoznawcą majątkowym wycenił ich spadek na około 650 tysięcy złotych. Liczyli na więcej.

 

- Ala już się tak zapędziła w swoich wyliczeniach, że zaczęła myśleć o milionach - mówi Adam. - Ale i tak ta kwota robiła duże wrażenie. W życiu nie widzieliśmy tylu pieniędzy.

Dostali jednak dużo więcej - ponad dwa miliony. Dzięki koledze Ali, która chciała jak najszybciej sprzedać gospodarstwo. On ją powstrzymywał.

- Szybko pojawił się kupiec - mówi Adam. - Bardzo mu zależało na szybkiej transakcji. Wydzwaniał nawet w nocy, żeby ustalić szczegóły. Nawet się nie targował o cenę. Okazało się, że dokładnie wiedział, co robi. Część ziemi miała być wkrótce przekształcona na działki budowlane.

 

Dobrze, że ten kolega Ali był czujny. Kazał jej się wstrzymać ze sprzedażą.

 

I miał rację. Wkrótce Adam z Alą stali się milionerami. Z dnia na dzień.

- Pyta pan, jak to jest, kiedy na swoim koncie widać dwójkę i sześć zer? Przyznam się, że to dziwne uczucie. Przez tydzień siedziałem w internecie na różnych portalach sprzedażowych i co rusz łapałam się na tym, że stać mnie na tyle rzeczy, o których dotychczas mogłem jedynie pomarzyć. To było niezwykle przyjemne.

 

 

Znajomi nie kryli zazdrości. - Kierowca i sekretarka, a tu nagle taki majątek - słyszeli po kątach.

Ich życie zmieniło się z dnia na dzień. Na lepsze.

- Najbardziej cieszę się, że Bartek wrócił z Anglii - przyznaje Adam. - Nie musi się już tułać, żeby zarobić na życie. Ma już swoją firmę.

Razem ją prowadzą. Wzięli w leasing dwie ciężarówki i trzy busy. Zatrudnili też kilku kierowców. Jeżdżą po całej Europie.

- Bartek ze swoją znajomością języka i doświadczeniem spedycyjnym z Anglii wyszukuje klientów - mówi Adam. - Jak na razie firma się rozwija i przynosi już zyski.

 

Z Alą kupili też dom. Parterowy, nowocześnie urządzony, tuż pod miastem

 

Bartek zamieszkał w ich starym domu. Ma zamiar go jeszcze zmodernizować i założyć pompy ciepła.

Zmienili też samochód. I tutaj się z Alą po raz pierwszy posprzeczali. O pieniądze.

- Uparła się na taki z górnej półki za prawie 400 tys. zł - mówi Adam. - Tłumaczyłem jej, że to niepotrzebny wydatek i nie ma sensu wydawać aż tyle pieniędzy na samochód.

- Nie będziemy dziadować - usłyszałem. - Stać nas.

Udało się ją przekonać jednak do zakupu tańszego auta. Pomógł mu w tym Bartek.

 

To jego bardziej posłuchała, ale i tak z konta ubyło prawie 200 tysięcy. Tyle kosztowało nowe volvo

 

Adam niemal każdego dnia - od kiedy sprzedali gospodarstwo po stryju - z niedowierzaniem obserwuje zachowanie swojej żony.

- Do tej pory była gospodarna i oszczędna - podkreśla. - Mądrze wydawała pieniądze. Nie była przesadnie skąpa, ale dokładnie oglądała każdą złotówkę, zanim ją wydała. Od kiedy dostaliśmy tę kasę, nie liczy się zupełnie z pieniędzmi. Szasta nimi na lewo i prawo. Czasami zupełnie bez sensu.

Był okres, kiedy przestała nawet gotować. Zamawiała catering do domu. Na początku myślałem, że chce spróbować czegoś nowego, że przez miesiąc przejdziemy na zdrową dietę, ale potem wszystko będzie jak dawniej. Musiałem się wykłócać z nią, żeby z powrotem wrócić do domowego jedzenia.

Na szczęście Ala nie miała zamiaru rezygnować z pracy. Tego się Adam obawiał najbardziej.

- Nie mamy też aż tyle pieniędzy, żeby nas było stać na bezczynne siedzenie w domu - podkreśla Adam. - Do emerytury mamy jeszcze daleko.

 

Przymknął za to oko, że Ala od roku wydaje mnóstwo pieniędzy na różne zabiegi kosmetyczne.

 

Przynajmniej raz w tygodniu robi się "na bóstwo".

- Rozumiem, że to dla niej ważne, nie mam o to absolutnie żadnych pretensji - podkreśla Adam. - Nie zabierzemy przecież tych pieniędzy do grobu, ale Ala od pewnego czasu zachowuje się jak rozkapryszona, nadęta dama. Nie jest to nic fajnego. Nie znałem jej od tej strony.

Zaczęło się od tego, że po kupnie nowego domu, zaprosili znajomych na tradycyjną parapetówkę. Było kilkadziesiąt osób. Okazało się, że Ala zaprosiła nawet tych, z którymi dotychczas nie utrzymywali zbyt bliskich kontaktów.

- Teraz wiem, że chciała się pokazać przed nimi, pochwalić - mówi Adam. - Wreszcie mogła błysnąć. Obserwowałem ją uważnie na tej imprezie. Zazwyczaj była bardzo bezpośrednia, wesoła, towarzyska. A wtedy zobaczyłem ją zupełnie inną. Stała się wyniosła, powściągliwa, widać było z daleka, że podchodzi do innych z dużym dystansem. To było nienaturalne.

 

Kiedy poszedł do toalety, zupełnie przypadkowo usłyszał rozmowę dwóch najbliższych przyjaciółek Ali

 

- W toalecie było otwarte okienko skierowane w stroną tarasu - mówi. - Tam były te koleżanki. "Widziałaś, Ali to już zupełnie odbiło - usłyszał głos jednej z nich. - Niedawno chodziłyśmy razem do ciucharni, przynajmniej raz w miesiącu, a ona teraz mówi, że w życiu nie nałożyłaby sukienki, w której ktoś kiedyś chodził". I to jeszcze powiedziała to z takim obrzydzeniem. Jak to jednak kasa zmienia ludzi.

 

Nie zdradził jej treści podsłuchanej rozmowy jej koleżanek. Nie chciał ich poróżnić. Ale i tak Ala coraz rzadziej spotyka się z wieloma dawnymi znajomymi. Ma za to wielu nowych.

- To nowe koleżanki poznane w gabinecie kosmetycznym, klubie fitness czy znajome ich znajomych - dodaje Adam. - Czasami spotykają się u nas. Widzę wtedy drogie samochody przed domem. Nawet z najbliższą przyjaciółką widuje się sporadycznie. To od czasu, kiedy ta zaprosiła ją na imprezę, a Ala odmówiła. Miała przecież tego popołudnia lunch z dwoma nowymi "psiapsiółkami". Wcześniej z tą Elizą nie rozstawały się na krok.

Adam ma nadzieję, że jeszcze kiedyś znajdzie w domu swoją "starą" Alę. Tę, która gotowała wspaniały krupnik i robiła najlepsze mielone pod słońcem. Z buraczkami. Dzisiaj, jak wróci do domu, to czeka na niego sushi. Gotowe, z nowej restauracji. To nie to samo.

 

 

 

 

 

 

 

Tagi:

żona,  pieniądze,  spadek, 

Kliknij, aby zamknąć artykuł i wrócić do strony głównej.

Polecane artykuły:

Podobne artykuły:

Powrót
Wyszukiwarka
Newsletter
zapisz